Mission: Impossible – Rogue Nation

Jak wiemy z zakończenia poprzedniej części Ethan Hunt, czyli agent od zadań niewykonalnych, wyrusza na trop tajnej organizacji zwanej Syndykatem. Mimo infiltracji trwającej ponad rok, cel coraz bardziej zaczyna się oddalać. Do tego grupa działa w cieniu, kompletnie nie zostawiając żadnych śladów. Jakby tego było mało kłopotów, Syndykat wie o obecności Hunta i ten zostaje schwytany, ale udaje mu się zbiec. No i jeszcze dyrektor CIA doprowadza do rozwiązania MIF, a Hunt jest ścigany.

mission impossible 5-1

Tym razem do serii zostaje dookoptowany reżyser Christopher McQuarrie (scenarzysta „Podejrzanych”), choć jego reżyserskie dokonania były co najwyżej niezłe. I tu już najmocniej czuć inspirację Jamesem Bondem, gdzie mamy wrogą organizację, która odpowiada za wiele zła. Porwania samolotów, kradzieże broni nuklearnej, zabójstwa, zamachy oraz działanie w cieniu. Coś jak IMF, tylko w służbie zła. Do tego mamy jeszcze grę wywiadowczą, gdzie zaufanie i opcja współpracy jest na bardzo cienkim lodzie. W zasadzie jest to kontynuacja kierunku wyznaczonego przez poprzednią część, czyli znowu grupa przyjaciół (czyli ekipa Hunta) zostaje wystawiona na ciężką próbę i musi wykonać kolejne niewykonalne zadanie. Jest też poszukiwanie McGuffina, przeskoki z miejsca na miejsce oraz świetnie zainscenizowane sceny akcji.

mission impossible 5-2

Tutaj najbardziej zapada w pamięć akcja w Operze Wiedeińskiej, gdzie ma dość do zamachu (czuć tutaj klimat oraz styl klasycznych Bondów), otwierającą całość przechwycenie broni chemicznej z lecącego samolotu (czyste szaleństwo) czy włam do wodnego silosu, gdzie są przechowywane profile. W tych momentach reżyser pozwala sobie na szaleństwo i nawet jeśli mamy wrażenie, że znamy te wszystkie sztuczki, to i tak historia wciąga. W tle gra znajomy motyw, są sprawdzone zabawki (z maską oraz okularami), zaś nowa bohaterka oraz jej motywacja przez spory czas pozostaje tajemnicą. I to jeszcze bardziej pomaga w budowaniu napięcia, a także pokazuje stosunki panujące między wywiadami.

mission impossible 5-3

Jeśli coś nadal zawodzi to główny antagonista, który przez większość czasu wydaje się niemal nieobecny. Do tego jego motywacja (były agent, który czuje się zdradzony przez system i zamierza zniszczyć świat) to kolejny banał, jakich widzieliśmy mnóstwo. Nawet jego zachrypnięty głos nie jest w stanie przykuć uwagę na dłużej. Ale też czasem akcja może wywoływać poczucie przesytu, choć finał (zaskakująco stonowany) robi piorunujące wrażenie.

mission impossible 5-4

Nikt tu nie oczekuje aktorskich cudów, lecz jest na co oglądać. Cruise coraz bardziej pokazuje, że fizycznie jest w stanie wykonać rzeczy szalone (trzymanie drzwi lecącego samolotu czy włam do zalanego wodą silosu), których nie spodziewalibyśmy się po nim. Więcej czasu na ekranie dostał za to Simon Pegg, tworząc bardzo zgrabny duet. Benji ma szansę pokazać swoje oddanie i lojalność, pokazując swoją przydatność do działania w polu. Do gry wraca też Jeremy Renner oraz Ving Rhames, stanowiąc solidne wsparcie, podobnie dobry poziom prezentuje szef CIA w wykonaniu Aleca Baldwina. Dla mnie jednak odkryciem jest Rebecca Ferguson w roli tajemniczej agentki Ilsy Faust. Mógłobym ją w dużym skrócie opisać jako żeńską wersję Hunta, tylko ładniejszą oraz równie sprawnie wyszkoloną w kwestii mordowania. Między nią a Cruisem iskrzy, choć jej motywacja oraz to, komu naprawdę służy intryguje. Jestem ciekaw, czy się znowu pojawi.

mission impossible 5-5

Powiem szczerze, że nie byłem pewny, czy „Rogue Nation” będzie w stanie konkurować z „Ghost Protocol”. Na szczęście poprzeczka zostaje zachowania, a reżyserska i scenariuszowa robota McQuarrie’ego budzi u mnie duży podziw. Co następnym razem wymyślą twórcy, by nas zaskoczyć? Jestem cholernie ciekawy.

