Pajęcza Głowa

Chyba od czasu „Czarnego lustra” nastała moda na SF opisujące dystopijną przyszłość czy pokazujące różnego rodzaju wynalazki, eksperymenty. Nie inaczej jest w przypadku nowego filmu Josepha Kosinskiego dla Netflixa. Udało mu się zebrać ekipę ludzi, co zna się na swojej robocie (m.in. stałego autora zdjęć Claudio Mirandę, montażystę Stephena Mirrione czy duet scenarzystów Paul Wernick/Rhett Reese). A jednak ciężko pozbyć się nutki rozczarowania, ale po kolei.

pajecza glowa2

Akcja toczy się w ośrodku badawczym Pajęcza Głowa, gdzie więźniowie dobrowolnie są poddawani eksperymentom naukowym. Czego człowiek nie zrobi, by nie spędzić zbyt wiele czasu w więzieniu. Zwłaszcza, że jest to spora przestrzeń na odludnej wyspie, gdzie przebywające króliki doświadczalne mają wiele swobody: kuchnia, automaty do gier, nie ma cel ani krat. A cóż badają ci rezydenci? Mianowicie substancje wywołujące konkretne emocje: śmiech, płacz, strach itd. Ich twórcą jest Steve Abnesti (Chris Hemsworth), który na tej podstawie chce stworzyć nowe lekarstwa. Do każdego z ochotników wszczepione jest w ciało urządzenie zwane MobiPakiem, gdzie są umieszczone poszczególne substancje. Jeden z „pacjentów” – Jeff (Miles Teller) wydaje się radzić najlepiej w tej sytuacji. Jednak pewnego dnia podczas testu coś idzie bardzo mocno nie tak.

pajecza glowa1

Sama historia ma bardzo obiecujący punkt wyjścia i daje spore pole manewru do stworzenia mocnego thrillera psychologicznego w klimatach „Black Mirror”. Tutaj Steve mógłby być kimś w rodzaju demiurga, który pod maską uśmiechniętego, eleganckiego i wyluzowanego kolesia skrywa bezlitosnego manipulatora. Czuć to choćby w scenach, gdy nasz szef daje wybór której z pań w pokoju testów podać Darkenfloxx, czyli substancję wywołującą strach oraz paranoję. Kosinski w tych momentach potrafi zbudować napięcie i rzucić parę twistów, zaś poczucie izolacji potęguje retro-futurystyczna scenografia.

pajecza glowa3

ALE w pewnym momencie cała misternie budowana układanka zwyczajnie nudzi. Zakręty oraz niespodzianki stają się przewidywalne, retrospekcje z przeszłości Jeffa (oraz tłumaczenie, że nie jest to jego wina) zwyczajnie irytują, zaś wątki poboczne wydają się tylko dodatkami. Jakby tego było mało, pod koniec filmu pojawiają się sceny akcji. Samo w sobie nie jest niczym złym, ale sprawiają one wrażenie mechanicznych, pozbawionych jakichkolwiek emocji. Tak samo jak dodanie w tle piosenek z lat 70. i 80. oraz niezbyt wysokich lotów żarty. Jest jeszcze relacja Jeffa z pracującą w kuchni Lizzy (Journee Simonett) i jako jedyna działa.

pajecza glowa4

Aktorzy próbują tu coś ugrać, lecz scenariusz podcina skrzydła. Hemsworth jako bardziej negatywna postać była dość nieoczywistą decyzją, ale wypada naprawdę nieźle i skrywa pewną tajemnicę. Lepiej prezentuje się Teller, choć jego bohater nie należy do zbyt rozmownych. Lecz w tym jest jego siła – w niemal kamiennym spojrzeniu, tłumiącym lęki, demony oraz emocje. Czuć chemię między nim a Simonett, która wydaje się najbardziej zdystansowana z tej całej sytuacji. To jednak tylko pozory, które poznajemy niemal w finale.

Niektórzy złośliwcy twierdzą, że Netflix pozbawia twórców talentu, mimo wolnej ręki oraz braku ingerencji w dane tytuły. Patrząc na „Pajęczą Głowę” można odnieść wrażenie, iż jest w tym ziarno prawdy. Kosinski zanurza się w oceanie przeciętności, marnując obiecujący punkt wyjścia oraz nie wykorzystując w pełni talentu swoich współpracowników.

5,5/10

Radosław Ostrowski

Dodaj komentarz