Doskonały świat

Jest rok 1963, do Dallas ma przyjechać prezydent JFK. W tym samym czasie z więzienie ucieka dwóch ludzi – złodziejaszek Butch Haynes oraz psychopatyczny morderca Terry Pugh. Po drodze porywają 7-letniego Phillipa, a Butch zabija wspólnika. Między dzieckiem a mężczyzna tworzy się więź. Tropem zbiega wyrusza Strażnik Teksasu (nie, nie mylić z Chuckiem Norrisem) Red Garnett.

doskonaly_swiat1

Clint Eastwood postanowił nie spoczywać na laurach i rok po legendarnym „Bez przebaczenia” nakręcił kolejny film. Pozornie jest to film sensacyjny, ale tak naprawdę jest to obyczajowa historia o przyjaźni oraz inicjacji. Atmosfera przez większość czasu wydaje się lekka, niemal jak na wycieczce, ale o obławie przypominają sceny z Garrettem. Ale mimo tego całość sprawia wrażenie autentycznie poruszającego filmu z bardzo dramatycznym finałem, który nie kończy się do końca happy endem. Eastwood pewnie trzyma rękę na pulsie, nie brakuje tutaj zarówno scen przemocy, jednak nie są one pokazywane wprost (wyjątkiem jest to, co się dzieje u czarnoskórej rodziny), a wszystko to jest pozbawione naiwności i sentymentalizmu (może poza lekko rozciągniętą końcówką). Towarzyszą temu naprawdę piękne zdjęcia, trzymająca w napięciu muzyka oraz niepozbawiona dobrych dialogów oraz zabawnych sytuacji historia.

doskonaly_swiat2

Eastwood jednak nie byłby sobą, gdyby nie dobrał świetnych aktorów. Tym razem jednak na pierwszy plan wybija się Kevin Costner. Mówi się, że ten aktor nie wie, co to jest mimika twarzy, ale potrafi grać na emocjach, a Butch to tak naprawdę spoko facet. Gdyby nie jego kryminalna przeszłość, byłby naprawdę fajnym kolesiem. Inteligentny, niepozbawiony pewnego silnego kręgosłupa, ale potrafi się w nim obudzić psychol (po uderzeniu dziecka, grozi zabiciem ojca oraz knebluje usta całej rodzinie, a ojcu jeszcze związuje ręce). Razem z partnerującym mu T.J. Lowtherem tworzą zgrany duet, a chemia między nimi jest mocno silna. Sam Eastwood pojawia się na drugim planie jako tropiący gliniarz, jednak nie jest to emerytowana wersja Brudnego Harry’ego. To przede wszystkim facet unikający przemocy i używający przede wszystkim mózgiem oraz doświadczeniem. Podobnie działa Laura Dern jako psycholog Sally Gerber.

doskonaly_swiat3

Eastwood znów chwyta za gardło i utrzymuje swoją wielką formę. Może nie jest to Az tak wielki film jak „Bez przebaczenia”, ale to i tak bardzo dobre kino. Niepozbawione emocji, empatii oraz pewnej pozytywnej energii.

8/10

Radosław Ostrowski

doskonaly_swiat4

nadrabiam_Eastwooda

Bez przebaczenia

William Munny kiedyś był parszywym draniem, który mordował kobiety, dzieci i mężczyzn, a alkohol bardzo mocno mu towarzyszył. Jednak wtedy poznał Claudię, ożenił się z nią i porzucił dawne życie zostając farmerem, nawet gdy ona zmarła. Po dwóch latach w miejscowości Big Whiskey zostaje oszpecona prostytutka, a kara wobec sprawców była nieadekwatna. Koleżanki zebrały trochę pieniędzy i wyznaczyły nagrodę za zabicie sprawców. Munny za namową Scofielda Kida, decyduje się wziąć udział w tym przedsięwzięciu.

