

Jedna z najbardziej rozpoznawalnych twarzy lat 60., a jednocześnie jedna z najaktywniejszych wokalistek rockowych – Marianne Faithful, postanowiła przypomnieć o swojej obecności, wydając 20 solowy album.
Już tytułowy utwór, który otwiera całość wskazuje, ze będzie staroświecko i klasycznie, czyli bez elektroniki oraz z dominacją żywego instrumentarium (gitara, skrzypce, perkusja), a klimatem przypomina ona (znaczy się płyta) wcześniejsze dokonania Nicka Cave’a – gitary są tak samo „brudne” i podrasowane dziwnymi pomrukami (singlowe „Sparrows with Sing”), czasem plącze się fortepian (ponury „True Lies” z mocnymi partiami perkusji oraz minimalistyczny „Late Victorian Holocaust”), ale nie brakuje tez skrętów w bardziej folkowe dźwięki (akustyczny „Love More or Less”) czy nawet bluesowych zagrywek („The Price of Love” z harmonijka ustną oraz gitarami). Zdarzają się wręcz piękne melodie („Falling back” ze świetnymi smyczkami czy orientalny „Mother Wolf”), a całość w zasadzie pozbawiona jest słabego punktu (nawet pianistyczny cover „Going Home” Leonarda Cohena wypada bardzo przyzwoicie).
W dodatku podniszczony głos Marianne tworzy bardzo dziwna mieszankę., która w zaskakujący sposób łączy się zarówno z muzyką jak i tekstami. Nick Cave w tym roku zrobił sobie przerwę, więc Marianne zajęła jego miejsce i to z dobrym skutkiem.
8/10
Radosław Ostrowski
