Mike Nichols – (1931-2015)

mike_nichols

Dzisiejszy solenizant był jedną z wyrazistszych postaci amerykańskiego kina kontestacji. Byli to filmowcy pokazujący prawdziwe oblicze Ameryki bez makijażu oraz nadmiernego optymizmu, krytycznie przyglądając się mitom tego kraju. Poza działalnością reżyserską był też aktorem (teatralnym) i producentem.

Urodził się 6 listopada 1931 roku w Berlinie jako Michael Igor Peszkowski. Był synem żydowskich emigrantów z ZSRR. W 1939 roku, kiedy wybuchła wojna, cała rodzina uciekła do Stanów Zjednoczonych. Najpierw wyjechał ojciec, potem Mike z bratem i na samym końcu matka. Cała rodzina spotkała się w 1941 roku. Przyszły reżyser czuł się w tym kraju kompletnie wyobcowany, a nieznajomość języka angielskiego pogarszała ten stan. Mimo faktu, iż w wieku 12 lat uznano go za geniusza, dobrym uczniem nie był.

W 1955 roku zapisał się do Uniwersytetu w Chicago, gdzie poznał takie osoby jak Edward Asner i Susan Sontag. I to podczas studiów podjął prace jako spiker radiowy w stacji WMFT, 98.5 FM. Pracował tam przez dwa lata grając muzykę folkową, zanim wyjechał do Nowego Jorku, gdzie – dość krótko – uczył się aktorstwa u Lee Strasberga. Wrócił jednak do Chicago, gdzie dołączył do grupy improwizującej Compass Players, założonej przez Paula Sillsa oraz Elaine May. To właśnie z nią stworzył pamiętny duet sceniczny, scementowany sztuką „An Evening with Nichols and May”. Jednak gdy w 1960 roku sztuka „A Matter of Position” poległa na scenie, duet się rozpadł. Drogi Nicholsa i May zeszły się dopiero w latach 90.

Już na studiach Nichols zaczął reżyserować przedstawienia teatralne. Więc kiedy na początku lat 60. otrzymał propozycję realizacji spektaklu „Boso w parku” Neila Simona, zaryzykował i odniósł ogromny sukces. Przygoda z kinem zaczęła się w 1965 roku, gdy aktorka Elisabeth Taylor wybrała go do adaptacji sztuki Edwarda Albee’ego „Kto się boi Virginii Woolf?”. Film spotkał się z bardzo dobrym przyjęciem, otrzymując aż 13 nominacji do Oscara (ostatecznie zdobyła pięć statuetek w tym za role aktorskie Elisabeth Taylor i Sandy Dennis).

Mike Nichols zmarł 19 listopada 2015 roku na zawał serca. Pozostawił po sobie czwartą żonę – dziennikarkę Dianę Sawyer oraz troje dzieci z poprzednich związków.

Do grona najbliższych współpracowników Nicholsa zaliczamy: kostiumolog Ann Roth, montażystę Sama O’Steena, dźwiękowców Lee Dicktera i Rona Bochara, producenta Michaela Haleya, scenografa Richarda Sylberta oraz aktorów – Jacka Nicholsona, Meryl Streep, Annette Bening, Emmę Thompson.

Nichols miał na swoim koncie Oscara  (i pięć nominacji), Złoty Glob (i pięć nominacji), trzy nagrody BAFTA (i jedną nominację), nominację do Złotego Niedźwiedzia na Berlinale oraz trzy nagrody Emmy.

A teraz pora na ranking całej filmografii Mike’a Nicholsa – specjalisty od kina obyczajowego. Trzy, dwa, jeden – zaczynamy.

Miejsce 20. – Z Księżyca spadłeś? (2000) – 4/10

Pomysł na film był nie najgorszy. Bohaterem jest kosmita, który zostaje zesłany na Ziemię, by zapłodnić miejscową przedstawicielkę płci przeciwnej, bo na własnej planecie samic nie ma. Problem w tym jednak, że film ma takich niskich lotów humor, że czułem odrzucenie. Nawet jest kilka ciekawych wątków (kamuflaż kosmity, finałowy pościg), ale brakowało polotu i finezji. Nie pomogło nawet zaangażowanie Bena Kingsleya oraz Annette Bening. Absolutna porażka i katastrofa, nie godna spędzenia czasu. Recenzja tutaj.