8/10

Radosław Ostrowski

Mission: Impossible – Ghost Protocol

Seria Mission Impossible miała swoje wzloty i upadki. Jedynka była klasycznym thrillerem szpiegowskim w eleganckim stylu, przypominając kino z lat 60. Mocno rozczarowała dwójka, będąca absolutnym przeciętnym akcyjniakiem, pozbawionym napięcia oraz zaangażowania. Sytuację próbowała ratować trójka, niejako wracając do korzeni. Ale na następną cześć trzeba było czekać aż na pięć lat. Tym razem za kamerą stanął Brad Bird, który najbardziej znany był z animacji Pixara. Czy „Ghost Protocol” był w stanie podołać oczekiwaniom?

mission impossible 4-1

Sam początek to więzienie w Moskwie, gdzie znajduje się… Ethan Hunt. Dlaczego tam trafił? Co tam robił? Na razie nie jest to istotne, a najważniejsze jest wyciągnięcie superagenta przez komórkę IMF. Cała akcja kończy się sukcesem, ale następne zadanie jest o wiele poważniejsze: zostały skradzione kody nuklearne przez terrorystę o pseudonimie Kobalt. By znaleźć informacje na jego temat, ekipa w składzie: Hunt, Benji (teraz przeszkolony na agenta terenowego) oraz agentka June Carter musi zinfiltrować Kreml. Problem w tym, że cała akcja kończy się wysadzenie budynku, zaś IMF zostaje o to obwinione. Ekipa, do której dołącza analityk William Brandt zostaje odcięta od centrali i by powstrzymać Kobalta, jest zdana tylko na siebie.

mission impossible 4-2

Reżyser decyduje się niejako wywrócić całą konwencję cyklu do góry nogami, gdzie niemal wszystko wykonywał agent Hunt/Tom Cruise, zaś reszta ekipy stanowiła tylko drobny dodatek (może poza Benjim w trójce). Tutaj znacznie większy nacisk pozostaje na interakcję między ekipą, która musi się zgrać ze sobą. Dodatkowo ich największym przeciwnikiem nie jest – wbrew pozorom – terrorysta, chcący wysadzić kawałek świata z bomby jądrowej. Tutaj wrogiem jest ciągle tykający czas oraz technologia, który niemal cały czas lubi się psuć. A to maszynka do robienia masek odmawia posłuszeństwa, rękawica do przyklejania się dostaje kociokwiku, a nawet automat z zadaniem, mający dokonać autodestrukcji nie odpala się. To jeszcze bardziej podkręca napięcie i powoduje, że film ogląda się z jeszcze większym zaparciem. Także sceny akcji wyglądają naprawdę widowiskowo: od „spacerku” po najwyższym budynku świata (by włamać się do ich komputerów) przez pościg podczas burzy piaskowej aż po finałową konfrontację, gdzie każdy członek ekipy ma swoje zadanie.

mission impossible 4-3

Jedynym problemem jest tak naprawdę nijaki antagonista z nieciekawą motywacją. I nawet angaż Michaela Nyqvista nie był w stanie tego uratować. Ale to jedyny słaby punkt obsadowy. Cruise jest typowym Cruisem, jednak bardziej wyciszonym, bez momentów, gdzie puszczają mu nerwy. Tutaj jest troszkę bardziej mentorem, starającym się zachować porządek w grupie. Simon Pegg także się sprawdza i ma szansę wykazać się w scenach akcji. Dla mnie jednak największym wzmocnieniem są Paula Patton oraz Jeremy Renner, których postacie mają swoją (dość mroczną) przeszłość oraz motywacje, tworząc bardzo silne wsparcie dla ekipy.

mission impossible 4-4

I powiem szczerze, że dla mnie „Ghost Protocol” jest najlepszą częścią cyklu, która wywraca całą dotychczasową formułę do góry nogami. Sama intryga nadal jest pretekstowa dla tego typu kina, jednak realizacja jest pierwszorzędna. No i jest większy nacisk na relację, przez co zamiast „Tom Cruise ratuje świat” mamy „Tom Cruise z kolegami ratuje świat”. Niby drobiazg, ale zmienia wszystko.

8/10

Radosław Ostrowski

Mission: Impossible II

Ethan Hunt wydaje się być kolesiem, dla którego nie ma zadań nie do wykonania. Wydawało się, że w końcu będzie mógł sobie pozwolić na wakacje. Problem w tym, że tajni agenci i szpiedzy nie mają czegoś takiego jak dzień wolny. Nasz heros tym razem musi wytropić zdrajcę, który zamierza sprzedać niebezpieczny wirus zwany Chimerę. Do grupy Hunta dołącza haker Luther Stickwell oraz zwerbowana złodziejka, Nyah Hall.

mission impossible 2-1

Druga część przygód agenta Cruise’a, eeee, Hunta jest powszechnie uważana za najgorszą część całego cyklu. Tym razem za kamerą stanął sam John Woo, czyli specjalista od kina akcji. Tylko czy styl tego azjatyckiego wariata będzie pasował do kina szpiegowskiego? Sama intryga może wydawać się pretekstowa, jednak tutaj twórcy chcą podkręcić stawkę. Dlaczego? Bo pojawia się wątek romansowy, a nawet trójkąt. Bo Hunt zakochuje się w naszej złodziejce, która – uwaga, uwaga – jest byłą dziewczyną naszego antagonisty (jak się okazuje, dublera Hunta). Tylko, że ten wątek pasuje do tej serii jak pięść do oka. Dialogi w tym wątku brzmią bardzo słabo i zwyczajnie to nudzi. Rozumiem, po co to jest, by dla naszego superagenta sprawia miała charakter osobisty. Ale to kompletnie nie działa, a cała historia zwyczajnie nudzi. I do razu domyśliłem się, jakie będą komplikacje, jakie trudności staną na drodze, zaś nasz Hunt w 99% daje sobie radę.

mission impossible 2-2

Tutaj tkwi największy problem tej części: komplikacje i trudności (poza akcją w laboratorium) są zwyczajnie iluzoryczne, bo agent Cruise daje sobie radę ze wszystkim. I to widzimy już jak wspina się po Wielkim Kanionie (bo tak agenci spędzają wakacje), zaś reszta ekipy zostaje bardzo mocno zepchnięta na dalszy plan. No i maski do zmiany wyglądu (plus jeszcze czip pozwalający na zmianę głosu) są używane zbyt często, co kompletnie pozbawia napięcia.