bez_przebaczenia1

W latach 90. mówiło się, że western zmarł i nie ma już niczego nowego do opowiedzenia. To przekonanie przełamał najpierw Kevin Costner ze swoim „Tańczącym z Wilkami”, jednak to dwa lata później Clint Eastwood zrealizował swoje arcydzieło. Film pachnie klimatem dzieł z lat 70., gdzie wszystkie wartości na Dzikim Zachodzie wywróciły się do góry nogami, a prawi i dzielni herosi byli wielkim mitem. Pozornie w tym filmie nic się nie dzieje – tempo jest zabójczo wolne, a reżyser skupia się bardziej na psychice swoich bohaterów. Są to ludzie, którzy kiedyś zajmowali się zabijaniem, ale ustabilizowali się, dostosowując się do nowych czasów – spokoju, postępu i stabilizacji. Wielu z nich jest prześladowanych przez duchy swoich ofiar („anioł śmierci”, o którym wspomina Munny), inni próbują przywdziewać maski twardzieli (Scofield Kid). Nie ma tutaj prostych podziałów na tych dobrych i złych, przemoc jest bardzo realistyczna i dla wielu z nich niemal beznadziejna (ostrzał w kanionie, zabicie jednego z oprychów w toalecie), a każdy ma swój własny kodeks moralny, którym wyznacza swoje zasady. A jednocześnie w postaci W.W. Beauchompa (pisarza) Eastwood pokazuje bezkrytyczne tworzenie mitów wobec Dzikiego Zachodu, przepisując nie do końca prawdziwe historie swojego pracodawcy, Anglika Boba. Jest to pewne ostrzeżenie oraz próba powiedzenia, ze nie należy wierzyć wszystkim opowieściom bezkrytycznie.

bez_przebaczenia2

Technicznie film przypomina klasyczne opowieści, choć przez 90% wydarzeń nie dzieje się nic. Nie brakuję pięknych krajobrazów (jazda przez pola zboża), ale w sporej części dominuje mrok lub ciemne chmury. To tylko potęguje bardzo brudny i realistyczny klimat, które nie jest w stanie nawet załagodzić muzyka (temat Claudii to perełka) – brutalnie i ostro Eastwood rozprawia się z westernem oraz jego zafałszowaniami.

bez_przebaczenia3

Także od strony aktorskiej film jest po prostu znakomity. Eastwood obsadza siebie w roli Munny’ego i jest troszkę inny niż zwykle – bardzo spokojny, opanowany i prześladowany przez demony. A jednocześnie mocno przekonany o swojej przemianie dzięki swojej żonie. Jednak dr House powiedziałby: „Ludzie się nie zmieniają”, bo finał bardzo mocno pokazuje, że Munny nie zmienił się – nadal potrafi zabijać i jest bezwzględny w tym. Bardzo zaskakująca i znakomita to kreacja. Podobnie jest z Nedem granym przez Morgana Freemana, który chwali się swoja krwawą przeszłością, że jeszcze może zabijać. Tak naprawdę to on się zmienił, co pokazała strzelanina w kanionie. Jest jeszcze trzeci zabijaka – Scofield Kid (bardzo dobry Jaimz Woolvett), który tak naprawdę jest bardzo wrażliwym facetem i udaje twardziela. Perła jest tutaj znakomity Gene Hackman – jego szeryf Maly Bill to facet, który stosuje prawo według własnego uznania, a jednocześnie pokazuje Beauchampowi prawdę o Dzikim Zachodzie. Marnym jest cieślą, a najbardziej boi się marnej śmierci. Mimo to jest bardzo mocno przekonany o swojej sile oraz władzy.

bez_przebaczenia4

Clint Eastwood tym filmem odrodził western, który jeszcze przez parę lat sobie pożyje, ale już potem nie wrócił do takiej formy jak kiedyś. To po prostu wielkie kino, pozbawione praktycznie jakiejkolwiek wady. Po prostu arcydzieło w swoim gatunku i nie tylko.

