Magical Girl

Troje bohaterów, trzy różne osobowości i jedno zdarzenie, które wywróci ich życie do góry nogami. Poznajmy ich troszkę bliżej. Luis jest bezrobotnym nauczycielem, samotnie wychowującym córkę. 12-latka choruje na białaczkę i jest wielką fanką japońskich animacji. Przypadkiem mężczyzna przegląda jej dziennik i odkrywa, że jednym z jej marzeń jest sukienka jednej z jej ulubionych postaci. Tylko, że kosztuje sporo pieniędzy, zaś brak pracy oraz sprzedawanie książek na wagę nie wystarczy. Tak poznaje cierpiącą na depresję Barbarę oraz – dużo później – byłego nauczyciela i skazańca Damiana.

magical girl1

“Magical Girl” to dziwaczna hybryda, którą trudno do czegoś porównać. Każdy akt pokazuje nam nową postać oraz jej tło, dzięki czemu mamy szansę każdego z tych bohaterów poznać bliżej. A kiedy wydaje się, że znamy kierunek całej historii, reżyser okazuje się sprytniejszy i wpuszcza w maliny. Spodziewamy się jakiegoś dramatu o człowieku postawionym pod ścianą, desperacko pragnącym uszczęśliwić swoje dziecko, walczącej z depresją kobietą oraz jej bogatym mężu-psychiatrze oraz byłego skazańca, wracającego do społeczeństwa. Z każdą kolejną minutą oraz decyzjami bohaterów odkrywamy zupełnie inne oblicze i kolejne element układanki. Szantaż, morderstwo, krytyka społeczeństwa kryzysu ekonomiczno-politycznego, tajemniczy mężczyzna na wózku, podziemna prostytucja – nie wszystko jest nam pokazane wprost, ale potrafi on zaintrygować i wielokrotnie zaskakuje.

magical girl2

Niby wygląda to jak prawdziwy świat, lecz nie można pozbyć się wrażenia pewnej pulpowości, umowności świata. Świata, gdzie jedno zdarzenie uruchamia całą lawinę wydarzeń. Czuć to mocno w dialogach, niepozbawionych błyskotliwości, jak i masie niedopowiedzeń (tajemnicza więź między Barbarą a Damianem oraz ich przeszłość). Wiele wydarzeń dzieje się poza kadrem, przez co nie zawsze mamy pole do rozwiązania zagadki. Wszystko zrobione w arthouse’owym stylu, czyli z długimi ujęciami, zaskakująco stonowaną kolorystyką oraz dość brutalnym, przewrotnym zakończeniem. Tylko, że to ostatnie nie dało mi zbyt wiele satysfakcji, nawet jeśli jest to celowa zagrywka.

magical girl3

“Magiczna dziewczyna” ma w sobie wiele uroku, ale i kilka niejasnych tajemnic. Czuć tu inspirację Inarritu, Coenami i nawet Almodovarem, jednak z tej sklejki powstaje intrygujący film ze świetną obsadą oraz zmuszający do samodzielnego układania. Nawet jeśli nie mamy wszystkich puzzli.

7/10

Radosław Ostrowski

Obraz pożądania

Sztuka to dziwna dziedzina życia jest. Nie zawsze można policzyć jej wartość przez szarego człowieka, zaś czasem coś o wyglądzie tapety może być cenne wiele. Bo jest stworzone ręką cenionego artysty. A o tej cenie decydują krytycy – ludzie mający (podobno) bardzo szeroką wiedzę na temat tego, co twórca miał na myśli. Wiedzą to jakby zupełnie brali udział przy tworzeniu dzieła albo weszli do umysłu artysty. Kimś takim jest James Figueras, który zamiast prowadzić jakieś muzeum czy galerię sztuki, prowadzi wykłady po Europie. We Włoszech poznaje amerykańską dziewczynę o imieniu Berenice i dość szybko zbliżają się do siebie. Mężczyzna dostaje zaproszenie od wpływowego marszanda, Josepha Cassidy’ego, który ma dla niego pewną propozycję. Szansa na wywiad z nieobecnym od dawna artystą Jeromem Debneyem na włoskiej prowincji i zdobycie dla niego jednego z obrazów twórcy.

obraz pozadania1

„Obraz pożądania” to bardzo specyficzne kino, które mogłoby powstać tylko w Europie. Nie ma tutaj pościgów, pędzącej na złamanie karku akcji czy trzymającego za gardło aż do stanu podduszenia napięcia. Wszystko toczy się tutaj bardzo spokojnie, bez jakiegokolwiek pośpiechu, by zachwycić się plenerami oraz odkrywać kolejne elementy opowieści. Opowieści opartej na tajemnicy, kolejnych odkryciach i fałszach, bez których świat sztuki nie istniałby. Każda wartość danego dzieła zależy tak naprawdę od narracji, co świetnie pokazuje początek filmu, czyli scena opowiadania o pewnym obrazie. Prawda nie jest tutaj najważniejszą wartością, bo nie jest ciekawa ani fascynująca albo zbyt przerażająca. I ta relacja między dziełem sztuki a jego odbiorem jest najbardziej interesującym aspektem tego filmu. Nawet pewnego rodzaju wartością dodaną, wykraczającą poza schematy kina gatunkowego.