mission impossible 2-3

Zaś styl Woo jest tutaj bronią obosieczną. Z jednej strony film wygląda o wiele bardziej widowiskowo od poprzednika, kamera bardziej wali kolorami. No i są charakterystyczne elementy jak strzelanie z dwóch giwer, obowiązkowe gołębie oraz slow-motion. Problem w tym, że to ostatnie jest tak nadużywane, iż po pewnym czasie staje się to irytujące, zaś wiele scen (zwłaszcza tych, gdzie Hunt pokazuje swoje kung-fu sztuczki) za bardzo stara się być cool. Bo inaczej jaki miałbym sens zakładania okularów w trakcie ucieczki motorem? Sytuację próbuje ratować montaż, ale to wszystko pogarsza sprawę. No i brakuje tutaj humoru, lekkości, a całość traktuje się za poważnie.

mission impossible 2-4

Aktorsko jest słabiej niż poprzednio. Cruise i Rhames wracają, ale no są. No i tyle. Główny antagonista o aparycji Douglaya Scotta jest zwyczajnie nijaki, a jego plan rozpieprzenia świata za pomocą wirusa, by zarobić na jego antidotum – ziew. Najlepiej z tego grona wypada śliczna Thandie Newton jako troszkę sprytna złodziejka Nyah, lawirująca między obecnym a byłym chłopakiem. I tylko na niej mi zależało. Jest jeszcze pomagier antagonisty, czyli lekko łotrzykowski Richard Roxburgh, ale to za mało.

Druga część pokazała w jakim kierunku opowieść o Huncie nie powinna iść. Niepotrzebnie efekciarska, za bardzo pragnąca być jak James Bond oraz bardzo cool. Styl Johna Woo kompletnie nie pasuje do kina szpiegowskiego, zaś sama akcja nie wystarczy, by zwrócić na siebie uwagę.

5/10

Radosław Ostrowski

Glass

M. Night Shyamalan ostatnimi laty zaczynał wracać do swojej formy. Kameralna „Wizyta” oraz niemal klaustrofobiczny „Split” przypomniały talent reżysera. Pytanie jednak, czy nasz specjalista od twistów utrzymuje poziom, czy jednak sukces był przedwczesny? Na to pytanie odpowiedź powinien dać „Glass”, który był ostatnią częścią trylogii superbohaterskiej Hindusa. Ale jakiej trylogii?

glass1

Wszystko zaczęło się od roku 2000, kiedy reżyser stworzył „Niezniszczalnego”. Była to opowieść o szarym facecie, który odkrywa w sobie superbohaterskie moce. „Split” – jak się okazał – był historią o narodzinach superłotra. W założeniu „Glass” ma być ostateczną konfrontacją między Davidem Dunnem a tajemniczą Bestią. I początkowo wydaje się, że będziemy szli w tym kierunku. Dunn (obecnie szef sklepu ze sprzętem do ochrony) nadal działa jako samotny mściciel i przypadkowo trafia na ślad Kevina, przetrzymującego porwane cheerleaderki. Dochodzi do bijatyki, którą kończy interwencja policji, zaś obaj panowie trafiają do strzeżonego szpitala psychiatrycznego. Tam mają zostać poddani leczeniu oraz przekonani, że nie są superbohaterami, nie mają żadnych mocy, a nadprzyrodzone sytuacje da się racjonalnie wyjaśnić. Jakby tego było mało, razem z nimi przebywa Mr. Glass – ekscentryczny pasjonata komiksów, odpowiedzialny za wiele zbrodni.

glass2

Punkt wyjścia naprawdę dawał duże pole manewru. Reżyser powoli przygotowuje grunt do konfrontacji, choć pierwsza scena akcji wydaje się dość dziwacznie sfilmowana (kamera pokazująca zdarzenia jest przyklejona tak, by widać przód protagonisty albo jest oddalona). Niemniej to jest intrygujące, ale wszystko zmienia się z miejscem akcji. Zamiast interakcji między trójką kluczowych postaci, widzimy ich odizolowanych od siebie i pojawia się pani psycholog (Sarah Paulson będąca tutaj Człowiekiem-Ekspozycją). Cała ta relacja oraz motyw, że tzw. superbohaterowie to tylko odbicie ich problemów psychicznych miała w sobie potencjał. Ale Shyamalan za bardzo przeciąga ten wątek, przez co czułem się znużony, zaś dialogi są rzucane w tak łopatologiczny sposób, że aż to naprawdę boli. Pojawiają się zbędne retrospekcje oraz postacie niejako wspierające każdego z wyjątkowych postaci.

glass3

Najgorsze jednak Shyamalan zostawia na koniec. Oczywiście musi zaserwować masę twistów oraz wolt, a finałowe starcie okazuje się być pozbawione jakiegokolwiek napięcia. Jakby tego było mało, zachowanie postaci staje się coraz bardziej irracjonalne, zaś wielki plan Glassa oraz ostatnie 20-25 minut wywołało we mnie poczucie żenady (zwłaszcza śmierć jednego z bohaterów). Najchętniej wymazałbym je z pamięci, gdybym mógł.

glass4

Nawet aktorzy (i to nawet zdolni) nie mają tak naprawdę zbyt wiele do roboty. Bruce Willis jako Dunn miewa przebłyski oraz chwile, kiedy zaczyna wątpić w swoje moce. Ale przez większość czasu zwyczajnie siedzi i smutną ma twarz. Samuel L. Jackson przez większość filmu nic nie mówi, a nawet się nie rusza. Tylko, że w kreowaniu mistrza zbrodni wydaje się być karykaturą swojej postaci z pierwowzoru. Jedynie James McAvoy ma duże pole do popisu (w końcu ma 24 osobowości) i tylko on ciągnie całość na swoich barkach. Lekko szpanuje swoimi umiejętnościami, ale i tak wypada najlepiej.

