Gwiezdne wojny: Przebudzenie Mocy

Dawno, dawno temu w odległej galaktyce zwanej USA pewien młody szaleniec wykreował świat, który zachwyca do dnia dzisiejszego. Mowa o „Gwiezdnych wojnach” – popkulturowym fenomenie oraz uniwersum George’a Lucasa, które do dzisiaj fani darzą ogromnym sentymentem i szacunkiem, a historia Luke’a Skywalkera jest kanonem dla miłośników SF. Ale nawet oni nie są w stanie zapomnieć tego, co się stało w „Epizodach I-III”, będących niemal wyłącznie skokiem dla kasy. Więc, gdy pojawiły się informacje o nowej części, reakcje były bardzo ostre, zwłaszcza, gdy studio Lucasfilm zostało sprzedane Disneyowi. Ale w końcu się udało i wreszcie obejrzałem „Przebudzenie Mocy”, którego zadania podjął się J.J. Abrams, autor nowej wersji „Star Treka”.

Star-Wars-7-Character-Guide-Finn-Rey

Siódmy epizod toczy się 30 lat po ostatecznym zwycięstwie Rebelii oraz przywróceniu Republiki. Ale, jak wiemy ze starych opowieści, pokój nie jest dany raz na zawsze. Luke Skywalker znika i budzi się dawne Zło, tym razem pod nazwą Nowy Porządek, które chce zniszczyć Republikę i zabić ostatniego rycerza Jedi. W cała tą walkę wbrew swojej woli zostaje wplątana zbieraczka złomu – Rye, której towarzyszy przypadkowo znaleziony droid BB-8 (robot zawiera mapę do kryjówki Luke’a) oraz dezerterujący z Nowego Porządku szturmowiec Finn.

11875118_1007880092596925_2204135516599208531_o

Brzmi znajomo? Abrams nie wymyśla koła od nowa i garściami czerpie z klasycznej trylogii, co działa moim zdaniem tylko na plus. Udało się to, czego nie zrobił Lucas w latach 1999-2005 – zachował klimat poprzednich części, ale też stworzył zapadające w pamięć widowisko. Może i jest ono mocno oparte na sentymencie, jednak jedno można stwierdzić bez wahania – ogląda się to znakomicie. Chciałbym powiedzieć coś więcej o fabule, ale nie mam zamiaru spojlerować, gdyż w tych niespodziankach i smaczkach oparta jest całość. Intryga, mimo dość znajomej formy, trzyma w napięciu, naładowana jest lekkim humorem (czuć rękę Lawrence’a Kasdana) i świetną muzyką niezawodnego Johna Williamsa. Dodatkowo zdjęcia Daniela Mandela bardzo pozytywnie zaskakują – gigantycznymi plenerami, dynamicznie fotografowanymi scenami akcji (ucieczka Finna, pościg Sokołem Millennium czy finałowy atak na bazę Nowego Porządku) oraz staroszkolną formą, znaną z klasycznej trylogii. A kiedy Han Solo w końcu wchodzi do Sokoła Millennium – słowa stają się po prostu zbyteczne. Magia działa.

tumblr_nhey3gpS9j1qa4gi0o1_1280

Nie tylko Abrams fantastycznie dopisuje nowy rozdział do starej opowieści, ale też świetnie prowadzi aktorów, którzy mają spore pole do popisu (czego nie można powiedzieć o wszystkich postaciach z „nowej” trylogii). Reżyser w rolach nowych bohaterów stawia na mniej znane twarze (czytaj: nie grali w kasowych przebojach), co jest ogromną zaleta. Objawieniem jest Daisy Ridley w roli Rey. Ta dziewczyna to typowa twarda wojowniczka, która nie potrzebuje męskiego wsparcia i sama sobie radzi w siłowych starciach. Pod tym względem przypominała mi dawną księżniczkę Leę, ale czy wpadnie w objęcia faceta? Czas pokaże. Kontrastem dla niej jest wystraszony Finn (świetny John Boyega), mający zwyczajnie dość zabijania dla swoich mocodawców i szukający świętego spokoju. Jednak i on odkryje, że przed przeznaczeniem ucieczki nie ma, a to ma konsekwencje swoje. I jakże miło było zobaczyć jeszcze raz Carrie Fisher (Leia) oraz wracającego do świetnej formy Harrisona Forda (Han Solo – nic się nie zmienił), prezentującego klasę.

