Monachium

Rok 1972, trwają Igrzyska Olimpijskie w Monachium. I to właśnie podczas nich palestyńscy terroryści z organizacji Czarny Wrzesień porwali 9 izraelskich sportowców jako zakładników i zabijając wcześniej dwóch. Podczas próby odbicia zakładników na lotnisko dochodzi do krwawej jatki, podczas której giną wszyscy. To wiemy wszyscy, ale kilka tygodni po tym wydarzeniu Mossad zaplanował akcję odwetową „Gniew Boga” – likwidacje 11 szefów Czarnego Września oraz ich najbliższych współpracowników przez 4-osobową grupkę kierowaną przez młodego Avnera.

monachium1

Nie można Stevenowi Spielbergowi, że podejmuje się trudnych tematów. Po 11 września pytania o metodę walki z terroryzmem stały się bardzo aktualne, a historia opisana w książce przez George’a Jonasa, od której mocno odcina się izraelski wywiad. I tutaj wydaje się być to spore pole do rozważań etycznych, pokazując przy okazji bezsensowność całego przedsięwzięcia. Izrael zabija palestyńskich terrorystów, Palestyńczycy mordują Izrael, miejsce przywódców zajmują kolejni jeszcze gorsi, bardziej bezwzględni i brutalni. I czy jest jakakolwiek szansa na pokój na Bliskim Wschodzie? No właśnie. Jednak poza politycznymi opowieściami, trzeba przyznać, że Spielberg nadal potrafi kręcić trzymające w napięciu sceny akcji, które są dynamicznie zmontowane i precyzyjnie fotografowane przez – stylizującego na lata 70. – pracy Janusza Kamińskiego, także scenografia robi jak najlepsze wrażenie.

monachium4

Jednak problem pojawia się w momencie, gdy Spielberg mówi wprost, o co mu chodzi. Widać to najbardziej w budowaniu postaci, które mówią w sposób nie do końca wiarygodny (od momentu pojawienia się wątpliwości w słuszność swoich działań), bardziej jakby to byli polityczni adwersarze, a nie koledzy. I mimo grania przez tak uznanych aktorów jak Ciaran Hinds (Carl), Daniel Craig (Steve) czy Mathieu Kassovitz (pirotechnik Robert) nie udaje ich zabarwić i uczłowieczyć. Udaje się to dopiero granemu przez Erica Banę Avnera, na którym skupia się cała opowieść. Przy okazji reżyser pokazuje też, że z tajnych służb można wyjść albo będąc kompletnym paranoikiem bojącym się wyjść albo zabitym ew. dalej pracować dla nich.

„Monachium” potwierdza świetnie wyczucie technicznego rzemiosła Spielberga, jednak nie do końca jesteśmy w stanie się zaangażować w całą opowieść. Trochę szkoda, ale może jeszcze Amerykanin pokaże na co go stać, bo stać go naprawdę na wiele.

6/10

Radosław Ostrowski

Wojna światów

Ray Ferrier jest zwykłym robotnikiem pracującym w porcie. Po rozwodzie kontakt z dziećmi ma tylko w weekendy. I ten jego dość spokojny dzień zostanie przerwany przez dość dziwną burzę, z której wychodzą trójnogie maszyny. A ich celem jest eksterminacja całej ludzkości.

wojnaswiatow1

Steven Spielberg od lat kojarzy się z kinem SF. Tym razem postanowił uwspółcześnić klasyczna powieść Herberta George’a Wellsa o ataku kosmitów na Ziemię. Oczywiście, obcy kolejny raz zaatakują Amerykę (bo na niej skupia się prawie cała akcja), jednak szala zwycięstwa wydaje się przejść na stronę przybyszów, których żadna broń nie jest w stanie zniszczyć. Widać pewną rękę reżysera w prowadzeniu opowieści i budowaniu napięcia prostymi środkami, co widać zarówno w scenie pierwszego ataku trójnogów czy w kryjówce u byłej zony Raya. Całość jest bardzo mroczna, choć twórcy unikają jak ognia pokazywania brutalności i przemocy. Ale wizja niszczonego świata i opustoszałej ludzkości buduje klimat samotności, opuszczenia i bezsilności. Samo rozwiązanie i finał niczym nie zaskakują, ale całość jest naprawdę solidna i bardzo dobrze się to ogląda – to widowisko takie, jakie być powinno.