Chciałbym powiedzieć, że „Glass” jest udanym filmem oraz intrygującą dekonstrukcją kina superbohaterskiego. Ale Shyamalan znowu zachłysnął się swoimi sukcesami, popadając na wielkich mieliznach i tworząc swój najgorszy film od czasów „Ostatniego Władcy Wiatru”. Tego się nie spodziewałem.

5,5/10

Radosław Ostrowski

Człowiek z żelaza

Sierpień 1980 roku był bardzo gorącym miesiącem. I chodziło tylko o temperaturę powietrza, ale wręcz polityczną temperaturę, zwłaszcza w Polsce. Wybuchły strajki w wielu zakładach pracy, zaś symbolem stała się Stocznia Gdańska im. Lenina. Tam też zostaje wysłany bohater filmu Andrzeja Wajdy „Człowiek z żelaza” – dziennikarz Winkel z Warszawy. Zadanie dostaje od samego szefa Radiokomitetu: ma stworzyć reportaż, który ma skompromitować jednego z liderów strajku, Macieja Tomczyka.

czlowiek z zelaza2

„Człowiek z żelaza” nie jest – jakby można było sugerować się tłumaczeniem na angielski – polską adaptacją „Iron Mana”. To kontynuacja nakręconego wiele lat wcześniej „Człowieka z marmuru”, który był ostrym aktem oskarżenia na system komunistyczny oraz szansą na rozliczenie z czasem stalinowskim. Ten film powstał niejako na społeczne zamówienie. Krąży taka fama, że jak Wajda odwiedzał stocznię gdańską (pod pretekstem nadzoru nad filmem telewizyjnym) robotników poprosili twórcę, by nakręcił o nich film i zaproponowali tytuł. Scenarzysta Aleksander Ścibor-Rylski był wtedy poza krajem, ale udało się Wajdzie przekonać go do napisania fabuły. Jednocześnie wykorzystano wszelkie dostępne materiały zarówno z telewizji, jak i od świadków wydarzeń. To bardzo pomogło w odtworzeniu tych historycznych momentów. Zaś sama realizacja przebiegła w ekspresowym tempie: zdjęcia zaczęły się w styczniu, a sam film miał premierę na MFF w Cannes (27 maja 1981), do polskich kin trafił pod koniec lipca.

czlowiek z zelaza1

Dziwię się, że ten film w ogóle udało się zrealizować. Czy oznacza to, że jest to film warty uwagi? I tak, i nie. Konstrukcyjnie jest to powtórka z „Człowieka z marmuru”, czyli mamy dziennikarskie śledztwo, tylko że w innym otoczeniu. Winkel spotyka się zarówno ze swoimi znajomymi (Dzidek), kontaktami z UB, jak i kluczowymi postaciami z życia Maćka (pani Hulewicz, Agnieszka). Czyli przeplatanka retrospekcji z teraźniejszością. I nawet wtórność byłbym w stanie przełknąć, jednak problemem poważnym był dla mnie balans między prywatną a polityczną perspektywą. W pierwowzorze cała polityczna warstwa stanowiła tylko dla losów bohaterów. Tutaj jest odwrotnie: to polityka wychyla się na pierwszy plan, przez co postacie sprawiają wrażenie marionetek. Są ledwie zarysowane, stając się niejako schematami czy kliszami: partyjni aparatczycy i UB-cy (Badecki, Wirski, zastępca szefa Radiokominternu) kontra wierzący w przełom idealiści-strajkujący – przekonani o swojej słuszności. Brakuje tutaj jakichś mocnych odcieni szarości.

czlowiek z zelaza3

Także realizacyjnie można się przyczepić do wielu rzeczy: montaż jest miejscami niechlujny, zdjęcia bardzo nierówne, a kilka wątków wydaje się uciętych. Zupełnie jakby brakowało czasu. I ja rozumiem pośpiech, ale dla mnie ten film sporo traci. Nawet miejscami mocne dialogi nie były w stanie całkowicie tego zrekompensować. Film jest bardziej wyciszony, kameralny, co jeszcze bardziej zaskakuje.

czlowiek z zelaza4

Ze starej obsady wracają główni bohaterowie, czyli Jerzy Radziwiłowicz oraz Krystyna Janda. Ona wydaje się być bardziej wyciszona, zepchnięta niejako do roli wsparcia, pozbawiona zadziorności. Dojrzała kobieta, kradnąca jedną sceną cały film. Z kolei Tomczyk miał (przynajmniej tak ja to odbieram) ewoluować z narwanego chłopaka do dojrzałego lidera, ale wydaje się być zbyt nijaki. Najciekawszy jest tutaj sam Winkel grany przez znakomitego Mariana Opanię i to on (razem z Bogusławem Lindą) podnosi całość na wyższy poziom. Cyniczny, złamany przez życie alkoholik, który zbyt wiele widział, by poczuć entuzjazm strajkujących, a do tego ma delirium (zakaz sprzedaży alkoholu). Ale jego przemiana jest pokazana bez fałszu, o co było bardzo ciężko.

