Syndrom drugiego filmu – niebezpieczna choroba spowodowana bardzo udanym debiutem, który następny tytuł obciążony jest oczekiwaniami. Oczekiwania, których przy pierwszym filmie się nie pojawiają i mogą być obciążeniem, które doprowadziły do zatopienia wielu karier. Czy taki będzie przypadek pochodzącej z Korei Południowej reżyserki Celine Song?
„Materialiści” są… powiedzmy, że komedią romantyczną osadzoną w mieście Nowy Jork. Tutaj mieszka i pracuje Lucy (Dakota Johnson) – bardzo doświadczona swatka w dużej firmie. Takiej dla nowobogackich, co szukają partnera/partnerki według swoich preferencji (także finansowych), ale skoro dają dziesiątki, jeśli nie setki tysięcy dolarów, mogą sobie stawiać warunki. Zwłaszcza, gdy swatce udaje się dzięki swoim działaniom doprowadzić do dziewięciu ślubów. Podczas najnowszego ślubu swojej klientki zwraca ona uwagę brata pana młodego, Harry’ego (Pedro Pascal). Przystojny bankier chce umówić się z Lucy na randkę i całkowicie ufa swojej intuicji. Kobieta nie jest do końca przekonana, ale zgadza się. W tej samej uroczystości pojawia się także jej były chłopak, niespełniony aktor i kelner John (Chris Evans).

Już samo zawiązanie może sugerować czym jest nowe dzieło reżyserki „Poprzedniego życia”. Że będzie kolejny trójkąt z miłością w tle, ale Song trochę gra na nosie. „Materialiści” w kwestiach funkcjonowania swatki potrafi być bardzo cyniczny. Sceny rozmów z klientami o potencjalnych partnerach mają w sobie zarówno ostry humor, jak i gorzką obserwację dotyczącą oczekiwań. Przeliczania czegoś niematerialnego (miłość) na pieniądze, czyniąc z małżeństwa niemal transakcję. Trzeba mieć odpowiedni wzrost, dochód, wagę, wiek itd., a niektórzy dla dopasowania są w stanie zrobić wiele (operacja wydłużenia wzrostu).

Ale jednak w centrum cały czas jest nasza swatka. Z jednej strony ma adoratora, który widzi w niej osobę patrzącą tak samo na świat; z drugiej jest jej były chłopak (nadal gołodupiec), a z trzeciej jest praca i pewien nieprzyjemny incydent (pierwsza randka była… brutalna). Ta ostatnia sytuacja dała dodatkowy ciężar emocjonalny, którego się nie spodziewałem i pokazuje, że nie wszystko można zmieścić do szufladki. Niemniej nie ma tutaj osądzania, a Song przypatruje się temu trójkątowi i wcale nie daje łatwych odpowiedzi. Choć może pod koniec trochę skręca w przewidywalnym kierunku, to nawet tutaj reżyserka potrafi przekuć balonik, serwując bardziej refleksyjny monolog oraz otwarte zakończenie.

Ale jak to też jest cudownie zagrane. Bardzo zaskoczyła mnie Dakota Johnson, pokazując o wiele większy wachlarz niż wielu podejrzewa. Jej Lucy ma w sobie masę uroku, stoi twardo na ziemi i bardzo (ale to bardzo) zależy na szczęściu swoich klientów. Jej pragmatyzm nie czyni z niej antypatycznej, chłodnej pindy (o co było łatwo). W podobnym tonie gra też Pedro Pascal jako równie pragmatyczny Harry, mieszający inteligencję z urokiem. Pewnym kontrastem oraz największą niespodzianką jest zaś Chris Evans. Nieogolony, sprawiający wrażenie nieogarniętego, nie radzącego sobie z życiem, wręcz sfrustrowany. Ale nawet on potrafi pokazać troszkę inne oblicze. Cała trójka ma świetną chemię, czego się nie spodziewałem i nikt tutaj nie jest demonizowany. Z drugiego planu najbardziej zapada w pamięć Zoe Winters wcielającą się w jedną z klientek, Sophie.
„Materialiści” potwierdzają, że warto uważnie przyglądać się Celine Song. Jest bardzo uważną obserwatorką, ze świetnym uchem do dialogów oraz pewnie prowadzoną obsadę, a także bawiącą się znajomymi konwencjami w nieoczywistym kierunku. Może pod koniec troszkę słabnie, ale nadal pozostaje bardzo interesującym dziełem.
8/10
Radosław Ostrowski