wojnaswiatow2

Niestety, jeśli chodzi o grę aktorską już tak dobrze nie jest. Tom Cruise próbujący zerwać z maską superherosa w zdesperowanego i nieradzącego sobie w roli ojca faceta wywołuje co najwyżej niechęć, a grająca córka Dakota Fanning na początku jest nawet zabawna, ale jej krzyki i piski rozdrażniłyby nawet świętego. Jedynym aktorem wybijającym się z reszty dość przeciętnego aktorstwa jest świetny Tim Robbins w roli Harlana Ogilvy’ego, który próbuje podjąć walkę z kosmitami. Cała reszta nie zwraca na siebie uwagi.

wojnaswiatow3

„Wojna światów” potwierdza świetną rękę Spielberga do tworzenia niepokojących wizji i budowania suspensu. Jednak cała reszta nie robi już aż takiego wrażenia. Po prostu solidna, rzemieślnicza robota.

7/10

Radosław Ostrowski

Terminal

Wiktor Naworski pochodzi z europejskiego kraju zwanego Krakozją. Właśnie przyjechał do Nowego Jorku, kiedy to w jego ojczyźnie dochodzi do zamachu stanu, czyli jego paszport nie jest legalny. A więc nie może wejść do USA, ale nie może też wrócić do domu. Co więc mu zostaje? Zamieszkać w terminalu lotniska, próbując jakoś przetrwać.

terminal1

Steven Spielberg postanowił tym razem sprzedać na bajkę o zaradności człowieka w sytuacji ekstremalnej. Ponieważ nasz bohater jest w klatce, ale swoim poczciwym charakterem, dobrocią i sprytem potrafi znaleźć sposób, by zdobyć pieniądze (wózki), podjąć prace i wreszcie poznać pewną kobietę. A przy okazji, wyjaśni się sprawa z tajemniczą puszką, zaprzyjaźni się z paroma imigrantami (Hindus, Latynos). Wszystko to mocno uproszczone, bajkowe i mało realistyczne, bazujące też na nieprawdopodobnych zbiegach okoliczności. Nic więcej nie powiem, ale jestem totalnie rozczarowany – zwłaszcza, że Navorski ma kilka okazji by zwiać z lotniska, jednak ich nie wykorzystuje. Najlepszy moment to sam początek filmu, gdzie masz bohater dowiaduje się o całej sytuacji dzięki telewizorom, gdyż znajomość języka angielskiego nie jest zbyt dobra. Wrażenie obcość potęgowane jest przez sterylno-szklany wygląd terminalu, świetnie pokazany przez zdjęcia Janusza Kamińskiego.

terminal2

Z całej obsady zdecydowanie wybija się nie Tom Hanks (tutaj naprawdę niezły, choć zbyt kryształowy) ani Catherine Zeta-Jones (stewardesa, która nie do końca wie czego chce), ale świetny Stanley Tucci jako nieprzyjazny i uparty Frank Dixon, kierownik lotniska. I jego obecność wnosi życie to tego nudnego dziełka. Sorry, Steven, miło całej sympatii nie jestem w stanie strawić tego tzw. filmu.

terminal3

4/10

Radosław Ostrowski


Złap mnie, jeśli potrafisz

Życie potrafi pisać najbardziej niezwykłe scenariusze, o czym można przekonać się wielokrotnie. Poznajcie Franka Abagnale’a – pozornie wydaje się zwykłem chłopakiem jakich wielu. Ale tak naprawdę był jednym z największych oszustów, który dzięki fałszywym czekom ukradł ponad 5 milionów dolarów, podszywając się za pilota, lekarza i prawnika. I to wszystko zanim skończył 19 lat. O jego kantach, ale tez o schwytaniu go opowiada film Stevena Spielberga „Złap mnie, jeśli potrafisz”.

