Carmen Sandiego – seria 2

Szukając czegoś lżejszego, nie wymagającego myślenia, trafiłem na animowaną „Carmen Sandiego”, będącą hybrydą heist movie, kina szpiegowskiego oraz tajemnicy. Innymi słowy, całość skupiała się na walce tytułowej bohaterki z organizacją przestępczą V.I.L.E., zajmującą się głównie kradzieżami. Pomagała jej grupa przyjaciół oraz haker o ksywie Gracz, komunikujący się z nią przez Internet. Po wydarzeniach z pierwszej serii, do zespołu dołącza Shadowsan – mistrz skradania się i członek Rady V.I.L.E., zdradzając swoich szefów. Jakby było mało problemów, w ślad za Carmen rusza A.C.M.E., czyli tajne służby przekonane, iż nasza bohaterka dalej działa dla V.I.L.E.. Zwłaszcza po porwaniu i pozbawieniu przytomności agenta Devineoux.

Innymi słowy, fabuła zaczyna się zagęszczać, mieszając wątki oraz dodając kolejne komplikacje. Choć w zasadzie założenia są identyczne. Czyli powstrzymać/zniszczyć V.I.L.E. oraz próby ustalenia przeszłości Carmen. Nadal jest to sensacyjno-szpiegowska intryga z akcją dziejącą się w różnych częściach świata: od Japonii przez Nową Zelandię i Dubaj po Sztokholm. Przy okazji serwując informacje dotyczące danego kraju, pełniąc rolę edukacyjną (jak materiał źródłowy). Ale nigdy nie wydaje się to wrzucone na siłę. Jeszcze bardziej interesujące są wątki, gdzie poznajemy parę ciekawych szczegółów. Zarówno przeszłość Shadowsana związana z parą mieczy samurajskich, pierwsze spotkanie Carmen z rodzeństwem czy odkrycie tajemnicy ojca Carmen dodają głębi każdemu z bohaterów drugoplanowych. I to daje sporo emocjonalnego ciężaru do całości. Pojawiają się też nowe postacie, co wynika z poszukiwania nowego członka Rady V.I.L.E. – od bardzo śliskiego Grzegorza Węgorza przez złodziejski duet Łasica/Łosiek po brytyjskiego podwójnego agenta Roundabouta. Jestem pewny, że kilka z nich jeszcze powróci.

Sama animacja może się ciągle wydawać oszczędna i uproszczona w pokazaniu tła oraz detali, ale ma to swój urok. Akcja też prezentuje się bardzo dynamicznie, miejscami efekciarsko (kradzież superauta sportowego zakończona niczym w serii „Szybcy i wściekli” czy włam do elektrowni z dziwacznym systemem), nadal jednak pozostaje czytelna i kreatywna. Z masą bijatyk i ucieczek z masą przeciwników. A w tle gra bardzo elegancka, lekko jazzowa muza, dodająca klimatu klasycznych heist movie z lat 60. Dubbing też wypada świetnie i trudno się do czegokolwiek przyczepi, więc polecam słuchać w oryginale.

Jestem bardzo zaskoczony sporym skokiem w historii Carmen Sandiego. O wiele bardziej wciągająca historia, kolejne przewrotki i tajemnice do odkrycia oraz miejsca do zwiedzenia. Dzieje się sporo, zaś finał sugeruje następne komplikacje. Już się powoli będę szykował do serii trzeciej.

8/10

Radosław Ostrowski

Dodaj komentarz