Chinatown

Kino noir zwane też czarnym kryminałem szczyt swojej największej popularności przeżywał w latach 40. i 50., jednak jak wiele gatunków miał okres przesycenia. Nie oznaczało to jednak, iż nie powstawały mroczne opowieści o prywatnych detektywach, brudnych tajemnicach, korupcji i morderstwach. Były już kręcone w kolorze, wykorzystywały wizualne i tematyczne motywy, dlatego nazwano je neo-noir. Ich obecność jest zasługą takich twórców jak Jean-Pierre Melville, Bob Rafelson, Curtis Hanson czy Carl Franklin. Jednak za najlepszego przedstawiciela nowego czarnego kryminału uznaje się „Chinatown” Romana Polańskiego z 1974 roku.

Jak wiele filmów z tego gatunku historia osadzona jest w Los Angeles lat 30. – mieście pełnego słońca, piasku i skwaru. Tutaj pracuje J.J. Gittes (Jack Nicholson), były gliniarz, a obecnie prywatny detektyw. Powodzi mu się nieźle, głównie prowadząc klasyczne sprawy typu żona zdradza swojego męża albo na odwrót. Pozornie kolejna sprawa wydawała się być czymś takim: żona (Diane Ladd) podejrzewa męża o problemy z wiernością. Tylko, że mężem jest Mulwray, główny inżynierem w Departamencie Wodnym ratusza i to mogłoby dać niepotrzebny rozgłos. Jednak Gittes jest zbyt doświadczonym szpiclem, by nie zdobyć dowodów. Wtedy dzieją się trzy poważne rzeczy: zdjęcia niewiernego mężczyzny trafiają do pracy, pojawia się prawdziwa pani Mulwray (Faye Dunaway) z pozwem i zarzutami o oszustwo oraz – jakby tego było mało – sam Mulwray zostaje znaleziony martwy. Detektyw próbuje rozgryźć kto to tak naprawdę wynajął oraz o co w tym wszystkim tak naprawdę chodzi.

Polański w „Chinatown” tworzy prawdziwy labirynt, w którym my (tak jak Gittes) próbujemy się odnaleźć. Pozornie proste zadanie jest tak naprawdę fasada, kryjąca o wiele bardziej skomplikowaną intrygę. I jak zawsze w tej konwencji, chodzi o pieniądze, władzę oraz kilka brudnych tajemnic. Co uderza przy pierwszym spotkaniu to cięte dialogi, niepozbawione ironii, a także bardzo stylowa warstwa wizualna. Od zaskakująco szczegółowej scenografii (eleganckie meble, żaluzje) przez opartą na fortepianie muzyce Goldsmitha aż po kostiumy i samochody. Cały czas jednak czuć, że sprawa jest o wiele bardziej skomplikowana a korupcja głębsza, wręcz nie do zatrzymania. Morderstwa, oszustwo, wpływowy biznesmen Noah Cross, kazirodztwo, woda, odcinanie nosa – wszystko bardzo powoli jest odkrywane w precyzyjnym scenariuszu. Aż do bardzo gorzkiego finału, wywracającego oczekiwania do góry nogami.

Wszystko na barkach trzyma fenomenalna obsada. Najbardziej błyszczy tu Jack Nicholson w roli Gittesa. Aktor jest o wiele bardziej stonowany i opanowany niż zazwyczaj, używający swojego sprytu oraz ciętych ripost do wybrnięcia z każdej sytuacji. Jednak nie bardzo lubi być robiony w konia, co napędza jego ego. A także wiele przekazuje za pomocą samej twarzy. Równie zjawiskowa jest Faye Dunaway, czyli pani Mulwray. Chłodna, zdystansowana i bardzo elegancko wysławiająca się, jednak jest w niej coś niejednoznacznego, co umieściłoby ją w szufladce femme fatale. Między tą dwójką czuć napięcie, nabierające z każdą sceną intensywnością. Jednak film skradł dla mnie John Huston w roli śliskiego Noah Crossa – bardzo opanowanego, pozbawionego wyrzutów sumienia biznesmena. Pojawia się rzadko, ale jego obecność jest bardzo silna, zapadająca w pamięć.