forceawakens4-xlarge

Jeśli do czegoś można się przyczepić, to do Nowego Porządku, który jest mniej wyrazisty. Wynika to raczej z faktu, iż epizod VII jest niejako wstępem do większej całości. Dlatego z tej strony wyróżniają się tylko dwie postacie: Kylo Ren oraz generał Hux. Pierwszy (piekielnie dobry Adam Driver) wydaje się kalką Dartha Vadera (design), ale strasznie znerwicowany i zakompleksiony swoim dziedzictwem dzieciak wepchnięty na Ciemną Stronę Mocy. Ten drugi to ślepo posłuszny wojskowy (jego przemowa w bazie budzi grozę), a twarz Domhnalla Gleesona zaczęła mi przypominać młodego… Donalda Sutherlanda.

Star-Wars-7-General-Hux-Character-Name

Powiem tylko tyle: oczekiwania była gigantyczne, ale na szczęście „Przebudzenie Mocy” nie jest bezczelnym skokiem na kasę fanów cyklu. Przyznaję, iż miałem wrażenie, że już to gdzieś widziałem, jednak było to bardzo miłe uczucie. Wrócił dawny klimat, sentyment zadziałał, a zabawa była przednia. Tylko czemu musimy czekać dwa lata na następną część? Jedno jest pewne: Moc powróciła.

9/10 + znak jakości

Radosław Ostrowski

Akcja na Eigerze

Jonathan Hemlock wydaje się niepozornym profesorem sztuki z dość sporą kolekcją dzieł sztuki. Mało kto wie, że jest płatnym zabójcą działającym na zlecenie organizacji wywiadowczej C-2. Przeszedł na emeryturę, ale organizacja wymusza na nim zabicie dwóch ludzi odpowiedzialnych za śmierć przyjaciela. Drugi zabójca ma uczestniczyć podczas wspinaczki na górę Eiger.

eiger1

Co by się stało, gdyby Clint Eastwood został agentem 007? Proponowano mu tą rolę w „Żyj i pozwól umrzeć”, ale uznano go za zbyt brutalnego. Clint jednak się nie zraził i zrobił własnego Bonda, bo tak należy odebrać film „Akcja na Eigerze”. Innymi słowy, to kino sensacyjno-szpiegowskie, które broni się głównie dzięki ironicznemu humorowi oraz intrygującemu punktowi wyjścia całej fabuły.  Jednak sama opowieść toczy się dość spokojnym torem, co nie znaczy, że nie brakuje emocji. Tych nie brakuje zarówno na samym początku (zabójstwo agenta) czy podczas pierwszego odwetu. Złego słowa nie jestem w stanie powiedzieć także scenom przygotowań do wspinaczki oraz samego wejścia na górę, która wygląda imponująco. Wielu jednak może znużyć dość spokojne tempo jak na film sensacyjny czy przewidywalne zakończenie, jednak na plus trzeba pochwalić lekkość całej opowieści niepozbawionej dość gorzkiej refleksji na temat pracy rządowej. Zdjęcia trzymają klasę (zwłaszcza te górskie, ale też samo biuro siedziby C-2), a muzyka Johna Williamsa sprawnie buduje napięcie.

eiger2

Co do aktorów, trzeba przyznać, że Eastwood ma dobrą rękę. W roli głównej radzi sobie świetnie, choć trudno na początku uwierzyć, by był w stanie zagrać inteligenta. Ale kiedy wchodzi do akcji, to pytania znikają szybko – muszę mówić coś więcej? Poza nim jest kilka intrygujących postaci granych jak Ben Bowman (solidny George Kennedy) – stary przyjaciel oraz alpinista czy lekko ciotowaty wróg Miles Millough (Jack Cassidy), którzy ubarwiają całą opowieść.

eiger3

Solidne, choć troszkę za spokojne kino akcji, gdzie Eastwood próbuje bawić się historią. Lekka i bezpretensjonalna rozrywka, choć ciutkę się zestarzała, to jednak nadal trzyma fason.