obraz pozadania2

Od napięcia bardziej interesuje twórców budowanie nastroju oraz bardzo krzywe spojrzenie na świat sztuki. Świat zdegenerowany, pusty i wręcz jałowy. Samo napięcie pojawia się w drugiej połowie filmu, gdzie dochodzi do pewnej wolty. Wszystko okraszono niepozbawionymi ciętych ripost dialogów, wyciszoną muzyką oraz realizacją przypominającą te skromniejsze filmy Romana Polańskiego. W zasadzie dla mnie największym problemem było nadużywanie symbolu muchy, a niektórzy dodadzą spokojne tempo.

obraz pozadania3

Na wyższy poziom podnosi całość aktorski kwartet, gdzie wszyscy są absolutnie rewelacyjni. Nie ważne, czy mówimy tutaj o czarująco-śliskim Claesie Bangu (Figueras), naturalnej i ślicznej Elizabeth Debicki (Berenice), oboje tworzą bardzo intrygujący duet na zasadzie kontrastu. Młodość i naiwność kontra starszy, desperacko szukający okazji na zarobek. Film jednak kradnie bezczelnie Mick Jagger jako marszand Cassidy. Jest odpowiednio wyluzowany, dowcipny, przyziemny, a jednocześnie chciwy. No i wisienka na torcie w postaci Donalda Sutherlanda (malarz Debney) jako odwrócony od świata i pozbawiony jakichkolwiek złudzeń twórca.

„Obraz pożądania” wygląda i brzmi niczym klasyczny dreszczowiec z lat 70. albo mniej znana część serii o Tomie Ripleyu. Trudno odmówić mu szyku, inteligencji oraz urody, wymaga to jednak koncentracji i cierpliwości. Ale warto obejrzeć choćby dla znakomitej obsady.

7/10

Radosław Ostrowski

W głębi lasu

Paweł Kopiński jest warszawskim prokuratorem, samotnie wychowującym córkę. Obecnie prowadzi śledztwo w sprawie gwałtu, gdzie podejrzanymi są dwaj chłopcy z bogatych rodzin. Ale mocno go dręczy przeszłość. 25 lat temu był opiekunem obozu letniego w lesie, gdzie doszło do tragedii. Zginęło dwoje jego rówieśników, a jeszcze dwie osoby (w tym młodsza siostra) przepadły bez śladu. Przeszłość jednak potrafi wrócić w najmniej oczekiwanym momencie, a wszystko z powodu pojawienia się zwłok. Kopiński rozpoznaje w nich Artura – chłopaka, zaginionego podczas lata 1994. Kto go zabił i co się tak naprawdę tam wydarzyło?

w glebi lasu1

„W głębi lasu” to drugie podejście polskich twórców do zrobienia serialu dla Netflixa. Tym razem jednak postanowiono przenieść na ekran powieść Harlena Cobena i dostosować ją do naszego podwórka. Sama akcja prowadzona jest dwutorowo (jak choćby ostatnio w „Żmijowisku”), gdzie przeszłość przeplata się z teraźniejszością. Intryga jest budowana bardzo powoli jak w klasycznym kryminale przystało. A wszystko – jak w książce Cobena przystało – zbudowane jest na tajemnicach oraz budowanych kłamstwach, coraz bardziej odkrywanych przez bohatera. Everymena, który nie może nikomu zaufać, nawet członkom rodziny, przez co zaczyna tracić grunt pod nogami. Jest to nawet nieźle poprowadzone, a poczucie zaciskanej pętli coraz bardziej się nasila. Kolejne pytania, odkrywane informacje oraz mylne tropy są sprawnie podrzucane przez reżyserski duet Leszek Dawid/Bartek Konopka.

w glebi lasu2

Bardzo, ale to bardzo podobały mi się sceny z roku 1994 oraz przywiązanie do detali. Scenografowie wykonali kawał świetnej roboty, tak samo jak osoby odpowiedzialne za dobór muzyki oraz rekwizytów. I ten wakacyjny klimat jest odczuwalny, skontrastowany ze sterylną, wręcz chłodną współczesnością miasta. Ale dość wolne tempo na początku może zniechęcić, jednak dla mnie problemem było samo rozwiązanie, które mnie nie satysfakcjonowało. Mało tego, wydawało mi się na siłę udziwnione i przekombinowane, przez co zachowanie niektórych postaci było dla mnie irracjonalne. Nie chcę zdradzać wiele, lecz końcówka wywołała we mnie skojarzenia z „Rojstem”, gdzie też ostatni odcinek mocno zawodzi. Jakby tego było mało wiele wątków pozostaje otwartych i niewyjaśnionych, co jeszcze bardziej frustruje.

w glebi lasu5

Aktorsko jest dość nierówno i choć nie brakuje tutaj znanych twarzy, nie wszyscy zostają w pełni wykorzystani. Najlepiej wypada tutaj Grzegorz Damięcki w roli prokuratora Kopińskiego. Jest to postać zdeterminowana, naznaczona mrokiem oraz balansująca czasami na granicy prawa. Mimo pewności siebie oraz opanowania, wyczuwa się w nim pewien niepokój, zagubienie, nawet przerażenie w drobnych gestach. To jego kreacja napędza ten serial i podnosi go na wyższy poziom. Równie dobrze wypada Agnieszka Grochowska, czyli obozowa miłość Laura. Kobieta też jest naznaczona przeszłością i staje się niejako partnerką Pawła w celu rozwikłania tajemnicy. Między tą dwójką czuć chemię oraz pewne podskórne napięcie. Ich młodsze wcielenia (Hubert Miłkowski i Wiktoria Filus) są okej, tak jak cała reszta młodych aktorów – ogląda się ich bez bólu.