10/10 + znak jakości

Radosław Ostrowski

nadrabiam_Eastwooda


Żółtodziób

Nick Pulovski jest upartym i dociekliwym gliniarzem od lat tropiącym niejakiego Stroma. Po śmierci swojego partnera podczas obławy, dostaje za partnera młodego i niedoświadczonego gliniarza Davida Ackermana. Podczas próby schwytania Stroma, Pulovski zostaje schwytany, a żółtodziób obrywa w plecy. Czasu jest niewiele, by odbić swojego partnera.

zoltodziob2

Clint Eastwood chyba musiał oglądać „Zabójczą broń”, bo „Żółtodziób” to wariacja na temat. Duet dwóch gliniarzy, których różni wszystko to klasyczny chwyt kina policyjnego. Jest przewidywalne i brutalnie, ale też nie brakuje typowego dla Eastwooda humoru (troszkę sucharowego) i znalazło się nawet miejsce na eksplozję. Dalej jest po bożemu, intryga jest dość prosta, ale pewnym smaczkiem może być pochodzenie dwójki antagonistów – Pulovski jest Polakiem (a nie wygląda), a Strom Niemcem. Co prawda nie jest w ich utarczkach wspominany Grunwald, a grający Niemca Raul Julia (Portorykańczyk) za cholerę nie wygląda jak Szkop, ale co tam? To lekka, może nawet zbyt lekka produkcja o zabarwieniu rozrywkowym i pod tym względem sprawdza się naprawdę nieźle.

zoltodziob1

Muszę wspomnieć, że rywalizacja między Eastwoodem a Charliem Sheenem (tak, ten sam) o większy poziom testosteronu raczej zaczyna się dość niemrawo, ale to Sheen w połowie zaczyna twardnieć szybciej niż drzewo. Obaj panowie nieźle się bawią, a wspomniany Julia (razem z Sonia Bragą) balansujący na granicy zgrywy i powagi sprawdza się bez zarzutu.

zoltodziob3

Owszem, są pewne poważne wątki (przeszłość Davida), ale są one mocno zmiecione pod dywan. Eastwood nadal bawi się w twardziela, ale powoli już czuć pewne zmęczenie. Ogólnie całkiem niezła zadyma wyszła.

6/10

Radosław Ostrowski

nadrabiam_Eastwooda


Biały myśliwy, czarne serce

John Wilson to reżyser, który lubi przede wszystkim adrenalinę i żyje odrobinę wystawnie. Ale tym razem dostaje propozycje nakręcenia filmu w Afryce. Ściąga do pomocy scenarzystę Pete’a Verilla, by pomógł przy scenariuszu. Jednak tak naprawdę dla Wilsona najważniejsze jest upolowanie wielkiego słonia.

bialy_mysliwy1

Clint Eastwood lata 90. rozpoczął z hukiem. Film mocno inspirowany jest wydarzeniami z planu „Afrykańska królowa” Johna Hustona, ale nie jest to stricte biografia. Twórcy udaje się bardzo sugestywnie pokazać, do czego może doprowadzić obsesja oraz żądza pokazania bycia twardzielem. Wszystko to jest potęgowane przez klimat Afryki, która jest pokazana w sposób niesamowicie piękny i przy okazji pokazuje pewne reguły w świecie Hollywoodu – uważany za zepsuty, zgniły i serwujący najgorsze rzeczy. Miejsca, gdzie decyduje o wszystkim producent (przynajmniej tak mu się wydaje). Tak naprawdę tutaj reżyser wydaje się panem i władcą, przekonanym o swojej sile. Myślę, że nie bez przyczyny film kończy się w momencie rozpoczęcia zdjęć. Nie brakuje dynamicznych ujęć (rejs parowcem czy trzymające w napięciu sceny polowań na słonie), jednak są one pretekstem do pokazania psychiki głównego bohatera. Podobnie jak drobne scenki (bójka z szefem hotelu czy rozmowa z kobietą podzielająca poglądy Hitlera ws Żydów), jednak nie ma się poczucia nudy, które troszkę pojawiało się w „Bird”.