Miejsce 19. – Dzień delfina (1974) – 5/10

Kompletne kuriozum z tak absurdalnym pomysłem, że do tej pory zastanawiam się, kto wpadł na ten pomysł. Bohaterem jest naukowiec, uczący delfiny ludzkiej mowy. Jednak sponsorzy badań chcą wykorzystać ssaka do… zamachu na prezydenta USA. Brakuje tutaj napięcia, film przynudza i nic tu się nie klei. Broni się tylko sam ssak oraz prześliczna muzyka Georgesa Delerue. Recenzja tutaj.

Miejsce 18. – Pocztówki znad krawędzi (1990) – 5/10

Obyczajowa historia oparta na autobiografii Carrie Fisher pokazującą aktorkę nie radzącą sobie z życiem w cieniu swojej matki, także aktorki. Problem w tym, że to wszystko jest nieangażujące i strasznie przewidywalne – alkohol, narkotyki, zdrada męża. I nie pomaga udział Meryl Streep ani Shirley MacLeane. Recenzja tutaj.

Miejsce 17. – Odnaleźć siebie (1991) – 5/10

Kolejna obyczajowa scenka, troszkę przypominająca polski film „Król życia”. Bogaty prawnik, nie do końca działający uczciwie, wskutek wypadku (postrzał w głowę) zmienia się nie do poznania i staje się lepszym człowiekiem. Brzmi to jak historia SF, a Harrison Ford dokonuje prawdziwych cudów, by uwiarygodnić tą bajkę. Aktor wyciska siódme poty, ale materiał wyjściowy jest lichy. Zwyczajnie szkoda. Recenzja tutaj.

Miejsce 16. – Fortuna (1975) – 6/10

Mieszanina komedii, kryminału oraz kina retro. Bohaterami jest dwójka cwaniaków, którzy chcą wyłudzić pieniądze od młodej dziewczyny. By to zrobić jeden z nich musi wziąć ślub. Błaha, ale jednak parę razy potrafiąca rozbawić produkcja, co jest zasługą gwiazdorskiej obsady (Nickolson, Beatty, Channing) oraz sprawnej ręki reżysera. Recenzja tutaj.

Miejsce 15. – Zgaga (1986) – 6,5/10

Słodko-gorzki dramat obyczajowy oparty na scenariuszu Nory Epfron. Tym razem poznajemy Rachel – dziennikarkę, która poznaje przystojnego Marka. Po znajomości ślub, dzieci i rodzina. Ale szybko okazuje się, że mąż lubi skoki w bok. I muszę przyznać, że reżyser unika szantażu oraz sentymentalizmu, ale gdyby nie wyraziste role Meryl Streep i Jacka Nicholsona, nie byłoby warto o tym mówić. I jeszcze jest Kevin Spacey jako młody śmieć. Recenzja tutaj.

Miejsce 14. – Barwy kampanii (1998) – 7/10

Polityczna satyra z kluczem, bazująca na kampanii wyborczej Clintonów. Wszystko to poznajemy z perspektywy wnuka legendarnego działacza społecznego. Reżyser idzie szlakiem brutalnych zagrywek, zabaw w podchody oraz pozbawienia resztek sumienia, gdy władza staje się celem samym w sobie. Mocne role Johna Travolty i Emmy Thompson, ale na drugim planie błyszczy wyborna Kathy Bates jako jedyna kobieta z sumieniem. Ostre i momentami pieprzne kino. Recenzja tutaj.

Miejsce 13. – Wilk (1994) – 7/10

Nietypowy film w dorobku reżysera, gdyż jest to horror, ale nie do końca oczywisty. Jack Randall (Idealny Jack Nicholson) jest lekko znużony i zmęczonym wydawcą książek. Dość spokojne i nudne życie zmienia się, gdy zostaje pogryziony przez wilka. Nagle czuje się młodszy i bardziej głodny życia, ale ma to swoją cenę. To film bardzo spokojny i stawiający na nastrój, swoje robi też muzyka oraz charakteryzacja, a także zjawiskowa Michelle Pfeiffer. Recenzja tutaj.

Miejsce 12. – Wojna Charliego Wilsona (2007) – 7/10

Jak się miało okazać, ostatnie dzieło Nicholsa jest polityczną satyrą. Tytułowy Charlie Wilson to kongresmen znany z dość imprezowego stylu życia. Jedne telewizyjny kadr spowodował, że podjął się wsparcia Afgańczyków przed Sowietami. Pomógł mu w tym doświadczony agent CIA oraz znana bywalczyni salonów. To jest tak nieprawdopodobne, że musi być prawdziwe. Autentycznie zabawne, zrobione z głową oraz ciętymi dialogami, do tego świetnie zagrane (Hanks trzyma fason, Roberts wygląda nieźle, ale wszystko zawłaszcza nieodżałowany Philip Seymour Hoffmann). Recenzja tutaj.