catchme2

Czym tak naprawdę jest ten film pozbawiony efektów komputerowych? To mieszanka dramatu, kryminału i komedii, opowiadając historię chłopaka zagubionego i bawiącego się, jednak ta zabawa staje się coraz bardziej niebezpieczna. Zabawa w kotka i myszkę, której finał tak naprawdę poznajemy już na samym początku. Więc czy warto dalej oglądać ten film? Absolutnie tak, gdyż reżyserowi bardzo sugestywnie udało się odtworzyć realia lat 60., kiedy to ludzie ufali sobie bardziej, zapraszając obcych ludzi. Wystarczyło nałożyć mundur, by zostać uznanym za pilota – ubiór zmienia człowieka („Dlaczego Jankesi wygrywają? Bo wszyscy gapia się w ich stroje!”), co tłumaczy dlaczego Frankowi udawało się nabierać ludzi przez 3 lata. Ale co skłoniło tego chłopaka do takiego życia? Rozwód rodziców, próbował skleić rodzinę za pomocą pieniędzy, ale jak wiadomo – wszystkiego za forsę kupić się nie da.

catchme3

Pozornie wydaje się to lekką rozrywką na inteligentnym poziomie, a pomysły i sztuczki Franka imponują pomysłowością i nadal bawią – zarówno jako nauczyciel francuskiego, czarujący pilot czy agent tajnych służb. W dodatku całość okraszono stylowymi zdjęciami, pełnymi kolorów, energii i jasności oraz jazzową muzyką Johna Williamsa plus jeszcze zabawne dialogi. I mamy pasjonujący koktajl.

I jeszcze jest to fantastycznie zagrane. Trzeba przyznać, że Leonard DiCaprio znakomicie poradził sobie w roli inteligentnego, sprytnego i czarującego oszusta, który wzbudza sympatię. Tak naprawdę to zagubiony i samotny chłopiec, próbujący się odnaleźć w sytuacji przerastającej go. A jedyną ważną rzeczą dla niego jest miłość do swojego ojca (czarujący Christopher Walken). Partneruje mu sam Tom Hanks jako ścigający go agent Hanriatty – uparty, dociekliwy i konsekwentny gliniarz, który zna się na rzeczy i jest pod wrażeniem umiejętności Franka. Relacja obydwu panów mocno wybiega od zbiega i ścigającego – łączy ich pewien rodzaj szacunku, a wręcz relacji ojca, który chce nawrócić syna na dobrą stronę. I ta chemia jest siłą napędową tej komedii. Poza nim warto wspomnieć role Amy Adams (zakochana we Franku Brenda), Nathalie Baye (matka Franka) i epizod Jennifer Garner (modelka Cheryl).

catchme1

Bardzo pozytywne zaskoczenie w dorobku Spielberga, choć parę motywów pozostaje niezmienionych. Ale takiej komedii Amerykanin nie nakręcił od dawna. Wyborna robota.

8/10

Radosław Ostrowski

Raport mniejszości

Rok 2054. W niedalekiej przyszłości w mieście Waszyngton przestępczość spadnie poniżej 10%, co w czasach epidemii zbrodni jest wielkim osiągnięciem. A wszystko dzięki wydziałowi Prewencji, którzy korzystają z pomocy trójki jasnowidzów, dzięki czemu mogą zatrzymać sprawcę zanim zostanie popełniona zbrodnia. Tylko trzeba poskładać ich wizje w całość, a najlepszy na tym polu jest detektyw John Anderton. Ale jedna z wizji pokazuje właśnie jego jako sprawcę kolejnego morderstwa, detektyw ucieka przed pościgiem prowadzonym przez agenta FBI, Danny’ego Withwera.

raport1

Steven Spielberg znów mierzy się z SF, które jest tutaj tłem do historii rodem z klasycznego kryminału. Adaptacja opowiadania Dicka zachowuje lekko paranoiczny klimat, zaś sama wizja przyszłości jest mocno interesująca – powstrzymywanie zbrodni zanim jeszcze się dokona, to wręcz idealna wizja. Ale zbyt idealna, bo – jak zawsze w inwencjach dokonywanych przez ludzi – to człowiek pozostaje najsłabszym ogniwem. Intryga jest naprawdę zgrabnie poprowadzona, a poszczególne elementy układanki tworzą bardzo ciekawą całość. W dodatku będziemy powoli pozbawiani prywatności – urządzenia namierzające nasze oczy pojawiają się dosłownie wszędzie, nawet w reklamach, zwracających się bezpośrednio do nas po imieniu. Motorem całego filmu jest bohater, którego osobista tragedia doprowadziła do pracy w Prewencji i z tego powodu w zasadzie bez cienia wątpliwości wierzy w system oraz jasnowidzów. Tym większym szokiem dla niego jest wizja jego jako sprawcy. I wtedy pojawią się wątpliwości.