w glebi lasu4

Jednak drugi plan, gdzie jest parę znajomych twarzy (m.in. Roman Gancarczyk, Przemysław Bluszcz, Ewa Skibińska czy Dorota Kolak) nie do końca zostaje wykorzystany. Z tego grona najbardziej wybijają się kreacje Adama Ferency’ego (Lubelski, który prowadzi śledztwo w 1994), Arkadiusza Jakubika (inspektor Jork ze współczesnych czasów) oraz Cezarego Pazury (dziennikarz Dunaj-Szafrański, ojciec jednego z oskarżonych dzieciaków o gwałt).

w glebi lasu3

Jak ocenić „W głębi lasu”? Nie miałem aż tak wielu oczekiwań i dostałem w sumie solidny tytuł, choć niepozbawiony potknięć oraz niejasności. Podobno pojawiły się plotki o planowanej drugiej serii, ale jakoś tego nie widzę. Typowa europejska produkcja kryminalna bez większych ambicji.

7/10

Radosław Ostrowski

Monument

Zaczyna się dość banalnie. Grupa młodych ludzi jedzie autobusem w nocy. To studenci hotelarstwa, przybywający na praktyki do hotelu w celu zdobycia zaliczenia. Tam kierowniczka niemal wszystkich trzyma za pysk i daje im wejść na głowę. Wszyscy mają jednakowy uniform, a nawet plakietki mają takie same imiona oraz mają określone zadania do wykonania. Sprzątanie, usuwanie szczurów, wymiana pościeli i czyszczenie pewnego pomnika na zewnątrz. Z czasem jednak coraz bardziej zaczynają się dziać dziwne rzeczy.

monument3

Jagoda Szelc już w swoim debiucie pokazała, że zamierza iść własną drogą i tworzyć kino absolutnie nie dla każdego. „Monument” był filmem dyplomowym dla studentów IV roku Wydziału Aktorskiego łódzkiej Filmówki, która dała na produkcję… 200 tysięcy złotych. Za takie pieniądze jednak nie można za bardzo zaszaleć, a do tego trzeba każdemu studentowi dać szansę zabłysnąć. Takie ograniczenia raczej przeszkadzają, ale dla reżyserki nie jest to żaden problem. Film wygląda bardzo zawodowo oraz na droższy, a jednocześnie kompletnie olewa klasyczną konstrukcję i narrację. Historia zaczyna rozpadać się na zbiór scenek, gdzie przenosimy się do każdej grupki na różne miejsca. Od hotelowego pokoju, kuchnię, pływalnię, piwnicę oraz tego cokołu/monumentu, który mimo czyszczenia ciągle jest brudny.

monument1

Lawirujemy między psychodramą, horrorem a… no właśnie, czym. Kolejne minuty zaczną wywoływać mętlik w głowie. Normalność zaczyna być przełamywana jakimiś pokręconymi sytuacjami. Czas wydaje się jakby zakrzywiony, ciągle panująca noc, zaś zachowania studentów coraz bardziej wymykają się sensowi. Trzy dziewuchy w hotelowym pokoju palące papierosy, dziewczyna jedząca szczury, lekko chorowity chłopak jakby zombiak czy czyszczenie cokołu.

monument2

To dopiero początek tego wariackiego snu jakby wziętego z kina Davida Lyncha, obecny równie w debiucie. Świetnie opanowany światłocień, niemal chropowata kolorystyka, a w tle jeszcze słyszymy przemielone dźwięki oraz… wiadomości z telefonów. Nie brakuje repetycji, pewnej monotonii zdarzeń, co wywołuje dezorientację i próbę znalezienia odpowiedzi na jedno pytanie: co ja tu obejrzałem? Czy to jest opowieść o dehumanizacji, buncie, zachowaniu własnego charakteru, dewiacjach? A może to jakiś senny koszmar, stworzony przez jakieś majaki? Zakończenie częściowo daje odpowiedź i potrafi mocno uderzyć swoim oniryczno-szamańskim klimatem.

Od dawna nie miałem takiej sytuacji, że nie potrafię opisać wrażenia, jaki wywołuje film. „Monument” na pewno będzie we mnie siedział, stanowiąc poważną układankę do rozwiązania. Widzę klocki, ale jeszcze nie wiem jak je dopasować. Nie mogę pozbyć się wrażenia, że jeszcze do niego wrócę.