Ciężko mi ten film jednoznacznie ocenić ten film. Z jednej strony jest kroniką ważnego okresu historycznego, ale z drugiej nie wywołuje on aż tak wielkiego zaangażowania jak poprzednik. Wtórny, niepozbawiony dłużyzn, lecz także ma kilka świetnych dialogów, dobrych ról oraz niezapomnianych scen (fragmenty z grudnia ’70 czy rozmowa z Agnieszką).

7/10

Radosław Ostrowski

John Wick 3: Parabellum

Najsłynniejszy hitman w historii kina powraca. I jakby to powiedzieć, ma przejebane. Z myśliwego stał się zwierzyną, bo złamał zasady. A za to kara może być tylko jedna – Wielka Rada żąda jego głowy. Od tej pory Wicka chcą zabić wszyscy: Włosi, Triada, Yakuza, koty, psy, emeryci, pracownicy ZUS-u. Czy jest szansa na wyrwanie się i odwrócenie tej sytuacji? Zwłaszcza, że został już zatrudniony cyngiel.

john wick 3-1

Nikt się nie spodziewał, jakim sukcesem będzie „John Wick”. Skromny akcyjniak klasy B okazał się wielkim zaskoczeniem łączącym staroszkolnym styl z nowoczesną realizacją. A z kolejną częścią poznawaliśmy kolejne elementy działania syndykatu zbrodni. I wydawało się, że już nie da się wymyślić niczego więcej. Ale chyba nie doceniliście twórców, bo ci robią jeszcze bardziej komiksowy film, gdzie fabuła jest pretekstem do krwawej i brutalnej napierdalanki. Narzędzi zabijania jest mnóstwo: noże, pistolety, karabiny, strzelby, miecze, pięści, psy (te nawet w jaja potrafią gryźć), książka, a nawet… koń. Jebany koń. Sceny akcji w tym filmie to jakiś obłęd. Kiedy wydawało się, że drugiej części nie da się przebić, twórcy wciskają gaz do dechy. I sprawiają wrażenie, że nic i nikt ich nie ogranicza. Już walka w gabinecie z nożami pokazuje, że założenia pozostały te same. Ma być widowiskowo, efekciarsko, a adrenalina ma wylewać się ze wszystkich możliwych stron. Jest też krwawo i brutalnie, a rozmachem bije na głowę poprzednie części. Trudno wymazać strzelaninę w siedzibie Berrady czy finałowe oblężenie hotelu Continental w Nowym Jorku to prawdziwe majstersztyki. Fantastycznie sfotografowane, zmontowane oraz z pomysłową choreografią. Dla takich momentów ogląda się kino akcji.

john wick 3-2

Do tego Wick wyrusza poza Nowy Jork, by znaleźć sposób na wyjście cało z tego całego bałaganu. Stąd mamy Casablankę, tamtejszy hotel (jego szefowa to dawna znajoma Johna, która jest mu winna przysługę). A nad wszystkim kontrolę próbuje sprawować sędzia, mają osądzić samego Johna, jak i wszystkich jego sojuszników. Syndykat poznajemy coraz bardziej, kolejne zasady i ograniczenia, a także kolejnych graczy na scenie. I to wszystko nadal potrafi przykuć uwagę, stanowiąc solidną fasadę dla brutalnej drogi Wicka. Kwestie lojalności, zasad oraz możliwości decydowania o swoim losie. Niby poważne kwestie, ale to nie jest poważny film. A jedynym dla mnie problemem jest zakończenie. Z jednej strony jest to podbudowa pod „czwórkę” (pewnie niosącą tytuł „John Wick: Armageddon”), ale nie jest ono zbyt satysfakcjonujące. Liczyłem na większego kopa.

john wick 3-3

Aktorsko nadal trzyma poziom, zaś starzy znajomi nie zawodzą. Keanu Reeves nadal wyczynia cuda, a w scenach akcji wypada fantastycznie. Widać jak wiele wysiłku wykłada, a tutaj Wick przyjmuje na siebie więcej ciosów niż w poprzednich częściach razem wziętych. Na drugim planie nadal świetnie się bawi Ian McShine (Winston) z Lancem Reddickiem (Charon), próbując pomóc naszemu bohaterowi. No i jeszcze pojawia się Anjelica Huston (dyrektorka), dzięki której bliżej poznajemy przeszłość naszej protagonisty, a także Halle Berry (Sofia), dającą prawdziwego kopa.  Ale tak naprawdę film kradnie dawno nie widziany Mark Dacascos w roli Zero. Opanowany, bezwzględny zabójca i wielki fan Wicka, który nie chce, ale musi walczyć. Dodaje on odrobiny humoru, zaś finałowa potyczka z nim to czysta frajda.

john wick 3-4

O Matko Boska, jaki ten Wick jest niesamowity. Nie spodziewałem się, że jeszcze można coś wycisnąć z tej franczyzy, ale dopóki Reeves ma siły, moc i chęć, ten cykl będzie szalał oraz rozkręcał się. Nie wiem, co jeszcze można wymyślić, lecz chcę nową część już zobaczyć. O takim kinie akcji marzyłem.