7/10

Radosław Ostrowski

nadrabiam_Eastwooda

Długie pożegnanie

Philip Marlowe to jedna z ikonicznych postaci czarnego kryminału – typ cynicznego i sprytnego twardziela. Pewnego wieczora jego przyjaciel Terry Lennox prosi go o pomoc w przedostaniu się na granicę do Meksyku. Następnego dnia zostaje zatrzymany przez policję pod zarzutem współudziału w morderstwie żony Lennoxa. Po trzech dniach zostaje wypuszczony, gdyż podejrzany popełnił samobójstwo. Marlowe przechodzi nad tym do porządku dziennego i dostaje nawet zlecenie. Wtedy pojawia się gangster Marty Augustino, któremu Lennox ukradł sporo pieniędzy.

pozegnanie1

Raymond Chandler jest pisarzem dość trudnym do przeniesienia na ekran, gdyż stawia on głównie na klimat. Poza tym jego znakiem rozpoznawczym jest prosta, ale celowo komplikowana intryga z powodu wątków pobocznych. Jednak największy ironista i kontestator lat 70. Robert Altman podjął się próby przeniesienia powieści Chandlera, ale postanowił ją uwspółcześnić do swoich czasów. Efekt wydaje się dość ciekawy (sąsiadki Marlowe’a to hipiski), ale niewiele zmienia, jeśli chodzi o konstrukcję (rozbijająca się na kilka różnych wątków) oraz przebieg całej intrygi. Altmanowi udaje się jednak zachować klimat – osamotnienia oraz nieufności, gdzie zaufanie, lojalność i uczciwość dawno zostały zapomniane. Stylizacja zostaje zachowania, bo motywy kierujące ludźmi pozostają takie same: chciwość. Altman parę razy zgrabnie bawi się formą (rozmowa państwa Wade, a przez szybę ich mieszkania odbija się Marlowe z plaży), okrasza całość jazzową muzyką i nawet trafiamy do różnych spelun czy mieszkań nowobogackich. Tempo oraz rozlazłość może wielu odstraszyć, podobnie jak zakończenie, mogące wydawać się niezrozumiałe.

pozegnanie2

Ale Altman ma dobra rękę do obsady, choć wybór Elliotta Goulda może wydawać się dość dziwny. Okazuje się jednak być strzałem w dziesiątkę, choć mamroczenie pod nosem zamiast narracji z offu może nie wszystkim pasować. Ale charakter pozostał ten sam – to nadal cyniczny, zdystansowany człowiek z ironicznym poczuciem humoru oraz talentem wsadzania nosa w nie swoje sprawy. Także drugi plan jest tutaj naprawdę ciekawy oraz wyrazisty: niezawodny Sterling Hayden (nadużywający alkoholu pisarz Roger Wade), czarująca Nina van Pallandt (żona Wade’a) po kapitalnego Marka Rydella (gangster Marty Augustine – scena rozbierania się to perełka) oraz antypatycznego Henry’ego Gibsona (dr Verringer). Nie można też nie zauważyć debiutującego na ekranie Arnolda Schwarzenneggera w epizodzie jako jeden z ludzi Augustine’a.

pozegnanie3

Altman zrobił dość udany, choć zapomniany kryminał. Myślę, że Raymond Chandler mógłby być z niego dumny. A rozdrobnienie fabuły całkiem nieźle się broni.

8/10

Radosław Ostrowski

Czas wojny

Pierwsza wojna światowa zbliża się wielkimi krokami. A w Devon życie toczy się dość spokojnie. Na małej farmie Narracotów, stary Ted wykupuje (za dość spora sumę) konia, który ma pomóc w gospodarstwie, choć nie wygląda na takiego. Jednak dzięki nauce i determinacji syna Teda, Alberta udaje się na ugorze zasadzić buraki. Jednak burza niszczy zbiory, co zmusza starszego Narracota do sprzedania konia armii. Tak zaczyna się odyseja zwierzaka zwanego Joey.

