Na cały głos

Ostatnio o Rogerze Ailesie (a dokładniej o aferze związanej z molestowaniem seksualnym pracownic) powstał film „Gorący temat”. Ale parę miesięcy wcześniej stacja Showtime postanowił zrobić serial o karierze tego kontrowersyjnego człowieka mediów. Wszystko zaczyna się w momencie, gdy ten bogobojny konserwatysta dostaje propozycję pracy dla Ruperta Murdocha, szefa News Corporations. Jest rok 1995 i powstaje Fox News – tuba bardziej prawicowej strony Ameryki, wierzących w Boga, rodzinę oraz prawo do bycia równiejszych od równych.

na caly glos1

Ekipa pod wodzą scenarzystów Alexa Metcalfa i Thomasa McCarthy’ego w ciągu siedmiu odcinków próbuje opisać tą 20-letnią pracę Ailesa w Fox News. Jeśli spodziewacie się uczciwego, obiektywne spojrzenie na USA, tego człowieka – bardzo świadomego jaką moc mają media – to nie interesuje. Zamiast informacji, slogany i wrażenia, rzucane hasła, ostre i bezpardonowe ataki na bardziej lewą stronę. Bo rację mamy my, którzy dzięki swoim wartościom tworzymy prawdziwą Amerykę. I dzięki temu udaje się dotrzeć do ludzi spoza establishmentu, uważający się za wykluczonych, odrzuconych, zapomnianych. Są to prości ludzie, do których trzeba dotrzeć nieskomplikowanym językiem oraz przekazem, stąd ten sposób formy. Dlatego oglądalność śrubuje wysoki poziom, ludzie są zadowoleni, zaś Ailes staje się coraz potężniejszy. I udaje się pokazać jak większą kontrolę zaczyna mieć ten człowiek, coraz bardziej pozbawiony kontroli oraz jakiejkolwiek smyczy.

na caly glos2

I to wszystko pokazane jest w sposób przystępny, mimo masy nazwisk oraz postaci. Jednocześnie pokazuje się to bardziej prywatne życie, gdzie bohatera cały czas wspiera żona. Co troszkę mnie dziwi, bo mąż bardzo mocno ją ogranicza. Kiedy ma szansę pracy w dawnej firmie, decyduje się i… zostaje potem zwolniona. Ostatecznie staje się wręcz zaślepioną fanką, wspierającą jego działania w pracy. Ale jednocześnie do samego końca pozostaje nieświadoma relacji męża z innymi kobietami. Bo wątku molestowania oraz zmuszania kobiet do seksu nie da się uniknąć. Choć początkowo wydaje się ledwo naznaczonym tłem (oprócz wątku Laurie Luhn), to nawet w tych momentach czuć obrzydzenie, wstręt wobec tego zachowania. I dopiero ten wątek pod koniec uderza ze zdwojoną siłą, nadal potrafiąc uderzyć mocnymi scenami (rozmowy z kobietami przeprowadzane przez prawników najpierw w firmie, a potem w biurze).

na caly glos3

Nie ma tutaj jakichś formalnych zabaw – może poza krótkimi przebitkami montażowymi – niemniej ta historia fascynuje i angażuje. Akcja skupia się na przełomowych wydarzeniach: od odpalenia Fox News przez 11 września i kadencje Baraka Husseina Obamy (to drugie imię oczywiści przypisał mu Ailes) aż do upadku oraz odejścia Ailesa z Fox News. Mimo tych paroletnich skoków, udaje się twórcom zachować spójną narrację, bez poczucia dezorientacji czy przeoczenia czegokolwiek. A to nie jest takie proste. Niemniej mam pewne poczucie niedosytu, jakbym troszkę za mało czasu spędził z Ailesem. Albo inaczej: nie poznałem go zbyt dobrze i nie znalazłem odpowiedzi na pytanie, co go uczyniło takim, jakim był. Nie, żebyśmy nie poznali przeszłości, bo nasz bohater troszkę o niej opowiada, niemniej było to dla mnie za mało.

na caly glos4

Choć udało się zebrać świetnych aktorów, powiedzmy to sobie wprost: „Na cały głos” to wielki show Russella Crowe’a. Aktor postanowił pójść drogą Christiana Bale’a i mocno przybrał na wadzę, by wcielić się w Ailesa, będącego tutaj niemal niepowstrzymaną siłą. Z jednej strony człowiek świadomy wielkiej siły mediów oraz dotarcia do innych ludzi. Nie można mu odmówić charyzmy oraz determinacji w przekazywaniu swojej wizji Ameryki, ale z drugiej jest bigotem, egotykiem, przekonanym o swojej nieomylności. Kiedy wybucha, balansuje na granicy groteski, ale nigdy nie przekracza granicy przerysowania. Drugi plan też ma wiele do zaoferowania, choć największe pole do popisu dostaje zaskakująca Sienna Miller (bardzo wyciszona, ale równie konserwatywna żona Elizabeth), dawno nie widziana przeze mnie Naomi Watts (dziennikarka Gretchen Carlson), poruszająca Annabelle Wallis (Laurie Luhn) oraz ostry jak brzytwa Seth MacFarlane (bezwzględny Peter Lewis).