8/10

Radosław Ostrowski

Ogród rodzinny. Ukochany

Trzecie spotkanie z rodziną Rohrów, gdzie trafiamy do lat 50. Fabuła tutaj skupia się na Danuśce, córce Jindricha i Vilmy. Dziewczyna przez ojca zawsze była traktowana jako ta gorsza, nawet jak się bardzo starała. Teraz tatuś zaplanować jej przyszłe życie: studia, mąż z wykształceniem itp. Ale jest pewien mały szkopuł, a imię jego Mirek. Chłopak jest po maturze i próbuje znaleźć pracę. To wystarczy, by dla przyszłego teścia został persona non grata.

ogrod rodzinny3-1

Zwieńczenie trylogii Jana Hrebejka opartym na wątkach autobiograficznych idzie w stronę komedii zmieszanej z melodramatem. Niejako wracamy do Jindricha, który nadal jest rozgoryczony i zbuntowany wobec komunizmu, coraz ciężej znoszącą przez to żonę oraz dwójkę córek. Na bardzo dalekim planie pojawia się reszta rodziny: wuj-ogrodnik, ciotka-łakomczuszka, wdowa, ale to tylko tło. Tak samo jak znajomi Jindricha, wspominający przeszłość oraz działalności opozycyjnej. Powoli zaczyna się rozbudowywać całą opowieść, nadal zachowując lekki ton. Choć humor opiera się tutaj na slapsticku oraz zderzeniu charakterów (m.in. sytuacja z „balonikiem”, będącym… prezerwatywą czy Mirek wzięty przez pomyłkę za UB-eka), to nie brakuje tutaj mocnych oraz szarpiących scen. Każde wejście Jindricha, który stara się twardą ręką rządzić w domu (krzyk, terror, zamykanie) wygląda groźnie. A jednocześnie opowieść ma charakter uniwersalny, dotykając pokoleniowego konfliktu. Może wydaje się przewidywalne, ale na tyle polubiło się tych bohaterów, że zależało mi na nich.

ogrod rodzinny3-2

Tak samo dobre wrażenie robi realizacja z jazzową muzyką w tle. Scenografia i kostiumy nadal stoją na wysokim poziomie, tak samo jak bardzo ciepłe zdjęcia. Niby jest to mroczna epoka, ale polityka zostaje zepchnięta na dalszy plan. Nie jest istotnym elementem fabuły, choć zdarzają się wyjątki (rozmowa Jindricha z bezpieką). Tutaj najważniejsze są perypetie Danuśki i Mirka, ale oboje nie są zbyt mocno zarysowani. On wydaje się bardzo spokojny, znoszący każdą szykanę bez sprzeciwu (nie może wejść do mieszkania, więc przebiera się… w piwnicy), zaś ona niepozbawiona sprytu oraz dążąca do celu. Oboje mają w sobie sporo uroku, w czym pomagają role Anny Fialovej oraz Ivana Luptaka.

ogrod rodzinny3-3

Aktorsko zachowany zostaje poziom poprzedników, jednak tutaj film kradną dwie postaci. Martin Finger jako Jindrich nadal buduje swoją rolę na dwóch paradoksach: antysystemowej bezkompromisowości z niemal dyktatorskim wychowywaniem. Ma być jak on chce albo jak on chce, co doprowadza resztę rodziny do pasji. Drugą kreacją była druga córka rodziny, czyli Jindriska (świetna Teresa Hladikova) – niby ulubienica tatusia, ale bardzo charakterna i nie bojąca się mówić słów niewygodnych. Dziewczynka wypada bardzo naturalnie, co jest rzadkością w kinie. Wybija się także Anna Geislerova, czyli matka – mocno na granicy wytrzymałości.

„Ukochany” jako zwieńczenie całej serii sprawdza się dobrze, ale poprzednie części robiły większe wrażenie. To bardziej obyczajowa historia i zdecydowanie najlżejsza z cyklu, kończąca się happy endem. Aż chciałoby się dalej pozostać z tymi postaciami.

7/10

Radosław Ostrowski

Hotel Transylwania 3

Pamiętacie jeszcze ten hotel prowadzony przez legendarnego hrabiego Draculę? Dwie części animacji od studia Sony oraz reżysera Genndy’ego Tartakovsky’ego były świetną zabawą, stanowiącą dekonstrukcję kina grozy, zmieszana z komedią. Teraz jednak Drakul troszkę męczy się z samotnością – w sensie brakiem partnerki, bo córeczka ma własną rodzinę, hotel też dobrze się trzyma i prowadzi, lecz smutek mu widać na twarzy. Dlatego cała ekipa postanawia wyruszyć na upiorną wycieczkę do… Trójkąta Bermudzkiego. Jednak cały myk polega na tym, że kapitanem całej wyprawy jest prawnuczka Abrahama Van Helsinga, chcącego zatłuc wszystkie monstra.

hotel transylvania3-1

Są pewne serie, które z każdą częścią tracą na jakości i niestety, to tego grona dołącza nowa część „Hotelu Transylwania”. To nadal opowieść o tolerancji wobec inności i przełamywaniu barier, tylko że tutaj brakuje czegoś, co mogłoby utrzymać moją uwagę na dłużej. „Trójka” coraz bardziej próbuje trafić do młodego widza, nie dając starszym zbyt wiele. Slapstickowy humor oparty na prostych i oczywistych gagach typu kamuflowanie zwierzątka, horda siejących spustoszenie dzieci czy – to akurat trafne – hrabia mijający wszystkie świszczące pociski, topory i tym podobne narzędzia zagłady. Cały czas postacie stoją w miejscu: Dracula skrywa i nie mówi niczego wprost, Mavis (córka) martwi się o ojca, zaś jej chłopak wydaje się traktować wszystko na luzie. Pewną świeżością jest nowa lokalizacja, czyli statek oraz Atlantyda czy bardzo pomysłowy pojedynek finałowy z wykorzystaniem broni ostatecznej zagłady. Także linie lotnicze prowadzone przez gremliny potrafią rozbawić, tylko że to wszystko są to bardzo małe drobiażdżki. Dla mnie nie było zbyt wiele, zaś cała historia była strasznie przewidywalna i nudna. Nie bójmy się tego słowa, mimo jakości animacji w stylu znanego dla tego reżysera (ładnie to wygląda) oraz świetnej muzyki troszkę w stylu Danny’ego Elfmana. Czuć tutaj bardzo duże zmęczenie materiału oraz poczucie deja vu, mimo udziału rodziny Van Helsing (nieudane próby neutralizacji to perełki humoru).