Nic dziwnego, że „Chinatown” jest uważane za jedno z największych osiągnięć Polańskiego. Jego precyzyjna reżyseria buduje poczucie, że obcujemy jesteśmy w świecie, gdzie wszyscy są zamieszani, a my nadal nie widzimy całego obrazka. Wciągający labirynt z fantastycznym aktorstwem, niezapomnianymi dialogami oraz bardzo ponurym finałem. Bardzo wredne kino.

8,5/10 + znak jakości

Radosław Ostrowski

Prawdziwa historia

Pisarka Delphine właśnie promuje swoją świeżo wydaną powieść. Próbuje pracować nad swoim nowym dziełem, tylko nie jest w stanie niczego napisać. Brak weny, brak pomysłów, ciągłe zmęczenie – jak tu coś stworzyć? Wtedy w jej życiu pojawia się pewna tajemnicza kobieta o imieniu Elle. Początkowo sprawia wrażenie fanki i pierwsze spotkania są takie na przyjacielskiej stopie, ale okazuje się być ghostwriterem z pewnymi problemami. Z czasem ta więź staje się coraz silniejsza do tego stopnia, że Elle wprowadza się do domu Delphine.

prawdziwa_historia1

Żaden polski reżyser nie jest tak rozpoznawalny na świecie jak Roman Polański. Ten reżyser bardzo rzadko schodzi poniżej swojego poziomu, głównie skupiony na psychodramach w bardzo ograniczonej przestrzeni. „Prawdziwa historia” przypomina poprzednie filmy reżysera, co samo w sobie nie musi być wadą. Problem w tym, że ta cała opowieść kompletnie nie angażuje. Dlaczego? Po pierwsze, postacie, które są kompletnie nieprzekonujące. Niby ważna jest ta więź, tylko że ona przebiega za szybko i jest parę momentów, w których ta relacja powinna zostać dawno zerwana (zniszczenie miksera – kompletny brak reakcji ze strony Delphine), zaś coraz większa kontrola nowej przyjaciółki odbywa się aż za prosto. Poza tym Polański zaczyna używać narzędzia, którego nigdy nie używał – łopaty. Niby nie narzuca jednoznacznie interpretacji co do tego, kim są dwie panie, ale jest kilka sugestywnych chwil (nachalna, demoniczna muzyka, podobny strój, buty, ten sam kolor włosów) narzuca jeden, bardzo oczywisty trop. Nawet momenty mające budować napięcie (zatrucie, karmienie, senne majaki) wywołują jedynie znużenie albo śmiech. Zbyt wiele razy to widziałem, żeby kompletnie się zaangażować. Czuć tu inspirację „Misery” (złamanie nogi i pobyt w opuszczonym domku) czy „Autorem widmo”, które są tutaj bardzo mechanicznie narzucone. Fabuła ma wiele dziur i jest kompletnie niewiarygodna aż do samego „przewrotnego” finału.

prawdziwa_historia2

Owszem, film wygląda miejscami bardzo elegancko, z kilkoma niezłymi sztuczkami (początek filmu czy finał), jednak to za mało, by został w pamięci na dłużej. Grające główne role Emmanuelle Seigner (Delphine) i Eva Green (Elle) starają się jak mogą, by zbudować postacie, jednak Polański kompletnie nie daje im szans na rozwinięcie skrzydeł. Między tą parą nie czuć kompletnie żadnego napięcia, żadnej chemii, a ich zachowanie wydaje się miejscami nielogiczne. Drugi plan tutaj praktycznie nie istnieje, bo i te postacie nie są zbyt istotne.

Jak coś takiego mógł zrobić Polański? „Prawdziwa historia” nie ma w sobie niczego prawdziwego, a seans przypomina odwiedzanie skansenu, gdzie znajdujemy znajome obrazy, oparte na ogranych schematach, pozbawionych czegoś świeżego, żywotnego. Nie pamiętam, żeby jakikolwiek film Polaka wywołał takie rozczarowanie.

