Nasza kiedyś miłościwie nam panująca prawica chciała za wszelką cenę nas przekonać, że potrzebujemy kina patriotyczno-martyrologicznego za bardzo grube pieniądze. Takie od paru lat tworzy konsekwentnie Krzysztof Łukaszewicz, co pokazały „Orlęta. Grodno ‘39” czy ostatnie „Czerwone maki”. Jednak w przypadku biografii rotmistrza Witolda Pileckiego sprawa ma swoje drugie dno.
Otóż pierwotnie „Pileckiego” planował od lat nakręcić Leszek Wosiewicz i w końcu udało się zebrać kasę (ponad 30 milionów). Problem w tym, że w 2020 roku po nakręceniu 2/3 materiału reżyser został zwolniony. Wtedy jego miejsce zajął Krzysztof Łukaszewicz, opierając się na własnym scenariuszu. No i powstał kompletny pierdolnik, który w kinach poległ spektakularnie. Ale można go obejrzeć na streamingu, tylko czy warto?

Film skupia się na przesłuchaniu rotmistrza Witolda Pileckiego (Przemysław Wyszyński) przez Urząd Bezpieczeństwa w 1947 roku. Oficer został aresztowany i oskarżony o działalność szpiegowską, planowanie ataków na wysokiej rangi oficerów UB. Brutalne przesłuchania prowadzą pułkownik Różański (Karol Wróblewski) i porucznik Chimczak (Mariusz Jakus). Tak poznajemy życiorys Bohatera: rodzinne życie, walka z Niemcami podczas II wojny światowej, działalność wywiadowcza, wreszcie stworzenie siatki szpiegowskiej w obozie koncentracyjnym Auschwitz.

Trudno nie odmówić twórcom ambicji, bo życiorys rotmistrza Pileckiego zasługuje na film. Tylko reżyser Łukaszewicz kompletnie został przygnieciony skalą. Wszystko się tutaj przeplata i miesza, robiąc totalny mętlik. Sceny przesłuchania mają robić za poszerzoną notatkę z Wikipedii. Krótki moment w dworku przed wojną, gdy Witold jedzie na koniu; przebitka na Włochy ‘45 roku przed powrotem do Polski; krótki wjazd kawalerii do okopów we wrześniu; wreszcie sceny z Auschwitz oraz krótkie przebitki z Powstania Warszawskiego. Za cholerę nie chce się to wszystko spiąć w spójną opowieść, zaś niektóre scenki zwyczajnie są niepotrzebne. W tle dostajemy narrację Pileckiego z offu, która podbija ciężko-depresyjną atmosferę i pasuje do tej historii. Gdzie podział na dobrych i złych jest jasny niczym z kreskówki (Pilecki – wielki patriota, reprezentanci systemu komunistycznego – zdrajcy, brutale), bez żadnych odcieni szarości (poza zdjęciami) oraz brakiem zaangażowania emocjonalnego. Co jest o tyle zaskakujące, że Łukaszewicz nie unika brutalnych, szokujących scen (wszystkie sceny z Auschwitz), ale nawet one nie mają uderzenia i szokują dla samego szokowania.

Broni się tak naprawdę tutaj porządna scenografia Joanny Machy, zdjęcia Arka Tomiaka (choć z krótkim segmencie powstańczym bywa chaotycznie) oraz całkiem niezłe aktorstwo. Jednak cała reszta „Raportu Pileckiego” jest mdła, bardzo zachowawcza, jednowymiarowa laurka, które już dawno powinniśmy zostawić za sobą. Lepiej obejrzeć już spektakl Teatru TV „Śmierć rotmistrza Pileckiego”, jeśli chcecie bliżej poznać postać tego bohatera.
3/10
Radosław Ostrowski