hotel transylvania3-2

Sytuację częściowo ratuje polski dubbing kierowany przez Bartka Wierzbiętę. Starzy znajomi nadal trzymają poziom, zwłaszcza Tomasz Borkowski (Dracula) oraz Agnieszka Mrozińska (Mavis), dodając lekkości oraz masę charakteru. Drugi plan wydaje się tutaj bardziej oddalony i zepchnięty do roli tła. Wyjątkiem od tej reguły są nowi bohaterowie, czyli kapitan Ericka (świetna Izabella Bukowska), starszy Van Helsing (niezawodny Jakub Szydłowski) oraz pełniący rolę służącego Śledź (bardzo chłodny Szymon Majewski).

hotel transylvania3-3

Nie wiem jak wam, ale dla mnie „Hotel Transylvania” powinien zakończyć działalność, zanim ostatecznie stanie się nieoglądalny. Ja nie miałem dla siebie zbyt wielu ciekawych rzeczy, poza śladowym absurdem, bo już nie jestem targetem tego dzieła (8-10-latek już we mnie nie siedzi i potrzebuję czegoś więcej od slapsticku), zaś dubbing nie jest w stanie ukryć mielizn fabuły.

5,5/10

Radosław Ostrowski

LEGO Przygoda 2

Pierwsze spotkanie z Emmetem Klockowskim było dla mnie jedną z najlepszych animacji ostatnich lat. Mega optymistyczny, ciepły i fajny korpoludek uratował swoich kolegów z Klockoburga, ratując przed Lordem Biznesem. Tylko, że czas spokoju zniknął wraz z pojawieniem się Duplo, co doprowadza miasto do wręcz postapokaliptycznego klimatu. Tym razem jednak zabawki Duplo z układu Siostar decydują się porwać liderów grupy: Żyletę, Batmana, Stalowobrody’ego oraz Kicię Rożek, zas Emmet wyrusza odbić grupę.

lego przygoda2-1

Pierwsza część rozpoczęła bum na animacje z klocków LEGO od Warner Bros., gdzie w zasadzie oprócz zmiany reżysera w zasadzie mamy to, co zawsze. Czyli zderzenie dwóch światów (świata klocków oraz świata… ludzkiego, a także świata Lego i Duplo), gdzie dochodzi do poważnego spięcia. Fabuła – niczym w „Deadpoolu” – jest pretekstem do wrzucania masy żartów oraz popkulturowych odniesień z „Mad Maxem” czy „Jurassic World” na czele. Ale tak naprawdę to kolejna opowieść o chwale kreatywności oraz dojrzewaniu, a także jakie mogą być tego konsekwencje. Czy dojrzewanie musi oznaczać rezygnację z dawnego wcielenia, przyjaźni oraz bycia tylko poważnym? Te pytania przewijają się przy okazji fabuły, chociaż to wszystko wydaje się być skierowane dla młodego (tak do 10+) odbiorcy. Aczkolwiek na drugim i trzecim planie jest masa miejscami absurdalnych żartów, godnych tria ZAZ (obecność Marii Skłodowskiej-Curie, przeskok do innego świata niczym w „2001: Odysei kosmicznej” czy piosenka królowej Wisimi o niej samej).

lego przygoda2-2

Ale jednocześnie nie mogłem pozbyć się pewnego wrażenia deja vu. Nie chodzi tylko o powtarzalność gagów, lecz także o przewidywalność, masę schematów (tajemniczy Rex, mający być nowym przyjacielem oraz kumplem) i brak czegoś dającego kopa. Do tego środek zwyczajnie rozsypuje się, co jest spowodowane rozdzieleniem postaci, doprowadzając do chaosu i znużenia.

lego przygoda2-3

Sama animacja wygląda tak jak w poprzednich częściach, czyli niemal imitacja poklatkowego stylu, wszystko jest bardzo klockowate i to dodaje masę uroku. Kolorami wali to po oczach (zwłaszcza w układzie Siostar), muzyka miesza orkiestrę z popem, retro elektroniką oraz bardzo chwytliwymi piosenkami. Nadal lubię tych bohaterów (zwłaszcza narcystycznego Batmana – jego nie da się nie lubić), ogląda się to z przyjemnością, a sceny akcji i sama wizja świata pozostaje kreatywna.

lego przygoda2-4

A jak sobie radzi polski dubbing? Więcej niż nieźle. Nadal nie zawodzi Piotr Bajtlik w roli ciepłego, zaczynającego dojrzewać Emmeta oraz tajemniczego, twardego Rexa, mającego statek kosmiczny z… dinozaurami. Równie cudnie się sprawdza Ewa Andruszkiewicz (twardo stąpająca przy ziemi Żyleta), Adam Bauman (pirat Stalowobrody) oraz Marta Dobecka (Kicia Rożek). Dla mnie jednak film kradł fantastyczny Krzysztof Banaszyk (Batman) i absolutnie zaskakująca… Natalia Sikora w roli absolutnie uroczej, chociaż budzącej nieufność królowej Wisimi, potrafiącej zmienić się w cokolwiek. I to jest prawdziwa petarda.