Wydawałoby się, że już po „Newsroom” czy fragmentach „House of Cards” nie da się już niczego powiedzieć o mediach. Ale „Na cały głos” pokazuje, że nawet ograny temat można przedstawić w ciekawy, fascynujący sposób. A siłę tych mediów pokazały wyniki wyborów prezydenckich z 2016 roku, stanowiąc gorzki finał tego dzieła.

8/10

Radosław Ostrowski

Trzynaście powodów – seria 1

UWAGA!

Tekst może zawierać spojlery, choć autor będzie się ich starał unikać jak ognia. Niemniej czytacie na własną odpowiedzialność.

Liberty High wydaje się zwykłym, nudnym liceum. A wiadomo jak jest w liceum – nauczyciele próbują uczyć dzieci, a dzieci (już nie takie małe, bo prawie dorosłe) próbują wejść w poważne życie, nawiązać przyjaźnie, stworzyć silne więzi i osiągnąć dobre wyniki, by trafić na dobry uniwerek oraz upragniony zawód. Jednym z takich uczniów jest Clay Jensen – inteligentny, wrażliwy chłopak, który ma pewne problemy w nawiązywaniu kontaktów z innymi (szczególnie z dziewczynami). Pewnego dnia po szkole, pod domem znajduje oklejone pudełko po butach. W środku jest mapa z zaznaczonymi rejonami oraz kasety magnetofonowe sztuk 7. Już pierwsze usłyszane zdania budzą przerażenie, gdyż głos na nich należy do dziewczyny, która tydzień wcześniej popełniła samobójstwo – Hannah Baker. I przekazuje komunikat: Jest trzynaście powodów, dla których odebrałam sobie życie. Jeśli słuchasz tych kaset, jesteś jednym z nich. Podaje dokładnie instrukcje w sprawie kaset (przesłuchać wszystkie i przekazać następnej osobie oraz odwiedzić miejsca oznaczone na mapie) i grozi, że jeśli nie dotrzyma ich, cały materiał zostanie upubliczniony.

13_powodw_113_powodw_2

Wszystko zaczęło się od powieści Jaya Ashera, która stała się wielkim bestsellerem. Historii Hannah dotykała kwestii alienacji, samotności, trudności z zaufaniem do ludzi, którzy przynoszą tylko rozczarowania. Przyznaje, ze książka mocno na mnie podziałała, a emocje wylewały się z taką intensywnością, że drugi raz tego już przeczytam – w każdym razie nie tak prędko. Prędzej, czy musiało dojść do ekranizacji (po to właśnie są bestsellery), ale początkowo miał to być film. Wtedy włączył się Netflix i tak postanowiono rozbić całość w 13 odcinków (tyle samo, ile stron zostało przez Hannę nagranych), a w realizację włączył się debiutujący w roli twórcy pisarz Brian Yorkey oraz ekipa reżyserów pod wodzą Thomasa McCathy’ego. To nie miało prawa nie wypalić, prawda?

13_powodw_313_powodw_4

Tylko, że na samym początku przeżyłem konsternację, gdyż twórcy serialu postanowili zwyczajnie rozbudować cały świat. W pierwowzorze całą historię dziewczyny (to akurat zachowano) poznajemy oczami Claya, który przez całą noc przesłuchuje wszystkie taśmy i przekazuje je następnej osobie dzień później. Serial rozbija to na kolejne dni, przez co całość może wydaje się mniej intensywna, ale kto by chciał oglądać produkcję z kręcącym się całą noc chłopakiem i scenami retrospekcji? I to wydaje się całkiem sensowne, gdyż twórcy próbują bardziej podbudować pozostałych „winowajców”, pozwalając naszemu bohaterowi na rozmowę z nimi, doprowadzając do konfrontacji między nim a resztą. Efekty są zaskakujące, bo motywy są dość błahe ich działań: zwykła zazdrość (Alex), odrzucenie (Zach), sprawdzenie reputacji bohaterki jako „łatwej”, zwykły strach czy poczucie bezkarności.