raport3

Od strony wizualnej film pachnie trochę czarnymi kryminałami. Sterylność pomieszczeń skontrastowana jest z „zimną” przestrzenią oraz dominacją czerni na ekranie, co jest zasługą naprawdę świetnych zdjęć Janusza Kamińskiego. Wystarczy sobie przypomnieć zarówno pościg na autostradzie, gdzie Anderton skacze od auta do auta czy poszukiwania „pajączków” identyfikujących ludzi w bloku – to aż mrozi krew w żyłach. I tej atmosfery nie są w stanie zmienić futurystyczne zabawki.

raport2

Swoje też robią naprawdę dobrze poprowadzeni aktorzy. Choć nie jestem wielkim fanem Toma Cruise’a, muszę przyznać, że udźwignął postać detektywa, który z łowczego staje się zwierzyną. Nadal dobrze biega, kopie, strzela itp., ale w spokojniejszych momentach też pokazuje się z dobrej strony. I tak film skradł mu Colin Farrell jako bezwzględny, ale logicznie myślący Withwer, dość sceptyczny wobec Prewencji. Mocna i bardzo wyrazista postać, podobnie jak pojawiający się na drugim planie niezawodni Samantha Morton (Agata, jasnowidzka) i Max von Sydow (dyrektor Lamar Burgess).

raport4

„Raport” trzyma dobry poziom filmów Spielberga, który bardzo rzadko zawodzi, a w kinie SF czuje się wręcz jak ryba w wodzie. W tym samym 2002 roku nakręcił jeszcze jeden film, który bardzo mocno zaskoczył.

7,5/10

Radosław Ostrowski

A.I.: Sztuczna inteligencja

Przyszłość dla naszej ludzkości nie zapowiada się zbyt wesoło. Szalejący klimat (burze, zalane wielkie miasta), wyczerpane zasoby naturalne, a ludzie coraz bardziej skręcają ku zagładzie. I wtedy zaczęli produkować roboty, który stały się naszymi służącymi. W końcu, profesor Hobbs wpada na szalony pomysł stworzenia robota-dziecka, które będzie w stanie kochać nieograniczoną miłością – Davida. Jako prototyp trafia do rodzinę jednego z pracowników Cybertechu, którego syn zapadł w nieuleczalną chorobę. Ale kiedy „prawdziwy” syn wraca do zdrowia, „mecha” zostaje porzucony w lesie. Razem z mechanicznym misiem Teddy postanawia odnaleźć Błękitną Wróżkę, która zrobi z niego prawdziwego chłopca.

Kiedy dochodzi do spotkania wielkich osobowości, oczekiwania staja się gwałtownie zawyżone. Chyba dlatego film „A.I.: Sztuczna inteligencja” spotkał się z taką ostrą krytyką. Gdy doszło do spotkania Stevena Spielberga ze Stanleyem Kubrickiem, który planował zrobić ten film dawno temu (niestety, nie dożył chwili realizacji), wtedy wymagania były wręcz kosmiczne. Ja niestety, też oczekiwałem wiele i czułem się lekko rozczarowany. Ale po kolei.