Druga część już nie ma tej świeżości i w zasadzie powtarza błędy poprzedników (chaotyczny środek, lekkie przeładowanie żartów, schematy, przewidywalność), ale nadal potrafi dostarczyć odrobiny frajdy. Animacja też wygląda ładnie, jednak bardziej skierowana jest dla młodszego widza. Starszy troszkę może się wynudzić. Może nie jest cudownie, ale nadal fajnie.

6,5/10

Radosław Ostrowski

Asterix i Obelix. Tajemnica magicznego wywaru

Czy ja muszę mówić, jak bardzo uwielbiam dwóch Galów, którzy notorycznie spuszczają łomot Rzymianom? Niski Asterix oraz troszkę przypakowany Obelix to dla mnie najbardziej ikoniczny duet superherosów, ale tym razem mają bardzo poważne zadanie: otóż specjalista od magicznego napoju Panoramix… spada z drzewa i uważa, że powinien znaleźć swojego następcę. Trzeba wyruszyć przez całą Galię i jest też niejaki Sulfurix – stosujący czarną magię druid, pragnący zemsty oraz idący na układ z Cezarem.

magiczny napoj1

Parę lat temu pojawiło się „Osiedle Bogów”, czyli pierwsza animacja o Asterixie i Obelixie zrobiona w trójwymiarze. Twórcy tego dzieła, scenarzysta Alexandre Aster oraz reżyser Louis Clichy tym razem postanowili zrobić oryginalną opowieść, bez korzystania z komiksowego tekstu. Czy oznacza to, że nie ma tego klimatu? To nadal starzy znajomi i sprawdzone elementy wracają. Spuszczanie łomotu Rzymianom przy pomocy magicznego napoju? Jest. Kłótnia między kowalem (Automatix) a handlarzem ryb (Ihigienix) o jakość ryb? Jest. Julek Cezar i legioniści dostający wpierdziel? W poprzedniej części było ich o wiele więcej, ale ten fragment nadal bawi. Piraci, których łajba zawsze tonie? Są. Czyli wszystko gra? No, nie do końca.

magiczny napoj2

Sama intryga wydaje się dość niespiesznie poprowadzona, ale w drugim akcie troszkę brakowało mi kopa, zaś nadmiar potencjalnych wątków nie zostanie rozwinięty. Bo jest bardzo młody i uzdolniony druid, który jest troszkę za bardzo skupiony na sobie, bardzo uzdolniona dziewczynka z wioski, co ma potencjał na druida, wreszcie Sulfurix, pragnący zemsty na druidach oraz Panoramixie (swoim dawnym przyjacielu). Tu wszystko w tym metrażu wydaje się dorzucone i takie wręcz ciasne w ciągu tej półtorej godziny, zaś parę wydarzeń sprawia wrażenie niezrozumiałych (odłączenie się Asterixa od grupy, dość szybkie eliminowanie Obelixa z gry czy pozostawienie wioski pod opieką Kakofonixa). Sytuację ratuje za to bardzo satysfakcjonujący oraz widowiskowy finał, dzięki któremu „You Spin Me Round” zespołu Dead or Alive nie będzie już brzmieć tak samo. Plus jeszcze humor, co jest także zasługą polskiego tłumaczenia oraz spotykanych druidów (Selfix, Netflix, nawet Jezus zwany tu Człowiekiem-Piekarnią).

magiczny napoj3

By jeszcze uatrakcyjnić całość wiele scen jest zrobionych w innej formie (ręcznie rysowana kreska podczas historii o Panoramixie oraz Sulferixie czy mapa Galii niczym z Indiany Jonesa), zaś animacja trzyma poziom poprzednika, a nawet miejscami jest lepsza, bardzo szczegółowa. To bardzo ładnie wygląda, a w tle jest bardzo klimatyczna muzyka oraz parę szalonych pomysłów.

magiczny napoj4

Zdecydowanie mocną zaletą jest polski dubbing, choć nie powracają wszyscy aktorzy z „Osiedla bogów” (m.in. nie ma Piotra Fronczewskiego i Arkadiusza Jakubika). Asterixem znowu jest Wojciech Mecwaldowski i coraz lepiej sobie radzi z tą rolą. Nadal jest dość rozsądnym gościem, chociaż łatwo puszczają mu nerwy. Za to do roli Obelixa powrócił Wiktor Zborowski, potwierdzając wielką klasę, tak samo Miłogost Reczek jako Panoramix, choć na początku troszkę gryzł mi się ten głos. Jednak największe wrażenie zrobił na mnie… Kuba Wojewódzki w roli głównego antagonisty. Sulfurix z jego niskim, głębokim głosem budzi respekt, bez popadania w karykaturę. Zaś drugi plan zdominował duet Automatix/Ihigienix (Piotr Bąk i Jarosław Boberek), docinając sobie i nawet próbując stworzyć własny magiczny napój – szczególnie ten drugi.

„Tajemnica magicznego wywaru” nie zrobiły tak mocnego wrażenia jak „Osiedle bogów” (dzisiaj oceniłbym wyżej niż teraz), ale to nadal ten fajny, zabawny, a jednocześnie mądry film dla młodego widza. Pod płaszczykiem bijatyki i żartów dotyka kwestii dość poważnych (zderzenia tradycji z nowoczesnością, wierności zasadom czy wyrywania się ze schematów), o jakich by się nie podejrzewano dzielnych Galów.

7/10

Radosław Ostrowski