bialy_mysliwy2

Główną rolę zagrał (niemal jak zawsze) sam Clint, bo czy mógł być ktoś tak męski w takim wieku jak Brudny Eastwood? Wilson jest twardym, niepokornym facetem uznającym tylko jednego szefa – samego siebie. Bywa arogancki, złośliwy i sarkastyczny, a także trudny we współpracy. Z czasem obsesja zabicia słonia staje się dla niego ważniejsza niż praca przy filmie. Będącym narratorem całej opowieści scenarzysta Verill (bardzo dobry Jeff Faley) wydaje się przeciwwagą Wilsona – jest bardziej spokojny i próbuje w jakiś sposób kontrolować reżysera. Ale wydaje się na straconej pozycji. Relacja tej dwójki jest siła napędową tej historii.

bialy_mysliwy3

Eastwood z mocnymi butami wchodzi w nową dekadę i powoli ociera się tutaj o arcydzieło. Wnikliwy portret obsesji + piękne plenery + Eastwood w świetnej dyspozycji + świetny scenariusz = bardzo dobry film. Mogę tych plusów wymieniać w nieskończoność, ale zamiast tego powinniście sięgnąć po ten tytuł.

8/10

Radosław Ostrowski

nadrabiam_Eastwooda


Bird

Charlie “Bird” Parker uchodzi za jednego z najwybitniejszych muzyków jazzowych XX wieku, który stworzył nowy gatunek – bebop. Ale nie tylko o tym opowiada film Clinta Eastwooda. Próba opowieści o tym człowieku, które dość krótkie życie okazało się bardzo barwne.

bird1

Reżyser z rozmachem przedstawia jego historie od czasów, gdy jako dziecko odkrył w sobie talent muzyczny, przez poznanie żony Chan po jego nałogi – narkotyki i alkohol, ale samego ćpania nie pokazano. Ale widzimy jego skutki – próby samobójcze, załamanie nerwowe, niekontrolowane wybuchy. Ale też wpływ dragów na członków jego grupy. Trębacz Rodney był przekonany, że by grac tak jak Bird trzeba się tak samo szprycować. I jeszcze te kochanki. Jakby było tego mało, reżyser miesza chronologię, a jednocześnie świetnie buduje klimat epoki, w czym pomagają mu stylowe zdjęcia Jacka N. Greena. Wygląd tych spelun i knajp, gdzie są grane koncerty oraz mrocznych zaułków Nowego Jorku jest mocno namacalny. Wielu jednak może zniechęcić dość długi czas trwania (ponad 2,5 godziny) oraz pewne wybielenie tej postaci (nie znaczy to jednak, że nie mówi się o narkotykach) – to widać, że reżyser jest fanem tego człowieka i dlatego pewne rzeczy pozostają schowane pod dywan.

bird2

Jednak reżyser znakomicie wybrał odtwórcę głównej roli – Forest Whitaker jest po prostu bezbłędny jako Bird. Zarówno wtedy, gdy jest na haju i mówi bardzo cicho, jednak w sposób bardzo zrozumiały i wyraźny. Bardzo sugestywnie pokazuje swoje sprzeczne emocji, zatracanie się w muzyce oraz nałogu, a jednocześnie pewny siebie i walczący ze swoimi kompleksami. Nic dziwnego, ze aktor otrzymał nagrodę na festiwalu w Cannes, bo mu się należała. Bardzo dobrze sobie też poradziła Diane Venora w roli Chan – oddanej i lojalnej żony Parkera. Poza tym duetem jeszcze warto wspomnieć o Michaelu Zelnikerze (Red Rodney) oraz Keith Davidzie (Dizzy Gillespie).

bird3

Eastwood jest troszkę tutaj fanboyem i pewne niewygodne rzeczy niemal zamiata pod dywan. Jednak efekt jest zadowalający, choć nie jest to typowa biograficzna opowieść. I tym mocnym akcentem Eastwood zamyka lata 80.