?/10

Radosław Ostrowski

Obywatel Jones

Rok 1935, Europa nadal jest pogrążona w kryzysie gospodarczo-politycznym, w Niemczech władzę sprawuje Adolf Hitler, zaś jedynym krajem rozwijającym się jest Związek Radziecki. Przynajmniej takie informacje płyną od korespondentów. Sprawę tą postanawia wybadać Gareth Jones – brytyjski dziennikarz oraz jeden z doradców premiera Davida Lloyda George’a. Wyrusza do Moskwy i liczy na możliwość przeprowadzenia wywiadu z Józefem Stalinem. Na miejscu dowiaduje się, że jego przyjaciel Paul Kleb został zamordowany.

obywatel jones1

Agnieszka Holland wraca do tematyki politycznej, pokazując zachłyśnięcie się świata nad Związkiem Radzieckim. Krajem bardzo szybko modernizującym się oraz kuszących zagranicznych kontrahentów wielkim rozwojem. Historia ta służy do postawienia pytań na temat etyki pracy dziennikarskiej. Czy powinien dochodzić do prawdy za wszelką cenę? Czy powinien stawiać niewygodne pytania oraz samemu szukać odpowiedzi? Czy może bardziej ufać oficjalnym komunikatom i tylko przepisywać je? Zwłaszcza w kraju, gdzie media służą jako narzędzie propagandy i dezinformacji? Pytania jak zwykle ważne, ale odpowiedzi wydają się być podane łopatologicznie. Bo jak inaczej wyjaśnić wplecenie w narrację procesu pisania „Folwarku zwierzęcego” przez George’a Orwella? Chyba tylko chęcią wyjaśnienia dla widzów spoza Europy Wschodniej.

obywatel jones2

Drugim problemem były dla mnie postacie, które bardziej stają się reprezentantami pewnych idei i postaw niż ludźmi z krwi i kości. Tytułowy Jones to niezłomny idealista, będący typem dziennikarza idealnego. Czyli opisującego fakty bez ubarwień, odporny na naciski oraz presję. Przez co kompletnie mnie nie interesował. Tak samo przedstawiciele ZSRR, który są bardzo sprytnymi manipulatorami, udającymi bardzo otwartych i szczerych. Korespondentów reprezentują dwie osoby: Niemka Ada Brooks (solidna Vanessa Kirby) oraz doświadczony Amerykanin Walter Donnelly (najlepszy z obsady Peter Sarsgaard). Tutaj dopiero pojawia się odrobina szarości, bo są to ludzie wierzący w ideologię rewolucji komunistycznej, ale jednocześnie są wplątani w sidła władzy. Sprzedali się, stając zakładnikami i brakuje mi tutaj głębszego wejścia w tą dwójkę. Dzięki temu łatwiej można byłoby zrozumieć funkcjonowanie korespondentów w Moskwie.

obywatel jones3

Reżyserka bardzo uważnie przygląda się systemu opartemu na kłamstwie oraz propagandzie, chociaż większość akcji jest bardzo statyczna. I nawet nie miałbym z tym problemu, gdyby nie może podejrzenia wobec przebiegu fabuły. Zbyt wiele rzeczy wiedziałem i słyszałem na temat historii tego kraju, by mnie zaskoczyć. Najmocniejszymi fragmentami są ze środka filmu, kiedy Jones obserwuje Ukrainę. Ale robi to bez swojego anioła stróża, przez co ten obraz nie jest zafałszowany. I tam dzieją się wręcz przerażające sceny rodem z horroru – ciągła zima, nieustanna walka o żywność czy nawet akty kanibalizmu. Wszystko w otoczeniu bieli śniegu oraz niemal opustoszałych wsi. Wszystko podparte bardzo niepokojącą pieśnią w wykonaniu dzieci, tworząc klimat grozy.

„Obywatel Jones” to kolejny przykład solidnego kina zaangażowanego, gdzie za pomocą przeszłości mówi o czasach obecnych. Fake newsy, manipulacja faktami i użycie ich do celów propagandowych. Czasami się wlecze, jednak wizyta na Ukrainie potrafi wstrząsnąć oraz przerazić. Bo czasem pewne rzeczy trzeba powiedzieć wprost, by nie zagubić się w odcieniach szarości.

6/10

Radosław Ostrowski

Kierunek: Noc

Lotnisko w Brukseli wygląda jak typowe lotnisko na świecie. Są samoloty, terminale, pasażerowie oraz załogi samolotów. Jeden z lotów ma wyruszyć do Moskwy i powoli schodzą ludzie na pokład. Sytuacja staje się dramatyczna, gdy na pokład wchodzi włoski wojskowy z karabinem w dłoni. Żąda jednej rzeczy: natychmiastowego startu ku zachodowi, inaczej wszyscy zginą. I to nie z jego ręki, tylko przez… wschód słońca.

kierunek noc1-2

Na pierwszy rzut oka „Kierunek: Noc” brzmi jak obraz ludzkości w czasie dokonującej się apokalipsy. Grupka ludzi, różnych narodowości, religii w jednym miejscu, gdzie postój może być bardzo krótki. Bo słońce zabije. Brzmi to niedorzecznie, ale to jest bardzo sensownie poprowadzone. Twórcy serialu z jednej strony muszą trzymać w napięciu, bo pojawiają się zderzenia charakterów oraz kolejne przeszkody do pokonania (zbieranie żywności, paliwa czy trudne decyzje związane z zostawieniem innych na pewną śmierć). A w takich sytuacjach często zachowanie człowieczeństwa nie jest łatwe, a instynkt przetrwania wydaje się być najważniejszy. W wielu momentach sytuacja staje się nerwowa, wręcz dramatyczna (ciężka niedyspozycja kapitana, zmuszonego do roli kapitana czy mający mieć w Moskwie operację chłopak z mukowiscydozą), przez co niemal ciągle czuć zagrożenie i niepewność. Widać tutaj skromny budżet oraz w zasadzie brak efektów specjalnych, jednak kilka scen potrafi mocno uderzyć (korytarz pełen zwłok w szpitalu czy bardzo intensywna, finałowa ucieczka) oraz podnieść adrenalinę.

