Los Angeles, rok 1949. Niby miasto ma swoje władze, ale tak naprawdę rządzi nim bezwzględny gangster Mickey Cohen, który zbudował swoje wielkie imperium. Policję to on ma w kieszeni i dlatego wszyscy mogą mu skoczyć. Jednak naczelnik Parker powołuje specjalny oddział policji, którego zadaniem jest schwytanie i aresztowanie Cohena. Jej dowódcą jest John O’Mara – twardy i bezkompromisowy gliniarz.

Jeśli czytając ten opis nasuwają się wam skojarzenia z „Nietykalnymi” Briana De Palmy, to… macie racje. Takie też było moje pierwsze skojarzenie na temat filmu Rubena Fleischera, twórcy „Zombieland”. Ambicje były wysokie, a celem było zapewnienie rozrywki i połączenie starego (tematu) z nowym (technika). Efekt jest jednak rozczarowujący. Bohaterowie są bardzo jednowymiarowi i płascy – albo to przesadnie dobrzy kolesie albo są źli do szpiku kości i balansując na granicy groteski, sama historia przewidywalna i mało angażująca, choć twórcy postarali się jak mogli, by odtworzyć realia lat 40., które znamy z filmów noir. Jakby było tego mało, całość jest kręcona kamerami cyfrowymi, co już mi przeszkadzało we „Wrogach publicznych” Michaela Manna. Strasznie to kłuje, zwłaszcza w scenach akcji (w dodatku ostatnia konfrontacja jeszcze w slow-motion – litości). Owszem, scenografia i kostiumy robią wrażenie, ale to trochę przy mało.

Aktorzy też próbują coś wycisnąć z postaci, ale to było z góry skazane na przegraną. Najgorzej wypada Sean Penn w roli Cohena. O ile jeszcze charakteryzacja jest, powiedzmy, znośna, o tyle barwa głosu i sposób gry pozostawia wiele do życzenia. Trudno traktować go na poważnie, bo jest do bólu zły i przerysowany. Nieco lepiej wypada będący głównym antagonista Josh Brolin, ale jego bohater (O’Mara) jest z kolei zbyt bohaterski i prawy do bólu. O pozostałych aktorach (m.in. Ryan Gosling, Anthony Mackie, Giovanni Ribisi czy Robert Patrick) można powiedzieć, że po prostu byli po ekranie, ale jakoś niespecjalnie zapadli w pamięć. Trochę szkoda, bo potencjał był wręcz ogromny.

Cóż mogę powiedzieć dobrego na temat „Pogromców mafii”? Oczekiwania miałem spore, ale efekt jest mocno rozczarowujący. Jeśli liczycie na kino gangsterskie w stylu retro, lepiej po raz kolejny zobaczyć „Ojca chrzestnego” czy wspomnianych „Nietykalnych”.
5/10
Radosław Ostrowski