7/10

Radosław Ostrowski

nadrabiam_Eastwooda

Wzgórze Złamanych Serc

Sierżant Tom Highway to zaprawiony w boju wojak, który w cywilu niespecjalnie sobie radzi – lubić wypić, tłum po mordzie, za co jest często aresztowany. Tym razem jednak zostaje przydzielony do dawnej jednostki, gdzie ma za zadanie wyszkolić młodych rekrutów do walki. Nie jest to łatwe, także z powodu dość niekonwencjonalnych metod sierżanta.

wzgorze_zlamanych_serc1

Clint Eastwood tym razem idzie na wojnę, tym razem na Grenadę. Po drodze dostaniemy sporo koszarowego humoru, bójek, dyscypliny oraz przemiany dup wołowych w prawdziwych wojaków z krwi i kości. Po drodze jeszcze są „utarczki” z byłą żoną oraz próby powrotu do niej. Lekka, czysto rozrywkowa produkcja z obowiązkową amerykańska flagą oraz odrobinką patosu. Można się pośmiać, sceny finałowe (walki w Grenadzie) zrobione są bez zarzutu i przy odrobince piwa można się nieźle bawić.

wzgorze_zlamanych_serc2

Sam Eastwood kolejny raz ogrywa wizerunkiem twardziela, jednak tym razem jest on świadomy swojego wieku oraz poszukuje stabilizacji po wojsku. Nie przeszkadza mu to jednak być prawdziwym wrzodem na dupie dla swoich ludzi. Jednak upór, twarda dyscyplina i nie trzymanie się ścisłe regulaminu w tym wypadku procentują. Na drugim planie wybija się komediowy Mario Van Peebles, czyli niedoszły muzyk, który jest pyszałkowaty, arogancki i robi za takiego cwaniaka. Poza nim jest jeszcze Marsha Mason, czyli Aggie – była żona Toma (ich scysje też potrafią zabawić).

wzgorze_zlamanych_serc3

Zdecydowanie lekka rozrywka o tym, że jednak bycie wojakiem jest fajne. Nie do końca się z tym zgodzę, jednak jako czysto rozrywkowa produkcja film sprawdza się po prostu dobrze. I tyle. Miłośnicy wojskowego humoru odnajdą się tu jak ryby.

7/10

Radosław Ostrowski

nadrabiam_Eastwooda

Niesamowity jeździec

Mała osada Carbon Canyon jest zamieszkana przez poszukiwaczy złota, którzy mają na pieńku z właścicielem miejscowej kopalni, niejakim LaHoodem. Bogaty potentat próbuje wykurzyć mieszkańców zastraszając ich. Wtedy w miasteczku na skutek modlitw pojawia się tajemniczy nieznajomy Kaznodzieja. Ratując życie jednemu z mieszkańców, zaczyna jednoczyć ich.

niesamowity_jezdziec1

Lata 80. dla westernu były czasem posuchy i zapomnienia. Nagle w 1985 roku pojawiły się dwie produkcje, które na pewien czas wskrzesiły ten gatunek. Było to lekkie i przygodowe „Silverado” Lawrence’a Kasdana oraz omawiany tutaj „Niesamowity jeździec” Eastwooda. Film Eastwooda jest hołdem złożonym klasykom tego gatunku ze wskazaniem na „Jeźdźca znikąd” George’a Stevensa, gdzie pojawia się tajemniczy przybysz pomagający zwykłej rodzinie. Reżyser podobnie rozwija fabułę, jednak powoli zmierza w kierunku ostatecznej konfrontacji. Po drodze dostajemy ładne plenery, tajemnicza przeszłość głównego bohatera, odrobinę akcji i strzelaniny (zwłaszcza na samym końcu z obowiązkowym pojedynkiem jeden na jeden), biblijne cytaty oraz pewną nadzieję. Wszystko to wygląda więcej niż solidnie, muzyka dopełnia całości i ogląda się to dobrze, jednak czegoś mi zabrakło, by postawić ten film obok klasyków gatunku. Sam nie wiem czego.