kierunek noc1-3

Twórcy cały czas skupiają się na bohaterach, którzy są zderzeni z nienormalną sytuacją. Większość z nich jest ciekawie zarysowana, zaś kolejne odkrywane informacje zmuszają do weryfikacji swoich sympatii i antypatii. Włoski oficer NATO, matka Rosjanka z chorym dzieckiem, ochroniarz w zaawansowanym wieku, młoda wdowa z doświadczeniem pilota, starszy Rosjanin z czarnoskórą pielęgniarką, włoska influencerka, polski mechanik (członek załogi) czy bardzo opanowany i niezbyt rozmowny Turek. I to budowane tutaj relacje między nimi, zmieniające się układy stanowią esencję tego tytułu. Owszem, czasem pojawi się w dialogach pewien patos, jednak  twórcy nie walą tym po twarzy w hurtowych ilościach, nie ma łopoczącej flagi czy podniosłej muzyki. Może troszkę przeszkadzać zakończenie sugerujące ciąg dalszy oraz próbę rozwiązania tajemnicy.

kierunek noc1-1

By jeszcze bardziej wejść w „Kierunek: Noc” obsadzono mniej znanych aktorów. Chociaż nie, jest pewien znany polski aktor w ostatniej scenie, ale sami sprawdzicie kto to. Pewnym istotnym szczegółem jest fakt, że wielu z nich w swoich scenach mówi w swoim języku. Innymi słowy nie słyszymy tylko francuskiego, ale też rosyjski czy polski. Niby drobiazg, ale dodaje realizmu.

Powiem szczerze, że nie oczekiwałem wiele, a dostałem jeden z lepszych seriali Netflixa tego roku. Jest to przykład tego, że nie potrzeba znanych twarzy oraz dużych pieniędzy, by skupić uwagę widza. Mam bardzo silne przeczucie, że ciąg dalszy nastąpi.

8/10

Radosław Ostrowski

Mroczne wody

Czy wiecie, co to jest PFOA albo C-8? Pewnie ten skrót nic nie mówi? A może teflon? Już chyba bliżej, bo z tego robi się m.in. patelnie, buty czy farbę. Mało kto jednak wiedział, że ten związek nie tylko jest nie do zniszczenia, ale może też człowieka zabić. I nie tylko człowieka, ale każdy żywy organizm po kontakcie ze sobą. jedną z film, które ukrywały ten fakt była korporacja DuPont. Oni jednak posunęli się o krok i ten zabójczy związek umieszczał w jeziorze, rzekach, niszcząc środowisko oraz trując tysiące nieświadomych niczego ludzi. O sprawie nikt by się nie dowiedział, gdyby nie pewien uparty farmer, który stracił całe stado krów. Zdecydował się skontaktować z prawnikiem Robertem Billotem, który – początkowo niechętnie – przygląda się sprawie bliżej. Jest rok 1998.

mroczne wody1

Film zaangażowane społecznie nie są zbyt popularne i nie zarabiają kupy kasy. Jednak Todd Haynes postanowił zaryzykować, wykorzystując prawdziwą historię walki z potężną korporacją. I otrzymaliśmy krzyżówkę „Spotlight”, „Zodiaka” oraz „Adwokata”. Innymi słowy, jest dochodzenie, walka z korporacją pełna kruczków prawnych, śledczy (tutaj prawnik) z kompletną obsesją sprawy oraz bardzo wolne działanie systemu. Reżyser bardzo dokładnie przygląda się całej tej sprawie, której szczegóły mogą zjeżyć włos na głowie. Jeszcze bardziej przeraża fakt pewnego rodzaju bezsilności, bo wielka firma nie zamierza się poddać. Mając bardzo duże fundusze, może zrobić wiele rzeczy w celu opóźnienia sprawy: zawalenie dokumentami, powołanie zespołu naukowego, by przed procesem ustalić dopuszczalne normy zatrucia. I mimo dość wolnego tempa, potrafi trzymać w napięciu oraz zaangażować.

mroczne wody2

Jeszcze bardziej zaskakuje tutaj klimat. Wszystko jest w stonowanych kolorach, wydaje się bardzo melancholijne. Zupełnie jakby nadzieja coraz bardziej słabła, zaś szansę na wygraną z roku na rok maleją. Nadal wrażenie robią sceny pokazujące jakie konsekwencje w życiu prywatnym. Bo ciężko jest wytrzymać z człowiekiem, który poza sprawą wydaje się kompletnie nieobecny. I to wszystko jest w stanie działać, nawet w pozornie nudnych momentach. Niby to widzieliśmy wcześniej, ale Haynes potrafi wciągnąć, zaangażować oraz zmusić do myślenia.