4/10

Radosław Ostrowski

Roman Polański – 18.08

Dzisiejszy solenizant to jedna z najbardziej rozpoznawalnych postaci polskiego kina na świecie. Aktor, reżyser, scenarzysta, producent, urodzony w Paryżu 18 sierpnia 1933 roku syn rodziny żydowskiej (naprawdę nazywa się Liebling) – matka zginęła w obozie koncentracyjnym, ojciec go porzucił po wojnie. Jako dziecko mieszkał w Krakowie u wuja i pracował najpierw w radiu (w wieku 13 lat) jako aktor. Zauważył go Andrzej Wajda, który zaproponował mu rolę w swoim debiucie „Pokolenie” z 1954 roku. W tym razu roku aplikuje do łódzkiej filmówki na reżyserię, realizując wiele etiud. Za swój debiut z 1962 roku został zaatakowany przez ówczesne władze i wyjechał na Zachód – najpierw do Francji, następnie Wielkiej Brytanii, by trafić w końcu do USA.

Ale jego życie stało się naznaczone tragedią oraz skandalami – jego drugą żonę, aktorkę Sharon Tate zamordowała grupa Charlesa Mansona. W 1977 roku, został aresztowany za gwałt na nieletniej Samancie Gailey, przez co zdecydował się na ucieczkę z kraju. Obecnie mieszka w Paryżu z trzecią żoną – aktorką Emmanuelle Seigner, z którą ma dwoje dzieci.

W swoich filmach Polański skupia się na mroczniej stronie człowieka – lękach, szaleństwie, pożądaniu oraz fatalistycznym losie. Bywa pesymistą, ale niepozbawionym odrobiny humoru (czarnego i ironicznego). Nie boi się zarówno dużego budżetu, jak i kameralnego dramatu z mała grupą aktorów. Zawsze jest interesujący, tajemniczy i niepokojący.

W swoim dorobku reżyser ma Oscara (i cztery nominacje), Złoty Glob (i dwie nominacje), trzy nagrody BAFTA, Złotą Palmę z Cannes, Złotego i Srebrnego Niedźwiedzia z Berlina, trzy Polskie Nagrody Filmowe – Orły, dwie nominacje do Złotego Satelity oraz osiem Cezarów.

Do grona jego najbliższych współpracowników wymienia się: kompozytorów Krzysztofa Komedę, Wojciecha Kilara, Philippe’a Sarde’a i Alexandre’a Desplata, scenarzystę Gerarda Bracha, montażystę Herve’a de Luze’a i Allistaira McIntyre’a, producentów Alaina Sarde’a, Timothy’ego Burrilla i Roberta Benmussę, operatora Pawła Edelmana oraz dźwiękowca Deana Humphreysa.

Pora na ranking dorobku filmowego Romana Polańskiego od najgorszego do najlepszego. 3, 2, 1, start.

Miejsce 20 – Prawdziwa historia (2017) – 4/10

Punkt wyjścia był obiecujący: pisarka po stracie weny poznaje swoja fankę i ta relacja wywraca jej życie do góry nogami, a nawet staje się paliwem napędowym. Problem jednak w tym, że ta psychodrama jako thriller, ani dramat psychologiczny się nie sprawdza. Wtórne, nudne, przewidywalne, nie trzymające w napięciu kino. Nie pomaga ani solidna realizacja, ani kreacje Emmanuelle Seigner i Evy Green. Takiej słabizny po takim reżyserze się nie spodziewałem. Recenzja tutaj.

Miejsce 19 – Lokator (1976) – 5/10

Bohaterem jest niejaki Trelkovsky, który wynajmuje mieszkanie po lokatorce w kamienicy. Im dłużej przebywa, tym coraz bardziej zaczyna czuć się obco i popada w szaleństwo. Dziwny to film, gdzie reżyser (obsadzając samego siebie w roli głównej) próbuje pokazać wyalienowanie bohatera, popychającego go w stronę obłędu. Problem w tym, ze tak naprawdę losy bohatera są mi obojętne, a mimo kilku świetnych fragmentów (piłka odbijana przez okno, zmieniająca się w głowę), całość męczy i odpycha. Recenzja tutaj.