13_powodw_513_powodw_6

Choć cała intryga skupia się na przeżyciach Hanny, która coraz bardziej zostaje odrzucona i coraz bardziej traci nadzieję na dalszy sens swojej egzystencji, to tak naprawdę bohaterem jest Clay oraz jego reakcja na jej historię. Im dalej, tym bardziej nasz bohater zaczyna mieć schizy: wszędzie widzi Hannę (scena, gdy widzi jej ciało leżące podczas meczu koszykarskiego – ciary), zaczyna słyszeć zupełnie coś innego, niż zostaje powiedziane. Jej perspektywa jednak nie zawsze pokrywała się z tym, co mówi reszta „bohaterów” taśm, co parę razy zostaje wypunktowane („mówi swoją prawdę”). Ale ci ludzie tworzą coś w rodzaju spiskowców, którym bardzo zależy, by cała sprawa ucichła i nie wyciekła poza szkołę. O ile te drobne podłości można było jeszcze przełknąć (plotki, ochrona reputacji, publikacja wbrew jej woli wiersza w gazetce), to dalej jest jeszcze gorzej – wypadek, gwałt, brak pomocy u szkolnego pedagoga, w końcu najgorsza decyzja, czyli samobójstwo pokazane bez upiększenia jako brudne, brutalne i nieprzyjemne, pozostawiające pustkę wokół najbliższych. Natomiast bardzo nie podoba mi się zakończenie sugerujące drugą serię (co niestety zostało potwierdzone przez Netflixa), gdzie może dojść do znacznie brutalniejszych wydarzeń.

13_powodw_713_powodw_8

I jest jeszcze jedna rzecz, która zasmuciła mnie – chodzi o dorosłych. A dokładniej o to, że nie tyle nie wiedzą o tym, co robią swoje dzieci, ale raczej fakt, iż one nie dopuszczają ich do swojego świata. Z czego to może wynikać? Nawet pedagog okazuje się osobą kompletnie nierozumiejącą i nie potrafiącą wyczuć, że coś jest nie tak (nadmiar uczniów i natłok obowiązków może być usprawiedliwieniem, ale tutaj zabrzmiało to fałszywie).

13_powodw_913_powodw_10

Realizacja jest więcej niż sprawna, zwłaszcza w kwestii montażu, gdzie zdarzenia z przeszłości bardzo płynnie przechodzą do teraźniejszości (zwróćcie uwagę na kolory), do tego okraszając całość bardzo chwytającą za serce muzyką, pozostającą w pamięci na długo. Nawet te mroczne i ostre sceny są zrobione tak, by łatwiej było wejść w skórę bohaterów. Ale to wszystko pozwala wybrzmieć tej gorzkiej historii pokazującej „efekt motyla” – jedno zdarzenie, niczym kamień rzucone z góry wywołuje cała lawinę sytuacji.

Trudno też nie być obojętnym wobec bohaterów, którzy nie są tacy jednoznaczni w ocenie. W dodatku świetnie zagrani przez kompletnie nieznanych – poza Dylanem Minnette wcielającym się w Claya – aktorów. Bo nawet sprawcy (przynajmniej niektórzy) potrafią wzbudzić współczucie, gdyż w pewnej sytuacji zachowali się egoistycznie (Alex, Zach, pod koniec Justin, cheerleaderka Sheri). Jednak uwagę skupia dwójka bohaterów, czyli Hannah (debiutująca Katherine Longford) i Clay. Czuć między tą parą chemię – gdyby nie okoliczności – mogliby być parą. Ona niebrzydka, jako nowa w szkole próbująca się zaaklimatyzować, coraz bardziej czującą się osamotniona, z czasem coraz bardziej zamknięta. Zdarza się jej także, popełniać błędy i źle oceniać innych (zgubienie pieniędzy rodziców, odrzucenie zakochanego w niej chłopaka z powodu poprzednich doświadczeń). On jest wycofanym, ale w swojej nieśmiałości uroczy. Jako jedyny sprawia wrażenie kogoś, kto chce coś z tym zrobić, chociaż robi to (przynajmniej na początku) trochę na ślepo, kierując się wściekłością, gniew i poczuciem, że ktoś musi za to odpowiedzieć. To on niszczy kompromitującym zdjęciem szkolnego fotografa, który był stalkerem, niszczy samochód Zacha, doprowadza do płaczu Courtney, bojącej przyznać się do swojej orientacji seksualnej. Wszystko zmienia się dopiero w momencie przesłuchania własnej taśmy (ciekawe, że jedno zdarzenie może być odbieranie w tak różny sposób). I choć pozornie jego wina wydaje się błahostką (w porównaniu z resztą), będzie go prześladowało poczucie, że mógł coś zrobić (scena, gdy wyobraża sobie moment, w którym zostaje w pokoju z dziewczyną). To uczucie znam aż za nadto i też uważam, że mogłem pewną sprawę wobec bliskiej osoby rozegrać inaczej, przez co łatwiej było mi się identyfikować z tym bohaterem.

