Poroże

Scott Cooper to taki reżyser, co zawsze szuka dla siebie wyzwania i mierzy się z różnymi gatunkami. Bo był dramat („Szalone serce”), kino gangsterskie („Pakt z diabłem”) czy western („Zakładnicy”). W 2021 roku postanowił spróbować się z horrorem, mając wsparcie w osobie producenta Guillermo del Toro. Już samo to brzmiało co najmniej intrygująco. Ale czasami to, co na papierze wydaje się brzmieć dobrze, w ostatecznej formie okazuje się niewypałem. I to jest, niestety, przypadek „Poroża”.

poroze1

Historia skupia się na dwójce bohaterów, którzy mają ze sobą więcej wspólnego niż się wydaje. Julia (Keri Russell) jest nauczycielką w szkole w małym miasteczku stanu Oregon, gdzie jest bieda, nędza i przemoc. Sama jej doświadczyła w wieku dziecięcym od strony ojca i uciekła z domu. Wróciła po 20 latach po śmierci i zamieszkała u brata Paula (Jesse Plemons), który jest szeryfem. Jednym z jej uczniów jest Lucas Weaver (Jeremy T. Thomas) wychowywany przez ojca-narkomana. Kobieta zaczyna podejrzewać, że chłopiec jest ofiarą znęcania się. Chcąc mu pomóc zaczyna odkrywać bardzo mroczną tajemnicę.

poroze2

Historia prowadzona jest dwutorowo, co samo w sobie jest naprawdę niezłym pomysłem. Cooper powoli odkrywa kolejne fragmenty zarówno z przeszłości udręczonej Julii, jak i obecnych wydarzeń z życia Lucasa. Na samym początku widzimy jego ojca z kumplem w kopalni produkującego dragi, gdzie zostają zaatakowani przez… no właśnie, nie widzimy co. A potem w życiu chłopaka dzieją się dziwne rzeczy. Cooper bardziej stawia na budowanie atmosfery i poczucia niepokoju, co potęgują pozornie piękne zdjęcia. One jeszcze bardziej podkreślają poczucie beznadziei, szarzyzny oraz bezradności wobec nadnaturalnego zła. Zła opartego na dawnych wierzeniach Indian i… więcej wam nie zdradzę.

poroze3

Problem jednak w tym, że mimo dobrze budowanej atmosfery „Poroże” nie wywołuje strachu. Przynajmniej we mnie. Jasne, nie brakuje paru scen gore oraz bardzo makabrycznie pokazanych szczątków. I te obrazki dla bardziej wrażliwych będą się śniły po nocach. Jednak dla mnie zabójczo wolne tempo było bronią obosieczną – z jednej strony budowało klimat, ale z drugiej wywoływało znużenie. Gdzieś w połowie fabuła stała się bardziej przewidywalna, zaś finałowa konfrontacja częściowo wywołała emocje. I nie jest w stanie zrekompensować tego bardzo porządne aktorstwo (szczególnie młodego Thomasa oraz Russell), bo sam scenariusz nie dowozi.

„Poroże” ma obiecujący pomysł oraz klimat, jednak po drodze gdzieś ta cała historia zaczyna się gubić. Sama warstwa wizualna i solidne aktorstwo nie wystarczyło na satysfakcjonujący seans, co bardzo mocno boli. Jak widać nie każdy gatunek pasuje do każdego reżysera.

5/10

Radosław Ostrowski

Dodaj komentarz