Miejsce 18 – Tragedia Makbeta (1971) – 6/10

Jaki Makbet jest każdy widzi. Reżyser zrealizował tutaj wersję mroczną, brudną i niepokojącą, jednak nie mogłem pozbyć się wrażenia umowności, sztuczności świata. Aktorstwo też takie sobie – niby jest tak jak być powinno, ale poczułem znużenie – nie o to tu chodziło.

Miejsce 17 – Wstręt (1965) – 6,5/10

Pierwszy głośny film Polańskiego, który przyniósł mu rozgłos na świecie. Skupiająca się ona na Carol – młodej dziewczynie, której zaczyna po prostu odbijać. Reżyser znowu próbuje balansować między realizmem, surrealizmem i koszmarem sennym. Miesza thriller psychologiczny z horrorem, a od Catherine Deneuve trudno oderwać wzrok. Do tego znakomita scena spaceru przez korytarz pełen dłoni, ale czegoś mi tu zabrakło. Jakiegoś silnego kopa. Recenzja tutaj.

Miejsce 16 – Oliver Twist (2005) – 6,5/10

Tym razem reżyser zmierzył się z powieścią Karola Dickensa o małym chłopcu, zmuszonym do kradzieży przez gang Fagina. Jak na film familijny, „Oliver Twist” jest mroczny, brudny i straszny, ale dla starszych problemem może być przewidywalność. Nie mogę jednak pominąć warsztat reżysera, świetną stronę plastyczną oraz dobre aktorstwo aktorów dziecięcych, zdominowanych przez niezawodnego Bena Kingsleya. Recenzja tutaj.

Miejsce 15 – Autor widmo (2010) – 6,5/10

Bardzo podobała mi się powieść Roberta Harrisa, na podstawie której powstał film. Bohaterem był anonimowy ghostwriter, poproszony o napisanie wspomnień Adama Langa – byłego premiera, mieszkającego w USA. Mężczyzna odkrywa, że jego poprzednik zniknął w dość niejasnych okolicznościach i wbrew sobie próbuje wyjaśnić tą sprawę. Tutaj mamy do czynienia z thrillerem, przypominającym kino z lat 70. – spokojne tempo, powolne odkrywanie kart i kapitalna muzyka Desplat. Plus świetne role Ewana McGregora i Pierce’a Brosnana. Tylko, że środek filmu działa dość nużąco.

Miejsce 14 – Chinatown (1974) – 7/10

Film, który MUSZĘ sobie odświeżyć, bo niewiele z tego pamiętam. Hołd złożony czarnemu kryminałowi, gdzie prywatny detektyw J.J. Gittes (wielki Jack Nicholson) zostaje wplątany w skomplikowaną intrygę z kazirodztwem i morderstwem w tle. Pamiętam finał, podcięcie nosa oraz muzykę Goldsmitha.

Miejsce 13 – Dziewiąte wrota (1999) – 7/10

Drugie spotkanie reżysera z diabłem. Bibliofil Dean Corso ma sprawdzić autentyczność książki, dzięki której można przywołać Szatana. Od początku tej sprawy jednak dzieją się tajemnicze rzeczy – samobójstwa, wypadki i morderstwa. Śledztwo wciąga, film trzyma w napięciu, dodatkowo całość jest pięknie sfotografowana. Może zakończenie rozczarowuje, ale dobre aktorstwo (Depp, Seignier, Langhella i Olin) oraz pewna ręka reżysera są rękojmią sukcesu.

Miejsce 12 – Rzeź (2011) – 7/10

Polański wraca do kameralnego kina, skupiając się na dwójce par rodziców, których dzieci pobiły się. Sytuacja jednak zostaje podkręcona, a obydwu stronom nie do końca zależy na rozwiązaniu problemu. „Rzeź” jest czarną komedią, pełną ironii, złośliwości i pokazania, że w każdym z nas siedzi prymityw, czekający na swoją chwilę. Dodatkowo jest to popis aktorstwa w wykonaniu kwartetu: Foster-Winslet-Reilly-Waltz. Takich rzeczy się nie przegapia.