mroczne wody3

No i jak to jest zagrane. Absolutnie znakomity jest Mark Ruffalo jako Billot, tworząc bardzo wyciszonego, ale zdeterminowanego adwokata. Może sprawia wrażenie grającego na jednej minie, jednak nie dajcie się zwieść. W tych oczach i tikach widać o wiele więcej niż się wydaje, zwłaszcza w chwilach bezsilności. Na drugim planie też jest świetnie, nawet drobne role są bardzo wyraziste. Ale skoro ma się takich aktorów jak Bill Pulman (Harry Dietzler), Bill Camp (Wilbur Tennant) czy bardzo zaskakująca Anne Hathaway (pani Billot). Największą niespodzianką dla mnie okazał się dawno nie widziany Tim Robbins jako szef. Niby drobna rola, ale potrafi zawłaszczyć każdą scenę i nadal potrafi pokazać siłę.

Smutnym faktem jest to, że film przeszedł praktycznie bez echa, zaś u nas w ogóle nie miał dystrybucji. Haynes pokazuje, iż nawet w gatunku thrillera prawniczego potrafi stworzyć coś bardzo wyrazistego. Mimo spokojnego tempa, potrafi walnąć obuchem w łeb i zmusi do zastanowienia.

8/10

Radosław Ostrowski

Sala samobójców. Hejter

„Hejter” niby wydaje się być kontynuacją debiutanckiego filmu Jana Komasy. Problem w tym, że poza jedną postacią nie ma ona nic wspólnego z poprzednikiem. Tutaj bohaterem jest niejaki Tomek Giemza – młody chłopak z małej miejscowości. Studiuje prawo w Warszawie, zaś finansowe wsparcie udziela zaprzyjaźniona rodzina Krasuckich. Tylko, że nasz bohater zostaje wyrzucony ze szkoły za plagiat i ukrywa ten fakt. Przełomem dla niego staje się praca dla firmy zajmującej się czarnym PR-em.

hejter1

Komasa znowu próbuje wejść w świat Internetu oraz nowych technologii, gdzie każdy jest anonimowy. Wracamy do szczucia, mowy nienawiści, by człowieka zniszczyć, osłabić, skompromitować. Czym zajmuje się farma trolli kierowana przez Beatę Santorską (świetna Agata Kulesza). W tych momentach reżyser wali mocno – tutaj wszystkie chwyty są dozwolone. Tworzenie fałszywych kont, manipulowanie informacjami, kłamstwa, trolling, podsłuchy – dla efektu można posunąć się do wszystkiego. A wszystko w świecie podzielonym niejako na dwa obozy – czy mówiąc troszkę kolokwialnie – dwa podzielone plemiona. Nie potrafią się ze sobą dogadać, a granicą jest ich status społeczny i majątkowy. Bogata, inteligencka elita oraz manipulowana przez populistów biedota, która nie osiągnęła nic. I dlatego są podatni na hasła nacjonalistyczno-populistyczne. Być może dla wielu ta rzeczywistość będzie zbyt zero-jedynkowa oraz mocno przerysowana, ale jednocześnie jest to bardzo dziwnie znajome. My w tym mrocznym świecie żyjemy, czy to się komuś podoba czy nie.

hejter2

Ale jednocześnie widzę pewne pęknięcia w tym tytule. Zbiegi okoliczności czy wizja świata nie jest tak poważnym problemem, ile sam główny bohater. Nie zrozumcie mnie źle, nie jest to słabo zagrane, bo Maciej Musiałowski magnetyzuje swoją obecnością, a kamienna twarz czyni z niego tajemnicę. Ale pewne dwie rzeczy troszkę mi przeszkadzały. Po pierwsze, dlaczego po kolacji u Krasuckich zostawia telefon i podsłuchuje ich rozmowę? Czemu to robi? By odkryć ich dwulicowość, jak obgadują go za plecami? To rzutuje na jego charakter, ale wydaje się niedorzeczne. Tak samo jak przemiana Tomka w niebezpiecznego masterminda. Chłopaka przyłapano na plagiacie, a potem zaczyna manipulować ludźmi, przewidywać kilka ruchów do przodu, organizować wydarzenia, a nawet planować zamach. Ale do tego trzeba coś więcej niż tylko przeczytania „Sztuki wojny”, prawda? A może się mylę i to jest takie proste? Mam wątpliwości co do tego.

hejter3

„Hejter”, choć ma swoje wady i uproszczenia, potrafi zaintrygować i uderzyć. Zwłaszcza, gdy dochodzi do brutalnego, wręcz krwawego finału. Wtedy widać do czego może doprowadzić bezpardonowa walka, a sytuacja zaczyna się wymykać spod kontroli. Mocna rzecz, lepsza od poprzedniej „części”.