czas_wojny1

Steven Spielberg kręcąc „Przygody Tintina” zrobił wszystkim wielka niespodziankę. „Czas wojny” to jednak powrót reżysera do sprawdzonych elementów, gdzie miesza pełnokrwisty dramat z elementami kina obyczajowego i wojennego. Przychodzi do głowy określenie „epicki fresk”, gdyż rozmach jest ogromny, sceneria bardzo plastyczna (nawet pole bitwy i okopy wyglądają pięknie). Końska odyseja potrafi poruszyć, choć jest trochę mocno sentymentalna. Po drodze koń będzie trafiał z różnych stron konfliktu (od Anglików do Niemców i francuskich cywili), by mógł powrócić do swojego pana. Nie brakuje tu odrobiny humoru (próby zaorania ziemi), wiary w człowieczeństwo mimo okoliczności (Niemiec z Anglikiem na ziemi niczyjej wyciągają wspólnie konia z drutu) oraz pokazywania wojny przedstawiającej ludzi pokazujących się z najlepszej strony mimo nie najlepszych okoliczności. Należy też docenić fakt, że sceny batalistyczne zostały zrobione w klasycznym stylu, bez efektów komputerowych, a zwierzęta grają tak naturalnie dzięki pomocy swojego talentu oraz treserów.

czas_wojny2

Głównymi aktorami są tutaj naprawdę zwierzęta, ze szczególnym uwzględnieniem Joeya (elegancki i bardzo pięknie się porusza) oraz epizod gąsiora. Reszta to tak naprawdę element dekoracji nie pozbawiony bardzo znanych twarzy jak Emily Watson, Peter Mullan, David Thewlis, Tom Hiddleston czy Benedict Cumberbatch. Wszyscy poradzili sobie naprawdę przyzwoicie, tworząc bardzo wyraziste postacie mając do dyspozycji kilka lub nawet kilkanaście minut. To naprawdę wyczyn potwierdzający ich umiejętności.

czas_wojny3

Może to nie jest najlepszy film Spielberga i na pewno nie jest to najlepszy film wojenny, ale Spielberg poniżej pewnego poziomu po prostu nie schodzi. Taki jest ten amerykański reżyser.

7/10

Radosław Ostrowski

Przygody Tintina

Dziennikarz Tintin to jeden z najbardziej znanych postaci francuskiego komiksu (obok Asterixa, Lucky Luke’a i Mikołajka). Tym razem niestrudzony detektyw i poszukiwacz przygód stanie przez kolejną tajemnicą. Wszystko zaczyna się od kupna modelu statku „Jednorożec”, który zostanie skradziony.

tintin1

Każdy reżyser – nawet z największym doświadczeniem – jest w stanie zaskoczyć. Steven Spielberg tym razem postanowił nakręcić film animowany, który jest stricte przygodową propozycją. I mamy to, czego zabrakło w ostatniej części Indy’ego: dynamiczną akcję zmieszana z humorem i brawurą, pomysłową oraz precyzyjnie budowaną intrygę, obietnicę wielkiej przygody. I wszystkie te obietnice zostają dotrzymane. Sama animacja, z wykorzystaniem techniki motion capture jest po prostu cudowna i niemal realistyczna. Mówię niemal, bo postacie wyglądają trochę sztucznie, natomiast cała reszta – scenografia, kostiumy, morze, pustynia – są wręcz zachwycające i dopieszczone na maksa. Poezja po prostu. Same sceny akcji po popis nieskrępowanej wyobraźni twórców – pościg za Sacharyną po mieście, gdzie dochodzi do nieprawdopodobnych popisów akrobatycznych, pojedynek na żurawie w finale – to tylko drobne atrakcje serwowane przez Spielberga oraz szalonych scenarzystów: Joe Cornisha (reżyser „Ataku na dzielnicę”, gdzie kosmici walczyli z… blokowiskiem), Edgara Wrighta („Hot Fuzz”) i Stevena Moffatta („Sherlock” i „Doktor Who”). Czuć wielką formę oraz energię, a także techniczny popis (fantastycznie zmontowane sceny wspomnień kapitana Baryłki), co w przypadku Spielberga jest standardem.

