Aż zadziwiająca jest droga studia Cartoon Saloon. Irlandzcy animatorzy, tworzący staroszkolne filmy rysunkowe, uwagę widzów na całym świecie zwrócili debiutem z 2009 roku. Tak jak w wielu swoich późniejszych filmach, opowieść czerpie z irlandzkiej mitologii oraz tradycji.

„Sekret księgi z Kells” skupia się na młodym mnichu Brendanie, przebywającym w tytułowym klasztorze w irlandzkim Kells. Jej wuj, będącym opatem, stara się ochronić okolicę przed siejącymi terror Wikingami, co zabijają i kradną złoto. Wszystko się zmienia w momencie, kiedy do klasztoru przybywa słynny iluminator, brat Aiden z Iony. Mnich przetrzymuje ze sobą księgę swojego klasztoru, zawierającej całą wiedzę oraz niesamowite ilustracje. I to Aiden prosi Brendana o pomoc w dokończenie księgi, choć dla chłopaka może oznaczać to nieposłuszeństwo wobec wuja.

Film w zasadzie jest prostą opowieścią o chłopaku, który zostaje zderzony z dwoma światopoglądami. Pierwszy, reprezentowany przez wuja, oznacza izolację, bezpieczeństwo i poczucie samotności. Tylko, że poczucie bezpieczeństwa jest złudne, a izolacja nie pozwala nieść światła w świecie mroku. Druga postawa, brata Aidena, oznacza ryzyko, otwartość i przenoszenie się z miejsca na miejsce. Jaka opcja wygra, odpowiedź może wydawać się jasna. Jeszcze bardziej intrygują sceny, kiedy chłopak zaczyna mieć wizje tego, co się wkrótce wydarzy lub wydarzyło. Chociaż wydaje mi się, że Brendan nie jest do końca tego świadomy. A chłopakowi w pracy nad księgą będą towarzyszyć istoty nie z tego świata: wróżki Aishley oraz niepokojącego Crome’a.

Jak wiele produkcji studia Cartoon Saloon, „Sekret księgi z Kells” jest ręcznie rysowaną animacją. Ale najbardziej zadziwiające w tej produkcji jest bardzo częste wykorzystywanie koła. Wiele rzeczy jest tutaj zaokrąglonych: klasztor otoczony murami (widok z góry), drzewa czy ilustracje księgi. Wszystko okraszone celtycką mitologią, celtycką muzyką (świetną – co z tego, ze napisał ją Francuz?) oraz świetnym dubbingiem.
Muszę jednak przyznać, że większe wrażenie zrobiły na mnie „Sekrety morza” oraz „Sekret wilczej gromady”. Być może wynika to z banalnej historii czy lepszej animacji w następnych filmach. Niemniej jest to solidna, urocza animacja w starym stylu.
7/10
Radosław Ostrowski











