Podpalaczka

Byłem chyba jednym z niewielu widzów, który czekał na nową wersję kultowej powieści Stephena King „Podpalaczka”. Historia dziewczyny, co posiada moce pirokinetyczne, bo rodzice jako studenci wzięli udział w eksperymencie naukowym jest wciągająca, angażująca emocjonalnie, z paroma mocnymi scenami. Przynajmniej w wersji książkowej, bo adaptacja z 1984 roku od Marka Lestera mocno kroiła wiele wątków, miała średnie efekty specjalne, niezłe aktorstwo i fantastyczną muzykę Tangerine Dream. Teraz nową inkarnację „Podpalaczki” postanowiło zrealizować studio Blumhouse i.. uwspółcześnili ją.

podpalaczka1

Punkt wyjścia jest identyczny: studenci biorą udział w eksperymencie naukowym, gdzie niektórym podawany jest specyfik wyzwalający paranormalne zdolności. Dwoje z nich ucieka, bierze ślub i rodzi im się córka, Charlie. Cała trójka ukrywa się przed ścigającym ich… Wydziałem Naukowym – komórką tajnych służb, które mają jeden cel i jeden cel tylko mają: schwytać dziewczynę i wykorzystać jej moce. Wysłanie zostaje za nią posiadający podobne moce Indianin Rainburn. Cała rodzina znowu znalazła się na radarze, gdy Charlie nie opanowała swojej mocy i doprowadziła do eksplozji w szkole.

podpalaczka3

Film Keitha Thomasa to poradnik w stylu: jak z grubej powieści zrobić półtoragodzinny film. Co mogło pójść nie tak? Oj dużo, bo w zasadzie jesteśmy wrzuceni w sam środek historii. Nasza trójka ukrywa się od dawna, a ostatni moment „wybuchu” był trzy lata temu. Wszystko to bardziej przypomina akcyjniaka SF trochę w stylu „Midnight Special”, gdzie był spory potencjał. Bo mogła być to historia ojca, który coraz bardziej jest przerażony umiejętnościami córki i początkowo próbuje ją „stłamsić”, wchodzącej w dojrzewanie nastolatki z mocami, próbującą radzić sobie z tym wszystkim. Logika tutaj miejscami robi sobie wolne i twórcy wiele razy sobie zaprzeczają (niby poszukujący agenci mają „ochronne soczewki kontaktowe”, przez co na nich moce nie działają, ale to nie przeszkadza Charlie „złamać” jednego z agentów czy nauczycielka nie zwracająca uwagi kiedy Charlie dostaje piłką w łeb – celowo), co wywołuje największy problem: obojętność.

podpalaczka2

Jeśli dodamy do tego kreskówkową antagonistkę, o której zapomnicie, nijakie efekty specjalne i bardzo słabe dialogi, mamy wykolejenie w skali biblijnej. Jedynie finałowa konfrontacja w siedzibie złoli wygląda ciekawie (jest parę momentów mocnych kolorów w tle), lecz dla filmu jest już za późno. Ostatnia scena zaś to kpina, będąca pluciem w twarz. Klimat buduje tylko muzyka Johna Carpentera i jego współpracowników, mocno syntezatorowa w stylu lat 80.

podpalaczka4

Aktorzy próbują udźwignąć ten materiał, jednak dialogi i reżyseria są przeciwko nim. Ale nawet wtedy niektóre decyzje castingowe wydają się… zadziwiające jak choćby Zac Efron w roli ojca bohaterki czy absolutnie płaska Gloria Reuben, czyli kapitan Hollister. W zasadzie broni się w drobnych rólkach John Beasley (Irv) oraz Kurtwood Smith (dr Wanless), jednak to tylko kropla w morzu nijakości. Bo całość to wielkie rozczarowanie, gdzie prawie nic nie działa. Brakuje napięcia, reżyserii, scenariusza, logiki i horroru. Kompletnie wysrane dzieło, które kompletnie nie rozumie materiału źródłowego i dodaje od siebie kompletny chaos.

3/10

Radosław Ostrowski

Dodaj komentarz