tintin2

Swoje też zrobili aktorzy dubbingowi. W przypadku oryginału zatrudniony takich aktorów jak Jamie Bell, Andy Serkis czy Daniela Craiga. Ale polski dubbing też wypada dobrze, co jest zasługą reżyserii Bartka Wierzbięty oraz dobrego tłumaczenia (zwłaszcza wyzwiska Baryłki – małe perełki). Przyzwoicie sobie z rola dziarskiego Tintina poradził sobie Grzegorz Drojewski, jednak tak naprawdę cały film skradł brawurowo poprowadzony Baryłka przez Andrzeja Chudego. Walczący z klątwą oraz swoją słabością do picia Baryłka jest postacią tragikomiczną, która stopniowo odzyskuje swoją godność. Siła komiczna jest niezdarny duet policjantów: Tajniak i Jawniak (Krzysztof Dracz i Sławomir Pacek), a najsłabiej wypada Grzegorz Wons jako Sacharyn, który nie do końca pasuje i nie wywołuje przerażenia.

tintin3

Niemniej muszę stwierdzić jedno: „Przygody Tintina” to wielki powrót Spielberga do kina gatunkowego i to z najwyższej półki. Świetna animacja, perfekcyjna reżyseria oraz wielka zabawa niepozbawiona odrobiny moralizatorstwa (jednak nie robionego na siłę). Znakomita robota i chcemy więcej takich cudownych filmów. Zakończenie sugeruje ciąg dalszy, na który czekam z niecierpliwością.

8,5/10 + znak jakości

Radosław Ostrowski

Indiana Jones i Królestwo Kryształowej Czaszki

Profesor Henry Joner Jr. zwany też Indym był jednym z najważniejszych herosów popkultury czasów, gdy byłym młodym chłopcem. Ale od jego ostatniej przygody minęło 18 lat, kiedy pojawiły się wieści, że wraca. Pojawiły się wątpliwości, czy dadzą radę, a może dojdzie do zbezczeszczenia legendy. Ale po kolei, bo sprawa wygląda tak:

indy41

Lata 50. Profesor Jones, pułkownik amerykańskiego wywiadu zostaje porwany przez komunistów kierowanych przez dr Irinę Spalko do znalezienia jednego przedmiotu z mitycznej Strefy 52. Mimo prób wyjścia z sytuacji, Indy zostaje oskarżony o sympatyzowanie z komunistami oraz wyrzucony z uczelni. I w drodze na pociąg poznaje młodego chłopaka, Mutta Williamsa proszącego go o pomoc w odnalezieniu matki oraz przyjaciele, profesora Oxleya. A przy okazji będą szukać mitycznej Kryształowej Czaszki.

indy43

Muszę przyznać, że w ogóle pomysł zrobienia kolejnej opowieści o niezmordowanym archeologu, tym razem walczącym z komunistami, ogląda się naprawdę nieźle. Częściowo udaje się zachować klimat wielkiej przygody, zachowano te same dźwięki bicza, walenia pięściami, nadal są łamigłówki, bijatyki i szalone akcje na złamanie karku. I nawet Harrison Ford – mimo upływu lat – trzyma formę i nadal jest tym samym, łobuzerskim twardzielem. Jednak największym problemem jest warstwa wizualna. W założeniu seria o dzielnym archeologu, była stylizacją na kino przygodowe lat 30. i 40., a Janusz Kamiński stara się naśladować Douglasa Slocombe’a. Poza tym bardzo mocno widać masę efektów komputerowych – od świstaków przez mrówki a kończąc na statku kosmicznym. No właśnie – element wzięty z SF niespecjalnie pasuje do całej konwencji, wywołując dezorientację. Ale – jak już przyznałem na początku – to kawał niezłego kina ze sprawdzonymi schematami, odrobiną humoru i widowiskowej akcji.