niesamowity_jezdziec2

Eastwood troszkę zaskakuje, choć  przypomina troszkę rolę z „Mściciela” – tajemniczy, małomówny człowiek. Kim on jest? Na początku widzimy, że umie się bić, dopiero gdy wchodzi do domu Hulla Barreta dostrzegamy koloratkę na szyi. Eastwood księdzem? Przez większość filmu nawet nie nosi żadnej giwery i wypowiada więcej słów niż kiedykolwiek. A to jest naprawdę sporo. Drugim wyrazistym bohaterem jest Hull (Michael Moriaty) – uparty, niemal bezmyślnie trzyma się swojego kawałka ziemi i nie zamierza jej opuścić, bo słuszność jest po jego stronie. Po prostu chce zapewnić byt swojej rodzinie, czyli konkubinie oraz jej córce, Megan. Czarny charakter (solidny Richard Dysard) jest bardzo czarny i uparcie wierzący w siłę pieniądza. Ale przekona się, ze za pieniądze nie można kupić wszystkiego.

niesamowity_jezdziec3

Tym filmem Eastwood zwyżkuje swoją formę po niezłych komediach oraz powrocie do roli inspektora Callahana. Nakręcił naprawdę dobry film i jeden z lepszych westernów lat 80., ale najlepsze miało jednak dopiero nadejść, jednak nie uprzedzajmy faktów.

7/10

Radosław Ostrowski

nadrabiam_Eastwooda

Nagłe zderzenie

Inspektora Harry’ego Callahana przedstawiać nie potrzeba. Tym razem jednak nadepnął na odcisk swoim kolegom doprowadzając do zgonu gangstera, przez co zostaje skierowany na przymusowy urlop. konkurencja nie chce dać mu jednak spokoju, więc przełożeni dają Brudnemu Harry’emu robotę. Nad morzem zostają znalezione zwłoki faceta z odstrzelonymi jajami. Wyrusza do San Paolo.

nagle_zderzenie1

Eastwood wrócił do swojego ikonicznego wcielenia, tym razem sam stając za kamerą. Efekt? prawdopodobnie najgorsza część całej serii, gdzie Callahan robi to, do czego nas przyzwyczaił. Robi swoje, pozostawiając za sobą armię trupów. Tym razem jednak zagadka i śledztwo jest dość przewidywalne (zemsta za gwałt), a poboczne próby zabicia Harry’ego zmierzają na granicę prawdopodobieństwa. Ale to te chwile ożywiają odrobinę tego przeciętniaka (pościg autobusem pełnym emerytów – perła) oraz czarny humor samego Eastwooda, który nie zmienił metod działania. Prawdziwy dinozaur wśród twardzieli i pierwszy gliniarz nie wierzący w resocjalizację, wyznając zasadę – „dobry przestępca to martwy przestępca”. Poza tym jego przeciwnika gra Sondra Locke, co do której braku talentu nie ma żadnych wątpliwości. Jest jeszcze Pat Hingle jako antypatyczny komendant Jennings z San Pedro, ale to troszkę za mało.

nagle_zderzenie2

Nawet krwawe jatki nie są w stanie zastąpić solidnego scenariusza oraz porządnej realizacji. Tutaj jest tylko to drugie (nocne zdjęcia mają klimat), bo scenariusz taki sobie i nie jest w stanie skupić uwagi. Z całej serii najgorsza część, jako samodzielny film radzi sobie nieźle. Tylko nieźle.