7,5/10

Radosław Ostrowski

Szpieg

Rok 1974. Wiecie, co to jest Cyrk? Tak określano w Wielkiej Brytanii wywiad, który jeszcze walczył z największym zagrożeniem dla świata – komunizmem. Jego reprezentantem jest bardzo niebezpieczny szpieg znany jako Karla – nieuchwytny, nieobliczalny, demoniczny. Tak zakamuflowany, że mało kto wierzy w jego istnienie. Oprócz szefa Cyrku znanego jako Kontroler. Rok wcześniej wysłał do Budapesztu jednego ze swoich ludzi, Jima Prideaux na spotkanie z sowieckim generałem. Cel był prosty: zebrać dowody na obecność kreta w samym szczycie wywiadu brytyjskiego. Cała akcja kończy się wpadką oraz śmiercią agenta, co doprowadza do odejścia Kontrolera i jego prawej ręki, George’a Smileya. Ten drugi zostaje zmuszony wrócić z emerytury, a wszystko przez jeden telefon. Wygląda na to, że paranoiczny Kontroler miał rację i gdzieś na szczycie Cyrku przebywa sowiecki agent.

szpieg1

„Druciarza, krawca, żołnierza, szpieg” już raz przeniesiono na ekran (telewizyjny, ale jednak), choć dzisiaj mało kto pamięta o tym mini-serialu. Ale w 2011 roku na dużym ekranie George Smiley powrócił w czym pomógł mu Tomas Alfredson. Ten utalentowany szwedzki reżyser ostatnio jest troszkę w niełasce (wtopa zwana „Pierwszym śniegiem”), ale w swoim pierwszym anglojęzycznym filmie zaskoczył wszystkich. „Szpieg” – dystrybutor uznał, że krótszy tytuł będzie łatwiejszy do zapamiętania – to film w bardzo starym stylu. Spokojnie, nie jest on niemy, czarno-biały, ale fabuła toczy się w tempie dla wielu bardzo powolnym. Pościgów tu nie ma, strzelanin też nie (choć jest parę brutalnych momentów), a jednak opowieść potrafi wciągnąć. Jak to możliwe? Alfredson bardzo dokładnie i konsekwentnie buduje napięcie, opierając się niemal tylko na rozmowach, analizowaniu dokumentów oraz wyciąganiu wniosków. Kto jest zdrajcą, komu można zaufać, co jest prawdą, kłamstwem, a co podstępem i pułapką? To bardzo gorzkie spojrzenie na szpiegowski świat, gdzie jedyną szansą na wyjście z sytuacji jest zaufanie własnemu instynktowi oraz samotność. Dlaczego? Bo związanie się z kimkolwiek (lub czymkolwiek) może zostać wykorzystane przeciwko nim. Smutne jest życie szpiega.

szpieg2

Realizacyjnie film jest po prostu znakomity. Odtworzenie lat 70. na ekranie zrobiło na mnie wielkie wrażenie. Te stroje, fryzury, samochody i maszyneria są bardzo przyjemne dla oka. A stonowana kolorystyka oraz fenomenalne zdjęcia Hoyte van Hoytemy budują klimat tajemnicy. Sama siedziba Cyrku od środka wygląda wręcz futurystycznie (w czym także pomaga faktura oraz paleta barw), skupienie na detalach budzi podziw (scena spotkania w Budapeszcie – jak tutaj pomaga w budowaniu napięcia – majstersztyk!!!) czy absolutnie bezbłędny montaż. To wszystko czyni bardzo atrakcyjną układankę, gdzie widz nie jest prowadzony za rączkę. Z drugiej strony jest to na tyle czytelne, by się nie pogubić. Niemniej trzeba być skupionym w trakcie oglądania, bo raz odwrócić wzrok czy odpiszesz na SMS-a i przeoczysz coś istotnego.

szpieg3

No i do tego absolutnie rewelacyjna obsada tak brytyjska, że już bardziej się nie dało. Smileya gra sam Gary Oldman, co samo w sobie było sporym zaskoczeniem. Aktor znany głównie z grania czarnych charakterów tutaj tworzy najbardziej wycofaną postać w swojej karierze. Bardzo doświadczony, zmęczony szpieg, dopiero w pracy znajduje sens swojego życia. Niby wydaje się pozbawiony emocji i wygląda jak cyborg, ale samą obecnością sprawia wrażenie silnego i to on nadaje ton całej rozmowy. Fascynująca i niesamowita kreacja. Ale obok niego też mamy zarówno starych wyjadaczy (intrygujący Colin Firth, mocny John Hurt i poruszający Mark Strong) oraz kilku wówczas młodych wilczków (absolutnie kradnący film Tom Hardy i opromieniony sukcesem „Sherlocka” Benedict Cumberbatch). Każdy z tej grupy stworzył bardzo wyrazistą postać, pozwalając błyszczeć i dając każdemu czas na zbudowanie złożonej roli. Nawet jeśli wydaje się pozornie nieistotna dla całej układanki.

szpieg4

„Szpieg” to prawdziwa uczta dla fanów filmowych puzzli, chcących stymulować swoje zwoje mózgowe. Kompletne kino dopracowane do najdrobniejszego detalu i za każdym razem wciągającego do swojego brudnego, okrutnego, bezwzględnego świata. Fani książek le Carre poczują się jak w domu.