indy42

Jeśli zaś chodzi o obsadę, to jest tutaj zaskakująco dobrze. Ford mimo lat nadal trzyma dobrą formę i on zostanie na zawsze tym Indym, którego pokochano na początku. Drugą mocną kartą jest niezawodząca Cate Blanchett jako główny łotr do pokonania, czyli zajmująca się parapsychologią dr Spalko. Wczuła się w cała konwencję, a jej akcent wschodzi jest po prostu świetny. Całkiem nieźle zaprezentował się niejaki Shia LaBeouf, stylizowany na Marlona Brando z „Dzikiego” Mutt. Ale dla mnie największym zaskoczeniem było pojawienie się Karen Allen, czyli Marion Ravenwood (pamiętacie „Poszukiwaczy”). Jeśli myślicie, że z wiekiem zmienił się jej charakter, to jesteście w błędzie. Nadal jest krewka, pewną siebie twardą kobietą z charakterem, co widać w ciągłych kłótniach z Indym. Cała reszta obsady (Ray Winstone, John Hurt i Jim Broadbent) jest solidna jak zawsze.

indy44

Od początku było wiadomo, że nie da się przeżyć starcia z wielka legendą, jaką stała się trylogia Indiany Jonesa. Ale muszę przyznać, że Spielberg wyszedł z tej konfrontacji obronną ręką. Naprawdę niezłe przygodowe kino, trochę pachnące starym stylem, choć nie pozbawionym idiotyzmów – tak jak w poprzednich częściach. Więc jesteście gotowi na przygodę?

6,5/10

Radosław Ostrowski


Monachium

Rok 1972, trwają Igrzyska Olimpijskie w Monachium. I to właśnie podczas nich palestyńscy terroryści z organizacji Czarny Wrzesień porwali 9 izraelskich sportowców jako zakładników i zabijając wcześniej dwóch. Podczas próby odbicia zakładników na lotnisko dochodzi do krwawej jatki, podczas której giną wszyscy. To wiemy wszyscy, ale kilka tygodni po tym wydarzeniu Mossad zaplanował akcję odwetową „Gniew Boga” – likwidacje 11 szefów Czarnego Września oraz ich najbliższych współpracowników przez 4-osobową grupkę kierowaną przez młodego Avnera.

monachium1

Nie można Stevenowi Spielbergowi, że podejmuje się trudnych tematów. Po 11 września pytania o metodę walki z terroryzmem stały się bardzo aktualne, a historia opisana w książce przez George’a Jonasa, od której mocno odcina się izraelski wywiad. I tutaj wydaje się być to spore pole do rozważań etycznych, pokazując przy okazji bezsensowność całego przedsięwzięcia. Izrael zabija palestyńskich terrorystów, Palestyńczycy mordują Izrael, miejsce przywódców zajmują kolejni jeszcze gorsi, bardziej bezwzględni i brutalni. I czy jest jakakolwiek szansa na pokój na Bliskim Wschodzie? No właśnie. Jednak poza politycznymi opowieściami, trzeba przyznać, że Spielberg nadal potrafi kręcić trzymające w napięciu sceny akcji, które są dynamicznie zmontowane i precyzyjnie fotografowane przez – stylizującego na lata 70. – pracy Janusza Kamińskiego, także scenografia robi jak najlepsze wrażenie.

monachium4

Jednak problem pojawia się w momencie, gdy Spielberg mówi wprost, o co mu chodzi. Widać to najbardziej w budowaniu postaci, które mówią w sposób nie do końca wiarygodny (od momentu pojawienia się wątpliwości w słuszność swoich działań), bardziej jakby to byli polityczni adwersarze, a nie koledzy. I mimo grania przez tak uznanych aktorów jak Ciaran Hinds (Carl), Daniel Craig (Steve) czy Mathieu Kassovitz (pirotechnik Robert) nie udaje ich zabarwić i uczłowieczyć. Udaje się to dopiero granemu przez Erica Banę Avnera, na którym skupia się cała opowieść. Przy okazji reżyser pokazuje też, że z tajnych służb można wyjść albo będąc kompletnym paranoikiem bojącym się wyjść albo zabitym ew. dalej pracować dla nich.

„Monachium” potwierdza świetnie wyczucie technicznego rzemiosła Spielberga, jednak nie do końca jesteśmy w stanie się zaangażować w całą opowieść. Trochę szkoda, ale może jeszcze Amerykanin pokaże na co go stać, bo stać go naprawdę na wiele.

