Magia w blasku księżyca

Stanley Crawford jest iluzjonistą, który zajmuje się demaskowaniem fałszywych medium w czasach przedwojennych. Jego stary przyjaciel Howard prosi go o pomoc. Trafił na tajemniczą Amerykankę o imieniu Sophie Baker, która działa jako medium u rodziny Cathridge’ów, nie mogąc znaleźć żadnych słabych punktów. Stanley wyrusza do Francji, by obalić oszustkę.

magia_w_blasku_ksiezyca1

Woody Allen to jest jeden z niewielu reżyserów, których filmy oglądam w ciemno. Ale nawet w przypadku reżysera takiej klasy, zdarza się nakręcić film słabszy i rozczarowujący. I „Magia…” niestety wpisuje się do tej drugiej grupy. Sama intryga jest prowadzona dość wolno i nawet jest w tym odrobina uroku, jednak wnioski o magicznej stronie miłości to nie jest to, czego się spodziewałem po Allenie. Idzie to wszystko w dość przewidywalnym sznurku, co powoduje pewne zmęczenie. Nie jest w stanie tego ukryć ani piękna strona plastyczna (ładna stylizacja i plenery), ani warstwa muzyczna utrzymana w typowej dla Allena mieszanki jazzu i muzyki klasycznej. Nawet dialogi pozbawione są błysku oraz humoru, choć zderzenie świata optymizmu z cynizmem, racjonalizmu i mizantropii z magia oraz urokiem dawało spore pole do popisu.

magia_w_blasku_ksiezyca3

Sytuację częściowo próbują aktorzy i grający główne role Colin Firth z Emmą Stone grają po prostu czarująco. On – twardo trzymający się ziemi racjonalista do szpiku kości ze sporym ego, ona – czarująca i świadoma swojego uroku. A jak wiadomo, przeciwieństwa się przyciągają. Solidny poziom trzyma Simon McBurney (Howard Burkam) oraz Eileen Atkins (ciocia Vanessa).

magia_w_blasku_ksiezyca2

Allen ma to do siebie, że jego filmografia jest jak sinusoida. Raz idzie w gorę, by gwałtownie nagle spaść w dół. „Magia…” to znacznie lżejsza rozrywka, która dla mnie jest troszeczkę za lekka i zbyt słaba jak na produkcję mistrza. Może następnym razem się uda.

5,5/10

Radosław Ostrowski

Dodaj komentarz