13_powodw_1113_powodw_12

Jest jeszcze bardzo tajemniczy, sprawiający wrażenie wszystkowiedzącego Tony (Christian Navarro) – kumpel i jedyny przyjaciel, jaki pozostał Clayowi. Zawsze pojawiają się w serialu momenty wspólnych rozmów, gdzie wspierający kumpel próbuje zrozumieć działania naszego bohatera (przełomowe staje się wyznanie prawdy o swojej roli podczas wspinaczki na wzgórze), przez co więź staje się silniejsza. No i Bryce (Justin Prentice) – kompletnie antypatyczny bohater, przypominający łotrów z kina. Rozpieszczony, dziany, bezkarny, biorący i chcący mieć wszystko, na co ma ochotę. Do tego diler, mający swoje dojścia oraz gwałciciel.

13_powodw_1313_powodw_14

Zazwyczaj jest tak, ze seriale i w ogóle produkcje o nastolatkach są infantylne, ckliwe do bólu, dotykające ich problemów w sposób płytki oraz powierzchowny. „Trzynaście powodów” wyróżnia się i brutalnie przypomina, że psychika wchodzącego w życie młodego człowieka bywa czasami zrobiona ze szkła, które może pęknąć z byle powodu. Nie zawsze objawy depresji, przygnębienia oraz psychicznych ran są widoczne gołym okiem. I chciałbym, ale to bardzo chciałbym, że każdego takiego człowieka zawsze można uratować, wesprzeć i pomóc. Ale boję się, że druga seria będzie zwykłym skokiem na kasę, a pierwszą radzę obejrzeć z synem/córką w wieku licealnym i wtedy pomówić o paru kwestiach. Chciałbym, żeby to troszkę zmieniło ten świat na lepsze.

8,5/10 + znak jakości

Radosław Ostrowski

Thomas McCarthy – 30.01

Tom_McCarthyWydawałoby się, ze to niepozorny filmowiec, który szybko się pojawi i jeszcze szybciej zniknie. Ale prawda jest taka, że nawet on sam nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Urodził się w New Providence w stanie New Jersey jako jeden z pięciorga dzieci Carol i Eugene’a McCarthy’ch – katolickiej familii z irlandzkimi korzeniami. Ojciec pracował w fabryce tekstylii. W 1988 roku ukończył Boston Collage oraz prestiżowe Yale School of Dama na wydziale aktorskim, gdzie uczył go legendarny Earle Gister.

Jego pierwszą kinowa rolą była postać Chrisa w komediodramacie „Przekraczając granice” z 1992 roku, ale następne lata to były w sporej części role epizodyczne w filmach („Teoria spisku” z 1997, „Guru” z 2002) oraz serialach telewizyjnych („New York Undercover”, „Spin City”, „D.C”, „Prawo i bezprawie”, „Ally McBeal”, „Kancelaria adwokacka”, „Boston Public”). Przełom nastąpił w roku 2003, gdy Tom zadebiutował jako reżyser filmem „Dróżnik”, który spotkał się z bardzo dobrym odbiorem. Po tej produkcji McCarthy zgrabnie prowadzi swoją karierę aktorską, która nabrała przyspieszenia (najbardziej znaną rolą pozostaje dwuznaczny moralnie dziennikarz Scott Templeton w serialu „Prawo ulicy”), reżyserską oraz jako scenarzysty.

W swoich filmach przygląda się zwykłym obserwacjom ludzi oraz ich interakcji z innymi. Pozornie zwykłe i nudne kino obyczajowe, które jednak gęste jest od emocji.

Najczęściej współpracował z montażystą Tomem McArdlem, producentką Mary Jane Skalski, operatorem Oliverem Bokelbergiem i dźwiękowcem Paulem Hsu. W swoim dorobku ma Oscara (i dwie nominacje), 2 nominacje do Złotych Globów, dwie nagrody BAFTA oraz dwie Złote Satelity (i trzy nominacje).

A oto ranking filmografii Thomasa McCarthy’ego od najsłabszego do najlepszego. 3,2,1 start. 

