Czekanie na narodziny dziecka to ważny dzień dla rodziców. Taki na pewno miał być dla Marthy oraz Seana, gdzie poród ma być tuż tuż w domu, z doświadczoną położną. Pozornie wszystko wydaje się przebiegać zgodnie z planem, ale dziecko po porodzie umiera. Związek zaczyna powoli się rozpadać, a przeciw położnej wytoczony jest proces sądowy.
Kolejne, bardziej ambitne dzieło Netflixa od reżysera z Węgier. Kornel Mundruczo tym razem przenosi na ekran swój tekst teatralny, napisany wspólnie z Katą Weber. I jest to długi, psychologiczny dramat skupiony na kobiecie w żałobie. Nie jest to kobieta w żadnym wypadku rozpaczająca, wyrażająca swoje emocje wprost. Ale na ile to prawdziwa ona, a na ile jest to kreacja wobec swojego otoczenia. Głównie matki, niejako próbującej narzucić jej swoje zdanie oraz jej partnera, coraz bardziej ulegającym jej wpływom. W tej relacji po tragedii zaczynają pojawiać się spięcia oraz oddalanie się. Jednak reżyser w tym związku skupia się na Marcie oraz jej emocjach. Co dla wielu może być problemem, ale mąż przez większość czasu jest obecny. Na nim mocniej widać jak wielką destrukcję wywołała śmierć dziecka – płacz, bezradność, powrót do nałogu oraz rozstanie. Chciałoby się tutaj dla rozładowania odrobinę (nawet smolistego) humoru, by nie czuć aż takiego ciężaru.
Ale mam pewien jeden poważny problem. „Cząstki kobiety” zaczynają się od mocnego uderzenia (nakręcona w jednym ujęciu scena porodu), ale z czasem sama narracja zaczyna tracić swój impet. Rozwadnia się to wszystko, a wątki poboczne nie zawsze działają (scena w sądzie). No i czasami zbyt nachalna symbolika – most na początku sceny opisującej kolejny dzień, jabłka wydawała mi się zbędna. Ale pojawia się jeszcze parę momentów jak monolog matki o swoim narodzeniu podczas wojny czy przesłuchanie Marthy w sądzie.
Całość w ryzach trzyma absolutnie zjawiskowa Vanessa Kirby jako Martha. To jest przykład kreacji, która wydaje się minimalistyczna, a jednocześnie jest to siła rażenia bomby atomowej. Nawet nic nie mówiąc, wypowiada wiele skrajnych emocji: od zmęczenia przez bezsilność po bunt. Kontrastem dla niej jest bardzo wyrazista Ellen Burstyn jako bardzo silna Elizabeth, z bardzo twardymi zasadami. Zaskoczeniem jest za to Shia LaBeouf jako Sean. Niby wydaje się silnym wsparciem, lecz tak naprawdę okazuje się słabszym, bezradnym facetem.
Ten psychologiczny dramat ma swoje momenty mielizny czy działające usypiająco. Ale „Cząstki kobiety” mają zbyt wiele mocnych momentów, by ją zignorować. Bez potężnej roli Kirby całość rozsypała się na drobne cząstki niczym zwierciadło.
7/10
Radosław Ostrowski