AI2

Streszczenie fabuły może wydawać się idiotyczne, ale Spielberg wie jakie struny naszych emocji trzeba pociągnąć, by poruszyć i tylko to potwierdza. Trudno przejść obojętnie zresztą wobec maszyny, która chce być człowiekiem. Człowiekiem, czyli kim? To jest bardzo poważne pytanie w czasach, gdy ludzie nienawidzą swoje stworzone „mechy” (mocna scena w parku rozrywki) i odrzucają je. Tak jak Monika odrzuca Davida, kiedy o mały włos podczas zabawy robot topi się razem z „braciszkiem” i zostawia go w lesie. Od tej pory klimat staje się mroczniejszy, a wizualnie film ociera się o „Blade Runnera” – bardzo mroczny las, Rouge City pełen mocno świecących świateł czy zalany Nowy Jork (jeszcze z wieżami WTC, zniszczonymi po premierze filmu) – to wszystko robi kolosalne wrażenie, zarówno od strony operatorskiej aż po scenografię i kostiumy (może poza Ścigaczami polującymi na roboty – niemal żywcem przeniesieni z pierwszego „Tronu”). No i zakończenie, które wielu z was (także i mnie) wprawi w konsternację i poważnie może zastanowić. Są tutaj jeszcze mniejsze bzdury (kiedy żigolak Joe zostaje schwytany magnesem przez gliniarzy, czemu policyjny helikopter z Davidem też nie idzie w górę? I czemu David tak bardzo kocha tylko swoją „mamę”, skoro był zaprojektowany dla par?), które mogą mocno psuć oczy i zwłaszcza mózg w trakcie seansu, jednak nawet one przestają mieć poważniejsze znaczenie.

AI1

Wszystko – w sporej części –  rekompensuje niesamowita gra aktorska. Haley Joel Osment, co wcześniej widział martwych ludzi tutaj jako android David jest po prostu genialny. Niewyobrażalna dobroć i miłość płyną z oczu (i nie tylko) tego chłopca, który podąża za swoim marzeniem i jest on w tym taki uroczy oraz naturalny, że po prostu zachwyca. Drugim istotnym bohaterem jest żigolak Joe w wykonaniu wybornego Jude’a Lawa, który staje się jego przyjacielem. Chemia między tymi bohaterami jest naprawdę namacalna. Poza nimi na drugim planie najbardziej wybijają się świetni William Hurt (profesor Hobbs – „stwórca” Davida), Brendan Gleeson (tropiący roboty lord Johnson-Johnson) oraz Frances O’Connor (Monika, która matkuje Davida).

AI3

„A.I.” pozostaje dla mnie dobrą, choć pełną sprzeczności wariacją „Pinokia” w sztafażu SF. Czasami trochę naciąganym, gdzie logika czasami chodzi swoimi drogami, ale na pewno poruszającym dziełem. Spielberg nie po raz ostatni wchodzi w fantastykę, ale o tym opowiem jeszcze innym razem.

7/10

Radosław Ostrowski

Szeregowiec Ryan

Rok 1944 był przełomowym rokiem dla losów II wojny światowej. To właśnie wtedy w czerwcu doszło do utworzenia drugiego frontu w Europie, a dokładnie w Normandii. Jednym z żołnierzy biorących udział w tej operacji jest kapitan John Miller. Po zdobyciu przyczółku dostaje kolejne zadanie do wykonania: ma odstawić do domu szeregowego Jamesa Ryana, którego trzej bracia polegli w Normandii. Miller wybiera kilku swoich ludzi i wyruszą za linie frontu.

ryan1

Wojna i Spielberg to dość rzadkie połączenie. Ale w 1998 roku zadziało siła atomowej bomby. Film jest kolejną opowieścią o wojnie, jej absurdzie i okrucieństwie. Już samo to zadanie wydaje się mocno absurdalne – czy jest sens ryzykowania życia ośmiu dla jednego człowieka, który nie wydaje się zbyt ważna personą? Po drodze poznamy kolejne absurdy i niepowodzenia operacji Overlord – śmierć 22 żołnierzy podczas lotu z powodu generała i przesadnego obciążenia samolotu, „gra” nieśmiertelnikami czy próba zemsty za śmierć kolegi. Zapomnijcie o podniosłej śmierci, choć czasem pojawia się patos (łopocząca amerykańska flaga), padają słowa o obowiązku, odpowiedzialności itp. A jednocześnie jest to bardzo krwawe i brutalne kino, pełne dynamiki, emocji i „brudnego” klimatu. Widać to najbardziej w otwierającej całość sekwencji lądowania w Normandii – tam reżyser nie bierze jeńców. Lecą kończyny, wylatują wnętrzności, a krew miesza się razem z wodą. A dalej nie jest tak łagodnie i przyjemnie, choć czasem przewija się humor w rozmowach między żołnierzami (zakład o przeszłość kapitana, „popolupo”). Janusz Kamiński tylko potwierdza swoje umiejętności jako operator, w dodatku wszystko jest świetnie zmontowane, a pojawiają się w tle muzyka Johna Williamsa dopełnia tego ponurego klimatu.