Miejsce 5 – Wszyscy wygrywają (2011) – 7/10

Mike (świetny Paul Giamatii) jest prawnikiem, który dorabia jako trener zapasów. By podreperować domowy budżet wpada na plan przejęcia kontroli nad majątkiem jednego ze swoich klientów. Wtedy jednak pojawia się na jego drodze wnuk mężczyzny. Słodko-gorzkie kino o ludziach oraz dokonywanych przez nich wyborach, zrobiona w sposób nieoczywisty i parę razy zaskakująca. Recenzja tutaj.

Miejsce 4. – Magik z Nowego Jorku (2014) – 7,5/10

McCarthy i… Adam Sandler? Samo to połączenie może wydawać się niebezpieczne, ale efekt pozytywnie zaskakuje. Znienawidzony aktor tutaj zaskakująco dobrze wypada w roli szewca Maxa, prowadzącego warsztat z pokolenia na pokolenie. Przypadkiem odkrywa działanie maszyny, dzięki której (po nałożeniu butów) może wejść w skórę jego właściciela. Po drodze mamy sporo gagów, niezłą intrygę kryminalną. Komedia zrobiona z głową, pomysłem oraz ciekawym drugim planem (Barkin, Buscemi, Hoffmann, Method Man). Recenzja tutaj.

Miejsce 3. – Spotkanie (2007) – 7,5/10

Walter Wale (rewelacyjny Richard Jenkins) to znużony wykładowca akademicki, pozbawiony pasji i motywacji do działania. Kiedy wraca do Nowego Jorku, by uczestniczyć w konferencji odkrywa, że w jego domu przebywa… małżeństwo z Syrii. Bardzo ciepłe kino o tolerancji, akceptacji i o tym, że ze zderzenia dwóch światów nie musi dojść do wybuchu wojny. Do tego świetne sceny z bębenkami oraz niezawodny drugi plan w postaci Haan Sleimana i Danal Gurirę (tak, to Michonne z „Walking Dead”, ale nie poznałem jej bez tej charakteryzacji). Recenzja tutaj.

Miejsce 2. – Spotlight (2015) – 8/10

Najgłośniejszy film w dorobku reżysera dotykający niewygodnego tematu. Historia dziennikarskiego śledztwa w sprawie księży pedofili jest bardzo gęsta od emocji, chociaż zrealizowana bardzo powściągliwie. Wszystko jest dochodzeniu podporządkowane: dialogi, zdjęcia, montaż, muzyka, nawet sami bohaterowie, o których praktycznie nie dowiadujemy się zbyt wiele. Mocne kino, trzymające w napięciu, z koncertową grą aktorską (Keaton, Ruffalo, McAdams, Schrieber, Slattery i inni). Recenzja tutaj.

Miejsce 1. – Dróżnik  (2003) – 8/10

Debiut, który otworzył drzwi reżyserowi i objawił światu Petera Dinklage’a. Wszystko jest tu oparte na trójce bohaterów: nowym dróżniku Finbarze, sprzedającego hot-dogi Joe oraz malarce Olivii. Mógłbym o tym filmie więcej opowiedzieć, ale takie skromne kino coraz bardziej do mnie przemawia, a trio Dinklage-Carnivale-Clarkson (Patricia, nie Jeremy) wyciska ze swoich ról maksimum wszystkiego. Nie wypada nie znać. Recenzja tutaj.

Jak wskazuje ranking, McCarthy jest bardzo równym reżyserem oraz sprawnym scenarzystą, wnikliwie przyglądającym się ludziom. Ale nie powiedział jeszcze ostatniego słowa, gdyż wkrótce ukaże się… serial „Trzynaście powodów”. Jest to adaptacja bestsellerowej powieści Jaya Ashera. McCarthy będzie producentem wykonawczym i wyreżyseruje dwa odcinki. Premiera 31 marca na Netflixie. A oto teaser:

A jakie są wasze ulubione filmy Thomasa McCarthy’ego? Napiszcie w komentarzach i chętnie podzielcie się swoimi wrażeniami.

Radosław Ostrowski

Spotkanie

Walter Vale od wielu lat mieszka w Connecticut, gdzie pracuje jako wykładowca akademicki. Mieszka sam, próbuje nauczyć się gry na fortepianie (umiała to jego zmarła żona) – taki zwykły szaraczek, znużony i zmęczony życiem. Więc niechętnie zgadza się na przyjazd do Nowego Jorku na konferencję naukową. Tym większe jest jego zdumienie, gdy odkrywa, iż jego nowojorskie mieszkanie zostało już zamieszkane. Lokatorami jest młode małżeństwo nielegalnych imigrantów – Tarek i Zainab. Pozwala im zamieszkać, co ma mocny wpływ na jego życie.