8,5/10 + znak jakości

Radosław Ostrowski

Homecoming – seria 1

Heidi Bergman na pierwszy rzut oka wydaje się kobietą wchodzącą w wiek średnim. Kiedy ją poznajemy jest kimś w rodzaju kierownika ośrodka zwanego Homecoming. To miejsce, gdzie leczy się żołnierzy ze stresem pourazowym, by mogli wrócić do cywilnego życia. Tak jak Waltera Cruza, czarnoskórego wojaka, który już trzy razy był na misji. Kiedy poznajemy ją znowu, mijają cztery lata, a kobieta pracuje jako kelnerka w małej jadłodajni. Ale musi się skonfrontować z przeszłością, kiedy do Biura Inspektora Danych Osobowych Departamentu Obrony USA trafia skarga wobec dawnej pracy. Tylko, że Heidi kompletnie nic nie pamięta z tego wycinka pracy.

homecoming1-1

Nazwisko twórcy serialu Sama Esmaila było mi znane, choć nie widziałem ani jednego odcinka „Mr Robota”. Tym razem zrealizował serial dla Amazon Prime Video i muszę przyznać, że chętnie zapoznam się z poprzednim tytułem. „Homecoming” ma dwutorową narrację, tylko pozornie prowadzoną w spokojny i nudny sposób. Mamy urzędniczy trybik, próbujący rozgryźć tajemnicę, wielką korporację z ważnym zadaniem (oraz szansą na duży zarobek) oraz wplątaną w poważniejszą kabałę Heidi. Co się wydarzyło podczas sesji terapeutycznych? Jaką rolę w tym wszystkim odgrywał jej szef, Colin Belfast? I czemu to zadanie dla armii realizuje firma zajmująca się kosmetykami? Twórcy bardzo powoli odkrywają elementy układanki. Nawet jeśli wszystko wydaje się dziwnie znajome, wciąga to ogromnie, ciągle stawiając kolejne pytania i dając pole do spekulacji. Aż do finału, który wiele osób może rozczarować swoim spokojem oraz zapowiedzią czegoś więcej. Na szczęście ogłoszono kontynuację.

homecoming1-3

Esmail i spółka od samego początku zwracają na siebie uwagę realizacją. I tu nawet nie chodzi o sporą ilość zbliżeń na twarze podczas dialogów, skupieniu na detalach czy ujęcia z góry (tzw. oko Boga), przez co wszyscy wydają się tacy malutcy. W bardzo prosty sposób zaznaczają czas akcji, co jest genialnym zabiegiem. Jak to zrobili? Żadna zabawa kolorami czy perspektywą, ale… formatem obrazu. Przeszłość (rok 2018) jest pokazana w niemal szeroki sposób, jakbyśmy oglądali film, z paskami po bokach. Natomiast filmowa teraźniejszość jest pokazana w formacie 4:3, czyli małego pudełka, co jeszcze bardziej pomaga w budowaniu klimatu. Wręcz czuć przytłoczenie i ciasnotę, jakim naznaczona jest Heidi, dopiero w dwóch ostatnich odcinkach zostaje przełamana.

homecoming1-2

Tak samo istotny jest dobór muzyki, utrzymanej w stylu Bernarda Herrmanna (i to we współpracy z Hitchcockiem), budując aurę tajemnicy i niepokoju. Co wprawniejsze ucho wychwyci też kompozycje Michaela Smalla (temat przewodni z „Klute’a” w drugim odcinku), Davida Shire’a (fragment z „Wszystkich ludzi prezydenta” pod koniec przedostatniego odcinka) czy Michaela Kamena (muzyka z „Martwej strefy” w finale).

homecoming1-4

To wszystko by nie zadziałało, gdyby nie absolutnie wspaniałe aktorstwo. Po pierwsze, bardzo oszczędna Julia Roberts w roli Heidi, którą obserwujemy w dwóch płaszczyznach czasowych. W przeszłości wydaje się niemal pełna pasji, zaangażowania, wręcz promieniuje, a w scenach współczesnych jest bardzo wycofana, jakby nieobecna. Aż trudno uwierzyć, że to ta sama postać, zaś aktorka prezentuje ją wręcz bezbłędnie. Równie wyborny jest Bobby Cannavale jako Colin. I jest to bardzo szemrany typ, bardzo pewny siebie, skupiony na osiągnięciu celu manipulator, wręcz ślizgający się w różnych sytuacjach. Nie można jednak oderwać od niego wzroku oraz jego złotoustych frazesów, którymi nawija jak szalony. I to ten duet jest prawdziwym paliwem rakietowym tego projektu. Nie można zapomnieć o świetnym Stephenie Jamesie, czyli Walterze Cruzie. Powoli widać jak ten wojak zaczyna coraz bardziej otwierać się przed Heidi, tworząc bardzo ciekawą więź. To podczas tych rozmów dochodzi do bardzo istotnych decyzji, rzutujących na całość. Drugi plan jest równie ciekawy, z wybijającymi się kreacjami Shei Whighama (dociekliwy urzędnik Thomas Carrasco), Marianne-Jean Baptiste (nieufna, lekko paranoiczna matka Waltera) oraz Sissy Spacek (matka Heidi).

„Homecoming” to kolejny przykład serialu z gatunku mistery, bardzo powoli odkrywające kolejne elementy układanki. Do tego świetnie zrealizowany, w bardzo przystępnej formie (odcinki około 30-minutowe), fantastycznie zagrany. Jak nie można nie obejrzeć czegoś takiego? No i czekam na drugą serię z osobną historią do przedstawienia.

8/10 + znak jakości

Radosław Ostrowski