6/10

Radosław Ostrowski

nadrabiam_Eastwooda

Honkytonk Man

Red Stovall to jest ktoś albo inaczej, chciał być kimś i odnieść sukces jako muzyk country. Dostaje zaproszenie na Grand Ole Opry (audycja radiowa), gdzie grają najlepsi z najlepszych. W końcu decyduje się ruszyć do Nashville, by zacząć karierę. Przybywa do swojej siostry lekko podchmielony oraz zabiera ze sobą – za jej zgodą – swojego siostrzeńca Whita oraz jego dziadka.

honkytonk_man2

Clint Eastwood nadal nosi kowbojski kapelusz, ale zamienia rewolwer na gitarę i nadal jest bardziej wyluzowany niż poważny. To lekkie kino drogi, rozładowywane humorem (kradzież kur, ucieczka z więzienia czy pozorowany napad), wizytami w knajpach oraz śpiewaniu country. Jednak ostatnie pół godziny to zmiana klimatu, a z naszym bohaterem jest coraz gorzej (propozycja nagrania płyty, podczas której coraz silniej naznacza się choroba) i końcówka staje się bardziej poważna. Finał bardzo mocno pokazuje dramat ludzi pełnych pasji, którzy są tak blisko jej spełnienia, ale nie doczekają się możliwości. Sama konstrukcja przypomina luźny zbiór żartów czy postaci, które przewijają się w tle – zadłużony koleś, który nie chce oddać forsy, marząca o karierze wokalistki dziewczyna pozbawiona talentu, właścicielka burdelu czy policjanci. W sumie wychodzi całkiem niezłe kino, jednak zakończenie niebezpiecznie skręca w stronę ckliwości.

honkytonk_man1

Muszę przyznać, że Eastwood we wcieleniu Reda pozostaje nadal twardy i silnym facetem, który lubi sobie wypić, a głos ma naprawdę niezły. Jest mniej cyniczny niż zwykle, jednak ta wersja Clinta jako cynika o gołębim sercu sprawdza się dobrze. Równie przekonujący jest jego syn Kyle (obecnie basista jazzowy) jako siostrzeniec Whit, tworząc zgrany duet z Clintem i obaj uwiarygadniają ten tytuł. Reszta robi za tło, które czasami bywa wyraziste.

„Honkytonk” bliżej jest do „Bronco Billy’ego”, czyli serwuje lekki klimat, sympatyczną przygodę z odrobiną humoru. Finał mocno zmienia tonację całej opowieści, a parę wątków można było bardziej rozwinąć, ale i tak ogląda się to całkiem nieźle. Ale najlepsze filmy dopiero miały nadejść.

6/10

Radosław Ostrowski

nadrabiam_Eastwooda

Firefox

Tytułowy Firefox nie jest przeglądarką internetowa, tylko nowoczesnym radzieckim myśliwcem bojowym, który potrafi być niewidzianym dla radarów i sterowanym przez umysł. Amerykanie decydują się wykraść samolot i wysyłają swojego najlepszego człowieka – majora Mitchella Ganta, który mimo zespołu stresu pourazowego, nadal jest świetny.

firefox1

Zastanawiam się co podkusiło Clinta Eastwooda do nakręcenia tej sensacyjno-propagandowej agitki. Historia jest prosta (Ruscy źli, Amerykanie dobrzy), naiwna i przewidywalna jak jasna cholera. Wszystko idzie w sposób tak łatwy, że o jakimkolwiek trzymaniu w napięciu nie może być mowy. Sytuację częściowo próbuje ratować operator i sceny lotów wyglądają całkiem nieźle, ale efekty specjalne są tak archaiczne, że aż kłują w oczy. Wygląda to tak jakby samoloty dodano na ekran, a pociski i ich wygląd bardziej pasuje do SF. Nawet humor i sam Clint w niezłej dyspozycji nie jest w stanie tego uratować.

firefox2

Dalsze opowiadanie o tym filmie po prostu mija się z celem – „Firefox” to archaiczna, nudna i nieciekawa historia w dorobku twardziela Clinta. Zbyt poważna, co doprowadza do śmieszności i żal dupę ściska, gdy się ogląda takie gówno. Panie Eastwood, nie wypada panu.

3/10

Radosław Ostrowski

nadrabiam_Eastwooda