spotkanie1

Thomas McCarthy jest jednym z uważnych obserwatorów codziennego życia ludzkiego. Potwierdził to debiutanckim „Dróżnikiem” i kolejnymi tytułami, gdzie pozorny brak tempa pozwala uważniej przyglądać się ludziom oraz ich życiu. Tu mamy powtórkę schematu z debiutu – skryty i nieufny człowiek poznaje obcych sobie ludzi, którzy wnoszą kolor do swojego życia i zmuszają do przewartościowania pewnych rzeczy. Nie inaczej jest tutaj, tylko ze tutaj tymi innymi są imigranci, marzący o stabilizacji oraz spokojnym bytowaniu w USA. W czasach, gdy ciągle mówi się o terroryzmie, a inność wywołuje strach, przerażenie, nienawiść. Czy w takiej sytuacji jest szansa na przeskoczenie tych barier? Tutaj reżyser pokazuje dwie ścieżki – empatia oraz muzyka. Życzliwość nie kosztuje byt wiele, chociaż dla wielu osób może być ciężkim wysiłkiem, a muzyka jest językiem międzynarodowym, zrozumiałym dla całej ludzkości, nawet jeśli jest to afrykański bębenek. To pozwala wejść w kompletnie inny, ale tak bardzo znany świat. Ta interakcja ubarwia i wnosi sporo ciepła do filmu, aż do punktu krytycznego – aresztowania Tareka.

spotkanie2

Wtedy następuje brutalna konfrontacja z zimnym światem urzędnika, dla którego człowiek jest kartką papieru, numer w ewidencji, nikim. Chłodne pomieszczenia, niemal mechaniczne odpowiedzi człowieka za okienkiem, to budzi poczucie strachu i bezsilności. Mimo tych zdarzeń, reżyser nie porzuca bohaterów, sympatyzuje z nimi i daje nadzieję. Na nowy początek, może na nową miłość, nowe życie. A od czego to zależy? Przesłanie jest proste, ale brzmi wiarygodnie, bez fałszu.

spotkanie3

Pewna ręka McCarthy’ego jest bardo widoczna w grze aktorskiej. I po raz pierwszy w główniej roli ma szansę wykazania się Richard Jenkins – aktor charakterystyczny, chociaż niepozorny. I taki jest jego Vale – skromny, cichy, wycofany, bardzo powściągliwy. Trudno nazwać to, co robi życiem, raczej jest to wegetacja, zamknięcie w kokonie, a wszystko to pokazuje swoją mową ciała oraz oczami. Wszystko tam widać, tylko trzeba skupić się. Jeszcze warto docenić wcielających się w parę Haaa Sleimana (Tarek) oraz debiutującą Danal Gurirę (Zainab), którzy sprawili wielką przyjemność.

„Spotkanie” to kolejny przykład pozornego, ale pełnego emocji kina, pełnego sympatii i ciepła, chociaż nie unikających trudnych tematów. Każdy z nas musi podjąć walkę o swoje szczęście, chociaż nie ZAWSZE jest to łatwe.

7,5/10

Radosław Ostrowski

Spotlight

Wrzesień 2001, Boston. Do redakcji czasopisma Boston Globe trafia nowy redaktor naczelny – Marty Baron. Wśród wielu sekcji tej gazety jest Spotlight – grupa dziennikarzy śledczych kierowana przez Waltera Robinsona. Panowie dostają nowy temat, dotyczący księdza przenoszonego z parafii do parafii, którego oskarżano o molestowanie seksualne. Skromna ekipa tego pionu postanawia bliżej przyjrzeć się sprawie i znaleźć dowody na to, że przełożeni duchownego wiedzieli o całej sprawie nie wiedząc, że to dopiero wierzchołek góry lodowej.

spotlight1

Skromny i kameralny film Thomasa McCarthy’ego wydaje się mało efektownym, by nie powiedzieć nudną historią o tym, jak powinno funkcjonować dziennikarstwo, zwłaszcza śledcze. Powoli zaczyna coraz bardziej ożywać Internet, jednak nadal w modzie jest pisanie na papierze, zamiast nagrywania na telefonie komórkowym oraz przeglądanie dokumentów w bibliotekach, archiwach, sądach. Brzmi jak prehistoria, ale to było ledwie 15 lat temu. Jak ten czas się zmienia. Sam reżyser jest tutaj bardzo powściągliwy, a realizacja przypomina bardziej filmy z lat 70. – powolne tempo, brak dynamicznych scen (chyba, że za taką uznamy próbę wejścia do sądu przed zamknięciem drzwi), ale i tak oglądałem z zainteresowaniem do samego końca. Wydaje się, że taka chłodna dyscyplina narzucona przez McCarthy’ego wydaje się dziwnym posunięciem, podobnie jak brak prób zastosowania emocjonalnego szantażu w rodzaju rozpłakanych i rozhisteryzowanych ofiar (już dorosłych) czy faktu, iż jeden z dziennikarzy był ofiarą molestowania. Pozorny chłód działa jednak niczym mocne uderzenie w twarz – powoli odkrywane elementy układanki, wliczając w to rozmowy z ofiarami tworzą mocny portret paskudnego procederu, którego jednak nie będę streszczał, ale jedno mogę powiedzieć bez cienia wątpliwości. Kościół jest pokazany jako potężna organizacja mająca duże wpływy (media, władza świecka) i pozwalająca, dzięki swojej władzy oraz tymże wpływom dopuszczać się pedofilii (jak mówi jeden z informatorów tylko co drugi ksiądz żyje w celibacie), bo Kościół jest przecież bardzo potrzebny miastu. Dlatego można sobie przymknąć oko na różne występki i przewinienia, usprawiedliwiając się, że to tylko kilka zgniłych jajek, a sama instytucja jest w porządku.