Miejsce 11. – Silkwood (1983) – 7/10

Powrót reżysera do kina po ośmiu latach przerwy. „Silkwood” to mieszanka dramatu społecznego z kinem obyczajowym, gdzie losy tytułowej bohaterki – pracownicy fabryki, walczącej z nieprawidłowościami, która przed ważnym spotkaniem znika bez śladu. Nichols skupia się bardziej na obyczajowym trójkącie między Karen, jej koleżanką Dolly oraz Drew, jednak to społeczne zacięcie wydawało mi się stokrotnie ciekawsze. Trudno wymazać scenę skażenia czy rozmów Karen z działaczami związkowymi. Klasę potwierdza Meryl Streep, pozytywnie zaskakuje Cher oraz Kurt Russell. Recenzja tutaj.

Miejsce 10. – Klatka dla ptaków (1996) – 7/10

Remake francuskiej komedii opowiadającej o parze gejów samotnie wychowujących syna. Panowie musza zmierzyć się z wyzwaniem – syn się żeni i przyjeżdżają rodzice przyszłej panny młodej. Sam punkt wyjścia, czyli zderzenie dwóch światów to potężny materiał komediowego ładunku, w pełni wykorzystywanego. Jednocześnie reżyser uczy tolerancji i akceptacji inności. Uwiarygadniają to wszystko brawurowe role Robina Williamsa i Nathana Lane’a – scena, gdy pierwszy uczy drugiego jak zachowywać się po męsku to małe dzieło sztuki. Recenzja tutaj.

Miejsce 9. – Anioły w Ameryce (2003) – 7/10

Telewizyjny miniserial oparty na głośnej sztuce Tony’ego Kushnera. Akcja toczy się w połowie lat 80. w Ameryce w środowisku homoseksualistów i skupia się na osobach chorych na AIDS. Młody Prior widzi anioły, a mecenas Roy jest cynicznym adwokatem ukrywającym swoją dolegliwość. Ta produkcja to mieszanka rzeczywistości i snów, gdzie losy różnych bohaterów splatają się ze sobą. Jest m.in. asystent Roya, ukrywający przed żoną i matką swój homoseksualizm, partner Priora, nie radzący sobie z chorobą chłopaka i pielęgniarz-transwestyta. Reżyser przełamuje kolejne tabu i daje do myślenia, chociaż czuć troszkę teatralny rodowód dzieła. Plus naprawdę znakomita obsada – Al Pacino, Meryl Streep, Emma Thompson, Justin Kirk, Patrick Wilson i Mary-Louise Parker. Recenzja tutaj.

Miejsce 8. – Absolwent (1967) – 7/10

Film kultowy, pod warunkiem, że jesteś młodym człowiekiem szukającym swojego miejsca na Ziemi w swoim dorosłym życiu. Wtedy wczujesz się w skórę Bena Braddocka, który po ukończeniu liceum nie ma kompletnie pomysłu na swoje dalsze życie. I chyba dlatego chłopiec wplątuje się w romans ze starsza kobieta – panią Robinson. Popisowa rola Dustina Hoffmana oraz Anne Bancroft, będącą pierwszym filmowym MILF-em. Do tego nieśmiertelne piosenki duetu Simon & Garfunkel oraz bardzo niejednoznaczny finał. Troszkę nadgryzł go czas, ale nadal potrafi zaintrygować. Recenzja tutaj.

Miejsce 7. –  Biloxi Blues (1988) – 7,5/10 

Najlżejszy film w dorobku reżysera oparty na sztuce Neila Simona. Bohaterem jest młody chłopak, który musi odbyć służbę wojskową w 1945 roku. Trafia tam na nieprzyjemnego sierżanta Toomeya. Taki troszkę typowy film inicjacyjny, ale autentycznie zabawny i uroczy. Może i jest to troszkę przypudrowane oraz pastelowe, ale seans jest ogromną frajdą. Do tego czarujący Matthew Broderick oraz odpowiednio nieprzyjemny Christopher Walken.  Recenzja tutaj.

Miejsce 6. – Paragraf 22 (1970) – 7,5/10 

Tym razem reżyser postawił sobie zadanie teoretycznie nie do zrealizowania: adaptację powieści Josepha Hellera – legendarnej, antywojennej historii pilota Yossariana. Mężczyzna nie chce walczyć, tylko przetrwać, ale przełożeni niespecjalnie mu w tym pomagają. Reżyser piętnuje i atakuje biurokrację, głupotę przełożonych oraz ich ambicje, polegające na zdobyciu kolejnego odznaczenia. Jest jeszcze tajemniczy syndykat, gdzie każdy żołnierz ma swoje udziały oraz zyski. Dla tego syndykatu warto też… zaatakować swoją bazę. Książka znacznie mocniejsza i ostrzejsza, ale Nicholsowi udało się zachować klimat w czym pomaga koncertowa obsada z Alanem Arkinem oraz Jonem Voightem na czele. Recenzja tutaj.