ryan3

Ale co najważniejsze, całość jest bardzo dobrze zagrana. Owszem, Tom Hanks jest lojalnym, oddanym żołnierzem, znającym w pełni słowo odpowiedzialność i to typowy amerykański żołnierz oraz ideał dobra. Ale na szczęście drugi plan jest tu przebogaty: od twardego sierżanta Horvatha (Tom Sizemore) przez modlącego się snajpera Jacksona (Barry Pepper) i zdroworozsądkowego Reibena (Edward Burns) aż po sympatycznego Caparzo (Vin Diesel). Jest to grupa wyrazistych postaci, które na pewno zapadną w pamięć. A kim jest sam Ryan – postać grana przez Matta Damona pojawia się prawie na samym końcu niczym rekin ze „Szczęk”. To oddany żołnierz, który nie opuszcza swojego posterunku, mimo rozkazu. Sympatyczny facet – po prostu. Poza nim są jeszcze m.in. epizody Paula Giamattiego (sierżant Hill), Lelanda Olsera (porucznik Dewindt) czy Teda Densona (kapitan Hamill).

ryan2

Spielberg tym razem wcisnął pedał gazu i stworzył prawdopodobnie jeden z najlepszych filmów wojennych i jeden z najlepszych w swojej karierze. Najbrutalniejszy, mocno działający na zmysły, ale też stawiający kilka pytań o wojnę i jej sens. Ale to już musicie sami stwierdzić.

ryan4

9/10 + znak jakości

Radosław Ostrowski


Zaginiony świat: Park Jurajski

Minęły cztery lata od wydarzeń z poprzedniej części, a Park Jurajski został zlikwidowany. Firma Johna Hammonda inGen znalazła się na krawędzi bankructwem zaś sam Hammond został odsunięty ze stanowiska szefa. W tym samym czasie na wyspie Isla Sorna znajdują się dinozaury. Hammond prosi dr Iana Malcolma (pozbawionego pracy i ze zrujnowaną reputacją) o udział w ekspedycji naukowej mającej zrobienie fotografii dinozaurom, by przekonać opinie publiczną o zostawieniu gadów w spokoju. W tym samym czasie siostrzeniec Hammonda wysyła swoich ludzi do przejęcia żywych dinozaurów, by pokazać je na kontynencie.

park_jurajski21

Mówi się, że nie można wejść drugi raz do tej samej rzeki. Ta reguła chyba nie dotyczy filmowców, chociaż czasem można mieć co do tego poważne wątpliwości. Spielberg drugi raz postanowił wejść do świata Michaela Crichtona, ale to już nie robi aż tak wielkiego wrażenia jak część poprzednia. Zasada jest prosta: dinozaury przerażają, a ludzie wieją jak najdalej. Jednak zamiast dzielnego Sama Neilla będziemy mieli w akcji opanowanego Jeffa Goldbluma, który jako jedyny zachowuje zdrowy rozsądek z całej grupy. Bo reszta filmu jest a) idiotyczna, b) bohaterowie wkurzają swoim zachowaniem, zwłaszcza dr Harding (mimo całej sympatii dla Julianne Moore – to była wpadka). Mimo akcji toczącej się przez całą noc, świetnych zdjęć Janusza Kamińskiego oraz muzyki niezawodnego Williamsa, druga część jest po prostu nudna. Zachowanie postaci jest mocno przewidywalne i nawet widok T-Rexa terroryzującego Nowy Jork nie jest w stanie tego zmienić. W dodatku brakuje postaci, którym chciałoby się kibicować.

park_jurajski22

Owszem, jest Ian Malcolm, jednak on po pewnym czasie zaczyna nużyć, mimo ironicznych tekstów. Z innych bohaterów najbardziej zapada w pamięć Pete Postlethwaite w roli nieposkromionego Rolanda, który pragnie schwytać T-Rexa, a jego upór i spryt widać w oczach. Ale to jednak za mało, by uznać „Zaginiony świat” za udany sequel. Strata czasu.