6/10

Radosław Ostrowski

Wojna światów

Ray Ferrier jest zwykłym robotnikiem pracującym w porcie. Po rozwodzie kontakt z dziećmi ma tylko w weekendy. I ten jego dość spokojny dzień zostanie przerwany przez dość dziwną burzę, z której wychodzą trójnogie maszyny. A ich celem jest eksterminacja całej ludzkości.

wojnaswiatow1

Steven Spielberg od lat kojarzy się z kinem SF. Tym razem postanowił uwspółcześnić klasyczna powieść Herberta George’a Wellsa o ataku kosmitów na Ziemię. Oczywiście, obcy kolejny raz zaatakują Amerykę (bo na niej skupia się prawie cała akcja), jednak szala zwycięstwa wydaje się przejść na stronę przybyszów, których żadna broń nie jest w stanie zniszczyć. Widać pewną rękę reżysera w prowadzeniu opowieści i budowaniu napięcia prostymi środkami, co widać zarówno w scenie pierwszego ataku trójnogów czy w kryjówce u byłej zony Raya. Całość jest bardzo mroczna, choć twórcy unikają jak ognia pokazywania brutalności i przemocy. Ale wizja niszczonego świata i opustoszałej ludzkości buduje klimat samotności, opuszczenia i bezsilności. Samo rozwiązanie i finał niczym nie zaskakują, ale całość jest naprawdę solidna i bardzo dobrze się to ogląda – to widowisko takie, jakie być powinno.

wojnaswiatow2

Niestety, jeśli chodzi o grę aktorską już tak dobrze nie jest. Tom Cruise próbujący zerwać z maską superherosa w zdesperowanego i nieradzącego sobie w roli ojca faceta wywołuje co najwyżej niechęć, a grająca córka Dakota Fanning na początku jest nawet zabawna, ale jej krzyki i piski rozdrażniłyby nawet świętego. Jedynym aktorem wybijającym się z reszty dość przeciętnego aktorstwa jest świetny Tim Robbins w roli Harlana Ogilvy’ego, który próbuje podjąć walkę z kosmitami. Cała reszta nie zwraca na siebie uwagi.

wojnaswiatow3

„Wojna światów” potwierdza świetną rękę Spielberga do tworzenia niepokojących wizji i budowania suspensu. Jednak cała reszta nie robi już aż takiego wrażenia. Po prostu solidna, rzemieślnicza robota.

7/10

Radosław Ostrowski

Terminal

Wiktor Naworski pochodzi z europejskiego kraju zwanego Krakozją. Właśnie przyjechał do Nowego Jorku, kiedy to w jego ojczyźnie dochodzi do zamachu stanu, czyli jego paszport nie jest legalny. A więc nie może wejść do USA, ale nie może też wrócić do domu. Co więc mu zostaje? Zamieszkać w terminalu lotniska, próbując jakoś przetrwać.

terminal1

Steven Spielberg postanowił tym razem sprzedać na bajkę o zaradności człowieka w sytuacji ekstremalnej. Ponieważ nasz bohater jest w klatce, ale swoim poczciwym charakterem, dobrocią i sprytem potrafi znaleźć sposób, by zdobyć pieniądze (wózki), podjąć prace i wreszcie poznać pewną kobietę. A przy okazji, wyjaśni się sprawa z tajemniczą puszką, zaprzyjaźni się z paroma imigrantami (Hindus, Latynos). Wszystko to mocno uproszczone, bajkowe i mało realistyczne, bazujące też na nieprawdopodobnych zbiegach okoliczności. Nic więcej nie powiem, ale jestem totalnie rozczarowany – zwłaszcza, że Navorski ma kilka okazji by zwiać z lotniska, jednak ich nie wykorzystuje. Najlepszy moment to sam początek filmu, gdzie masz bohater dowiaduje się o całej sytuacji dzięki telewizorom, gdyż znajomość języka angielskiego nie jest zbyt dobra. Wrażenie obcość potęgowane jest przez sterylno-szklany wygląd terminalu, świetnie pokazany przez zdjęcia Janusza Kamińskiego.