Miejsce 5. – Porozmawiajmy o kobietach (1971) –  7,5/10

Tragikomedia opisująca relacje damsko-męskie z perspektywy dwóch facetów – pewnego siebie Jonathana oraz nieśmiałego Sandy’ego. Obaj panowie zakochują się w tej samej kobiece, pokazując tą relację na przestrzeni 25 lat. Obydwaj panowie więcej ukrywają niż mówią, a obydwaj panowie tak naprawdę są pogubionymi egzemplarzami ludzi nie do końca pewnych swojej wartości, gdzie nic nie jest takie proste, jak na pierwszy rzut oka się wydaje. Jest tutaj większy pazur oraz delikatnie sfilmowane sceny erotyczne, do tego świetne role Jacka Nicholsona, Arta Garfunkela, Candice Bergen oraz Ann-Margret. Recenzja tutaj.

Miejsce 4. – Pracująca dziewczyna (1988) – 8/10

Nichols tym razem feministycznie i antykorporacyjnie. Tytułową dziewczyną jest Tess McGill – sekretarka ambitnej szefowej dużej firmy inwestycyjnej. Dziewczyna odkrywa, że jej szefowa wykorzystała w tajemnicy jej pomysł. Kiedy jednak kobieta łamie sobie nogę i jest niedysponowana, Tess planuje zemstę. Mocno trzymające się ziemi, chociaż ocierające się o nurt komedii romantycznej to jest to portret determinacji, sprytu oraz walki o swój lepszy byt. Niesamowicie rozbrajajacy, fantastycznie wyreżyserowany oraz zagrany – Melanie Griffith, Sigourney Weaver, Harrison Ford, Joan Cusack. Już te nazwiska mówią za wszystko – tylko fryzury i komputery zdradzają wiek. Recenzja tutaj.

Miejsce 3. – Bliżej (2004) – 8/10

Gorzka obserwacja oparta na sztuce Patricka Marbera, troszkę przypominający „Porozmawiajmy o kobietach”, tylko że skupiony na czworokącie – Alice, Dan, Anna i Larry. Kazde z nich jest inne, prowokuje, szuka swojego miejsca, miłości oraz stabilizacji. Wszystko jest tutaj pomieszane, komplikuje się na naszych oczach, relacje zmieniają tempo, a każdy z tego kwadratu kłamie, oszukuje, zakłada maski. Koncertowa gra kwartetu Roberts, Law, Portman i Owena, do tego spinająca klamrą piosenka „Blower’s Daughter” Damiena Rice’a. Recenzja tutaj.

Miejsce 2. – Kto się boi Virginii Woolf? (1965) – 9/10

Debiut reżyserski, przykuwający uwagę wszystkich. Będziemy świadkami perwersyjnej psychologicznej gry, prowadzonej przez małżeństwo ze środowiska akademickiego – George’a i Martha, w które zostaje wplątana młoda para: Honey i Nick. Rozczarowanie, gorycz, wojna małżeńska, gdzie nie ma miejsca na litość czy przebaczenie. Liczy się tylko zadawanie bólu i cierpienia. Po tym seansie, świat stanie się bardzo nieprzyjaznym miejscem. Recenzja tutaj.

Miejsce 1. – Dowcip (2001) – 9/10

Za każdym razem, jak oglądam ten film, zwyczajnie mnie szarpie. Nazwałem tą telewizyjną produkcję wykładem o umieraniu i nie jest to przesada. Przyglądamy się tutaj mierzącą się z zaawansowanym rakiem profesor Vivien Bearing – specjalistce od literatury barokowej. Reżyser brutalnie przypomina, ze w konfrontacji ze śmiercią jesteśmy bezradni i jedynie zaakceptowanie kruchości swojego ciała może uczynić ostatnie chwile na Ziemi bardziej znośne. Wszystko jest tutaj rewelacyjne – od sterylnego otoczenia, klasyczną muzykę po rewelacyjną reżyserię oraz genialną Emmę Thompson (także autorka scenariusza). Takich filmów się nie zapomina nigdy. Recenzja tutaj.

A jak układa się wasz ranking filmów Mike’a Nicholsa? Piszcie śmiało w komentarzach i czekam na wasze opinie.

Radosław Ostrowski

Dodaj komentarz