park_jurajski23

6/10

Radosław Ostrowski


Amistad

Tytułowy Amistad to hiszpański okręt przewożący niewolników. W 1839 roku doszło do buntu niewolników, którzy zabili członków załogi i próbowali dopłynąć do Afryki, jednak zostają zatrzymani przez amerykańską straż graniczną. I właśnie w Ameryce maja być sądzeni, a pozornie prosta sprawa o własność (niewolnicy) staje się sprawą wręcz polityczną.

amistad1

Niewolnictwo to jedna z czarnych kart w historii USA, z która filmowcy tego kraju rozliczają się do dnia dzisiejszego, co widać na przykładzie „Django” czy „Zniewolonego”. Ale po czterech latach przerwy od swojego poprzedniego filmu, w 1997 roku postanowił opowiedzieć Steven Spielberg, bazując na prawdziwej historii – jest to dramat, film historyczny i sądowy jednocześnie, wpisujący się w dyskusje nt. niewolnictwa. Sprawa wydaje się dość prosta, ale kiedy w sąd wkracza polityka, a dokładnie królowa Hiszpanii (lat 12) i prezydent USA – wtedy może wydarzyć się wszystko. Dlaczego? Pojawiła się obawa, ze wygrana obrońców niewolników doprowadziłaby do rozłamu i wojny domowej w USA. Jednak reżyser, pokazując mataczenie i nie do końca sprawne działanie niezawisłego systemu sądowniczego, wierzy w dobro ludzi u jego steru. Że będą w stanie wynieść się ponad swoje wady i uprzedzenia. Mimo znajomości finału całej sprawy, Spielberg potrafi przykuć uwagę i wciągnąć totalnie do samego końca opowiadając w sposób bardzo przystępny i zrozumiały.

amistad2

Technicznie jest to wysoki poziom, do którego ten reżyser nas przyzwyczaił – znów czarują zdjęcia Janusza Kamińskiego (najbardziej sceny przejęcia Amistadu w deszczu i burzy oraz przy procesie sądowym), fantastycznie sprawdza się muzyka Johna Williamsa bazująca na afrykańskich dźwiękach. Także scenografia oraz kostiumy zasługują na uznanie, nie mówiąc o kilku prostych montażowych sztuczkach. Jedyne co mocno kłuje w oczy to patos – zwłaszcza w końcowych partiach filmu (proces przed Sądem Najwyższym i monologi Johna Adamsa czy epilog z wojną secesyjną w tle) oraz troszkę drażniąca symbolika (czytana Biblia przez niewolników – choć czytana to spore nadużycie).

amistad3

Swoje tez robi gwiazdorska obsada, choć tak naprawdę wybija się kilka postaci. Pierwsza jest zdecydowanie „wódz” niewolników Cinque – fantastycznie poprowadzony przez Djimona Hounsou. Pewny siebie, twardy i dumny człowiek, który nie do końca rozumie otaczające go miejsce, ale jednocześnie bardzo wyciszony i niepewny – sprzeczności te są wygrywane drobnymi spojrzeniami oraz gestami. Drugim mocnym punktem jest bardzo dobrze radzący sobie Matthew McConaughey jako obrońca Roger Baldwin. Widać, że zna się na rzeczy i jest dociekliwym prawnikiem, próbującym znaleźć prawdę, a także bliżej poznać swoich klientów (o czym na początku nie pomyślał), a jego potyczki z prokuratorem Holabirdem (świetny Pete Postlethwaite) maja spore napięcie. I w końcu najważniejszy gracz, czyli John Adams (Anthony Hopkins) – były prezydent i prawnik, który na początku trzyma się z boku całej sprawy, ale w samym finale wykonuje decydujący ruch.

amistad4

Spielberg „Amistadem” podkreśla, że jest naprawdę dobrym fachowcem. Choć nie jest to jedno z jego najlepszych dzieł, pozostaje solidnym kawałkiem historii oraz dobrym i uczciwie podchodzącym do sprawy filmem. Tyle i aż tyle.