terminal2

Z całej obsady zdecydowanie wybija się nie Tom Hanks (tutaj naprawdę niezły, choć zbyt kryształowy) ani Catherine Zeta-Jones (stewardesa, która nie do końca wie czego chce), ale świetny Stanley Tucci jako nieprzyjazny i uparty Frank Dixon, kierownik lotniska. I jego obecność wnosi życie to tego nudnego dziełka. Sorry, Steven, miło całej sympatii nie jestem w stanie strawić tego tzw. filmu.

terminal3

4/10

Radosław Ostrowski


Złap mnie, jeśli potrafisz

Życie potrafi pisać najbardziej niezwykłe scenariusze, o czym można przekonać się wielokrotnie. Poznajcie Franka Abagnale’a – pozornie wydaje się zwykłem chłopakiem jakich wielu. Ale tak naprawdę był jednym z największych oszustów, który dzięki fałszywym czekom ukradł ponad 5 milionów dolarów, podszywając się za pilota, lekarza i prawnika. I to wszystko zanim skończył 19 lat. O jego kantach, ale tez o schwytaniu go opowiada film Stevena Spielberga „Złap mnie, jeśli potrafisz”.

catchme2

Czym tak naprawdę jest ten film pozbawiony efektów komputerowych? To mieszanka dramatu, kryminału i komedii, opowiadając historię chłopaka zagubionego i bawiącego się, jednak ta zabawa staje się coraz bardziej niebezpieczna. Zabawa w kotka i myszkę, której finał tak naprawdę poznajemy już na samym początku. Więc czy warto dalej oglądać ten film? Absolutnie tak, gdyż reżyserowi bardzo sugestywnie udało się odtworzyć realia lat 60., kiedy to ludzie ufali sobie bardziej, zapraszając obcych ludzi. Wystarczyło nałożyć mundur, by zostać uznanym za pilota – ubiór zmienia człowieka („Dlaczego Jankesi wygrywają? Bo wszyscy gapia się w ich stroje!”), co tłumaczy dlaczego Frankowi udawało się nabierać ludzi przez 3 lata. Ale co skłoniło tego chłopaka do takiego życia? Rozwód rodziców, próbował skleić rodzinę za pomocą pieniędzy, ale jak wiadomo – wszystkiego za forsę kupić się nie da.

catchme3

Pozornie wydaje się to lekką rozrywką na inteligentnym poziomie, a pomysły i sztuczki Franka imponują pomysłowością i nadal bawią – zarówno jako nauczyciel francuskiego, czarujący pilot czy agent tajnych służb. W dodatku całość okraszono stylowymi zdjęciami, pełnymi kolorów, energii i jasności oraz jazzową muzyką Johna Williamsa plus jeszcze zabawne dialogi. I mamy pasjonujący koktajl.

I jeszcze jest to fantastycznie zagrane. Trzeba przyznać, że Leonard DiCaprio znakomicie poradził sobie w roli inteligentnego, sprytnego i czarującego oszusta, który wzbudza sympatię. Tak naprawdę to zagubiony i samotny chłopiec, próbujący się odnaleźć w sytuacji przerastającej go. A jedyną ważną rzeczą dla niego jest miłość do swojego ojca (czarujący Christopher Walken). Partneruje mu sam Tom Hanks jako ścigający go agent Hanriatty – uparty, dociekliwy i konsekwentny gliniarz, który zna się na rzeczy i jest pod wrażeniem umiejętności Franka. Relacja obydwu panów mocno wybiega od zbiega i ścigającego – łączy ich pewien rodzaj szacunku, a wręcz relacji ojca, który chce nawrócić syna na dobrą stronę. I ta chemia jest siłą napędową tej komedii. Poza nim warto wspomnieć role Amy Adams (zakochana we Franku Brenda), Nathalie Baye (matka Franka) i epizod Jennifer Garner (modelka Cheryl).

catchme1

Bardzo pozytywne zaskoczenie w dorobku Spielberga, choć parę motywów pozostaje niezmienionych. Ale takiej komedii Amerykanin nie nakręcił od dawna. Wyborna robota.

8/10

Radosław Ostrowski