spotlight2

Dla McCarthy’ego najważniejsze jest samo śledztwo i dochodzenie do prawdy, o której tak naprawdę wiedzą wszyscy, poza naszymi bohaterami. Jak to możliwe, że nikt w tym czasie niczego nie zrobił? To jedno z wielu pytań, które zadawałem sobie po seansie. Ale jednocześnie twórcy pokazują ludzi, którzy chcą o tą prawdę zawalczyć i podjąć trudny wysiłek wyjęcia na wierzch tego, co schowane pod dywan. „Spotlight” to hołd złożony dawnemu dziennikarstwu, jakiego nie widziałem od czasu serialu „Newsroom” – stawiającego na rzetelność i wiarygodność niż na szybkość przekazu. Coś, co bardzo chciałbym zobaczyć w Polsce.

spotlight3

Subtelna ręka reżysera pewnie prowadzi aktorów, którzy wydają się grać postaci pozornie mało interesujące i nie rzucające się w oczy, ale udaje się im stworzyć pełnokrwiste postacie. Bardzo uderzył mnie wysoki poziom gry wszystkich członków obsady, jednak moją uwagę skupiło trzech facetów. Nie będę oryginalny, ale fenomenalny był Mark Ruffalo wcielający się w Mike’a Remendeza, jednego z dziennikarzy Spotlight, który traktuje tą sprawę bardzo poważnie i mocno się angażuje w nią, nawet za mocno (scena wybuchu gniewu w redakcji na wieść o niepublikowaniu tekstu), co nie dawało mi spokoju – czyżby Mike był ofiara księdza? A może nie chce zmarnowania tego materiału? Na to nie znajdziecie żadnej odpowiedzi, a aktor kradnie film swoimi gestami, pewnym spojrzeniem i garbatą sylwetką. Klasę kolejny raz potwierdza Michael Keaton wcielając się w Robinsona – odpowiedzialnego i dociekliwego szefa. No i w końcu trzecia cegiełka – niezawodny Stanley Tucci jako prawnik Garabedian, troszkę przypominający Remendeza, tylko działający po stronie prawa. Troszkę cyniczny, zmęczony potyczkami w sądzie, ale ciągle walczący.

spotlight4

Nie spodziewałem się takiego filmu opowiadającego o dziennikarstwie śledczym, ale twórca „Dróżnika” nie zawodzi i realizuje swój najlepszy film od czasu swojego debiutu. Mocny i brutalny, chociaż nie ma w nim scen przemocy. Gorzki, ale dający też nadzieję, że można podjąć walkę ze złem. Niepozorne, ale trzymające za gardło. Film oparty na paradoksach, ale silnie angażujący i dający wiele do myślenia. Nie mogę się doczekać jak zareagują nasi duchowni na ten film. 

8/10

Radosław Ostrowski

Magik z Nowego Jorku

Max Simkin jest szewcem. Prowadzi warsztat, który przechodził z ojca na syna od pokoleń, mieszka ze starą matką, a ojciec zostawił ich dawno temu. Jego jedynym przyjacielem jest fryzjer Jimmy. Pewnego dnia podczas zmiany podeszwy psuje się maszyna, więc korzysta ze starej schowanej w piwnicy. Czekając na klienta zakłada jego buty i… zmienia się w niego. Pozwala mu to zmienić życie swoich klientów.