7/10

Radosław Ostrowski

Lista Schindlera

O wojnie, zwłaszcza II wojnie światowej powstało multum filmów i nadal powstaje. Dlaczego mimo lat pozostaje źródłem inspiracji i niezwykłych historii? Nie mam pojęcia, choć ciągle jest historia zaskakująca, mało znana, ale warta uwagi. Czymś takim została historia Oskara Schindlera – niemieckiego przedsiębiorca, który ocalił życie ponad tysiąca Żydów. Ale kiedy za taka opowieść biorą się Amerykanie – zawsze jest ryzyko, że to spieprzą. Zatrudnienie Stevena Spielberga nie uspokajało, bo jego poprzednie „poważniejsze” filmy spotkały się z moją dezaprobatą.

lista_schindlera1

Tym razem efekt okazał się kompletnie zaskakujący i na pewno jest zrobiony z większym rozmachem niż „Pianista” Polańskiego – również bardzo dobry film. Pierwsze, co uderza to stawianie na realizm – reżyser nie boi się pokazać krwi, egzekucji i przemocy bez hollywoodzkich ozdobników, co najdobitniej pokazał w scenie likwidacji żydowskiego getta oraz paleniu zwłok na Chujowej Górce (autentyczna nazwa), które do dzisiaj robią porażające wrażenie. Choć jest do dość skrótowo pokazana historia, jest ona bardzo spójna, poruszająca i fantastycznie poprowadzona. Udało się zachować realia życia w getcie, skontrastowane z dość hedonistycznym życiem Schindlera, lubiącego luksus, szampana i dziewczyn.

A jednocześnie nadal wyczuwalna jest atmosfera zagrożenia życia, zwłaszcza gdy trafiają do obozu w Płaszowie, kierowanym przez demonicznego Amona Gotha. Tu życie zależy od… w zasadzie nie wiadomo od czego, a śmierć staje się czymś normalnym. Konfrontacja i starcie pragmatycznego Schindlera z Gothem jest esencją tego filmu, który jest nie tylko hołdem dla zmarłych Żydów oraz ludzi pomagającym im, ale też wielkim humanistycznym dziełem. Całość okraszona jest fantastycznymi, czarno-białymi zdjęciami Janusza Kamińskiego (od tej pory stałego operatora Spielberga) oraz kapitalną muzyką Johna Williamsa, także scenografia budująca autentyzm miejsca oraz montaż do dzisiaj robią wrażenie.

lista_schindlera2

Jednak to wszystko nie miałoby tak wielkiej siły wrażenie, gdyby nie znakomite aktorstwo. Dla Liama Neesona Schindler stał się rolą życia. Bardzo subtelnie pokazał kogoś, kogo można nazwać dobrym Niemcem. Choć na początku Schindler jest dość pragmatycznym biznesmenem (zatrudnia Żydów do swojej fabryki, bo są tani), powoli dochodzi do stopniowej przemiany bohatera dostrzegającego brutalną rzeczywistość – przełomem staje się likwidacja getta. Wtedy mężczyzna decyduje się oszukać swoich pobratymców i za pomocą łapówek ratować ludzi. Jego przeciwieństwem jest Amon Goth (brawurowy Ralph Fiennes) – powiedzieć o nim, że to skurwysyn to tak jakby wywnioskować, że łysy nie potrzebuje grzebienia. To po prostu bydlak tak skażony ideologią, że aż tłumi swoje uczucia wobec swojej gospodyni Żydówki. A zabijanie innych sprawia mu po prostu przyjemność, co we mnie wzbudziło odrazę. Jest jeszcze trzeci gracz, czyli Izaak Stern (niezawodny Ben Kingsley) – nie pozbawiony sprytu i spierający swoich ludzi księgowy. Tych trzech panów zawłaszczyło ten film. Warto tez wspomnieć, że w epizodach pojawiają się polscy aktorzy tacy jak Henryk Bista (jednoręki pan Lowenstein), Jerzy Nowak (Fischel Friehof) czy Andrzej Seweryn (Julian Scherner) i nie zawodzą.

lista_schindlera3

Mało kto się spodziewał, ze Spielberg nakręci tak niezwykły, poruszający i rozbrajający film. Można śmiało zaryzykować, ze to jeden z najlepszych filmów w dorobku tego reżysera. I nie tylko dlatego, że wygrał ceremonię Oscarów za rok 1993. Ambitne, głęboko humanistyczne i pełne wiary w ludzi.

9/10 + znak jakości

Radosław Ostrowski