szewc1

Thomas McCarthy znany jest ze słodko-gorzkich opowieści o ludziach, którzy próbują odnaleźć się w rzeczywistości. Jego najnowszy film wpisuje się w tą stylistykę, gdyż nasz bohater jest znużony swoim fachem i życiem – pustym, nijakim i samotnym. Przynajmniej do momentu wykorzystania „magicznej” maszyny, która daje mu pole do popisu (pod warunkiem, że buty klienta mają taki sam rozmiar jak jego). Może być każdym bez względu na kolor skóry, wiek czy nawet orientację seksualną. I tak jest na początku – to bardziej ciąg luźnych gagów, które są nieźle ogrywane. Jednak później cała intryga się krystalizuje, skręcając w stronę kryminału, gdzie stawką jest życie pewnego pana mieszkającego samotnie w bloku, który chce wykupić pewna bizneswoman. Wtedy cała historia nabiera tempa, umiejętności Jimmy’ego pomagają uratować ludzi, bo jak wiadomo „każdy dar to odpowiedzialność”. Reżyser potrafi rozbroić poważną sytuację humorem oraz pokręconą muzyką przypominając stare kino, a stonowane zdjęcia współgrają z ekranowymi wydarzeniami.

szewc2

Kompletnym zaskoczeniem dla mnie był Adam Sandler, który pokazał, iż umie grać. W roli zgorzkniałego i samotnego szewca jest maksymalnie przekonujący (od barwy głosu i sposobu mówienia po sylwetkę i brodę), a jego przemiana w interesującego się życiem oraz czerpiącego z niego ile się da, są pokazane bez fałszywej nuty. Coś nieprawdopodobnego i choćby dla tej roli warto obejrzeć ten film. Na szczęście Sandler ma wsparcie jeszcze takich tuzów jak Steve Buscemi (przyjaciel Jimmy) i Dustin Hoffman (ojciec Maxa), którzy sami też dają radę. Podobnie jak raper Method Mad wcielający się w miejscowego bandziora, Ludlowa.

szewc3

„Szewc” to jedna z filmowych niespodzianek, dla których warto pójść do kina. Refleksyjne, zabawne, ale niegłupie dzieło twórcy „Dróżnika”.

7,5/10

Radosław Ostrowski

Dróżnik

Finbar McBride to mówiąc prostymi słowami – kurdupel, który pracuje w sklepie, gdzie sprzedaje się modele pociągów i wszystkiego, co jest z nimi związane. Ale po śmierci swojego szefa i przyjaciele, na mocy testamentu, otrzymuje stację kolejowa w miasteczku Newfoundland, stan New Jersey. Myśląc, że miejsce to będzie jego samotnią, przypadkowo poznaje dwójkę ludzi – sprzedawcę hot-dogów Joe oraz malarkę Olivię.

droznik1

Zrobić ciekawy film, w którym nic się nie dzieje, to zadanie wręcz kaskaderskie. Wielu próbowało tego rodzaju historii z różnym skutkiem – raz udało się wygrać („Prosta historia” Lyncha), raz wychodziła porażka („Zmruż oczy” Jakimowskiego). Debiut Thomasa McCarthy’ego na szczęście wpisuje się w ta pierwszą grupę, udany filmów obyczajowych, które pokazują nudę bez przynudzania. A to jest naprawdę wielka sztuka, bo w zasadzie bohaterowie albo gadają (bardzo rzadko, ale jednak), albo patrzą na jadące pociągi. Ewentualnie jeszcze chodzą po torach. Niby nic się nie dzieje, ale najważniejsze jest to, co miedzy słowami, każde spojrzenie, gest ma kluczowe znaczenie i mówi więcej o postaciach niż każde słowo, które przychodzi i odchodzi.

droznik3

Ale każdy z ludzi, zwłaszcza trójka naszych bohaterów to ludzie, którzy tylko pozornie wydają się nudni i nieciekawi. Fin (świetny Peter Dinklage) jest karłem, który chce zostać sam, a stację kolejową traktuje jak swoją samotnię, Joe (Bobby Carnivale w pierwszej dużej roli) sprzedaje hot-dogi i czerpie z życia garściami, mimo ciężkiej choroby ojca, zaś Olivia (wyborna Patricia Clarkson) pozornie sprawia wrażenie takiej gapy (dwa razy próbowała przejechać Fina), ale pod tą maską wyciszenia i spokoju, skrywa się pewna ciężka trauma. Cała trójka to życiowi połamańcy – „inni” od reszty.

droznik2

I to właśnie ta inność zacznie ich łączyć ze sobą, napędza ich relację, rodząc bardzo niezwykła przyjaźń. Choć zakończenie pozostaje otwarte, jednak nie miałem poczucia ani straty czasu, ani zaskoczenia, że to już koniec. Subtelne, uczciwe i bardzo delikatne kino, które ogląda się z niekłamaną frajdą.

8/10

Radosław Ostrowski