Miejsce 11 – Matnia (1966) – 7/10

Polański tym razem w wersji groteskowej, gdzie konwencja thrillera zostaje wywrócona do góry nogami. Ranny gangster dociera do zamku zamieszkanego przez niedopasowane małżeństwo i zmusza ich do uległości, jednocześnie czekając na wiadomość od szefa. Niby śmiesznie, ale bardzo smutno.Recenzja tutaj.

Miejsce 10 – Piraci (1986) – 7/10

Wydawałoby się, że połączenie Polański i kino przygodowe jest co najmniej absurdalne. Ale „Piraci” – niedoceniony film Polaka to pastisz tego gatunku, zrobiony z rozmachem, zgrywą i odrobiną wariactwa. Poszukiwanie skarbu, morskie potyczki na zarąbiście wielki statku, może trochę nierówne tempo, ale humor i świetny Walter Matthau w roli kapitana to najmocniejsze atuty tego widowiska. Recenzja tutaj.

Miejsce 9 – Wenus w futrze (2013) – 7/10

Trwają przygotowania do wystawienia „Wenus w futrze”. Na casting zgłasza się nieprzygotowana aktorka Vonda, która chciałaby zagrać główną rolę. Reżyser niechętnie zgadza się na próbę, podczas której oboje powiedzą o sobie więcej niż powinni. Kameralny Roman znowu nie rozczarowuje, a mroczna strona miłości z sado-maso w tle wywołuje większe podniecenie niż popisy niejakiego Greya. Plus świetne role Emmanuelle Seignier (taniec w finale – bezcenny) i Mathieu Alamrica. Recenzja tutaj.

Miejsce 8 – Śmierć i dziewczyna (1994) – 7,5/10

Mroczne studiom szaleństwa, winy i kary, a w tle tytułowa kompozycja Franza Schuberta. Tutaj bohaterką jest Paulina Escobar, która była ofiarą tortur w trakcie rządów junty wojskowej. Po głosie rozpoznaje swojego oprawcę i podaje go torturom, by wymusić na nim przyznanie się do winy. Duszna atmosfera, ciągłe trzymanie w napięciu, a szansę wykazania się dostali Sigourney Weaver i Ben Kingsley.

Miejsce 7 – Frantic (1988) – 7,5/10

Amerykański lekarz przybywa do Paryża na sympozjum ze swoją żoną. Kiedy mężczyzna bierze prysznic kobieta znika bez śladu. Pozostawiony sam sobie, na własną rękę próbuje wyjaśnić sprawę. Tym razem Polański postanowił zabawić się w Alfreda Hitchcocka. Intryga jest pogmatwana, jest suspens, brudny i zgniły Paryż, a wszystko wskutek jednej pomyłki. Do tego świetne zdjęcia, bardzo dobre role Harrisona Forda i Emmanuelle Seigner oraz muzyka samego Ennio Morricone. Tak się robi kino gatunkowe.

Miejsce 6 – Nóż w wodzie (1963) – 7,5/10

Głośny debiut reżysera i pierwszy polski film nominowany do Oscara. Akcja skupia się na młodym i stabilnym małżeństwie, spędzającym wakacje na Mazurach. Po drodze zabierają młodego autostopowicza. Między panami zaczyna toczyć się rywalizacja o uwagę kobiety. Kolejny przykład, jak budzi się w nas wewnętrzny potwór, a jednocześnie krytyka „wygodnego stylu życia” z niezapomnianą muzyką Krzysztofa Komedy i sceną z nożem. Recenzja tutaj.

Miejsce 5 – Nieustraszeni pogromcy wampirów (1967) – 7,5/10

Pierwszy komediohorror jaki widziałem, czerpiący garściami z wampirycznych opowieści. Nawiedzony zamek, żądza krwi, dama w opałach do ocalenia oraz para ciapowatych bohaterów – profesora oraz niezdarnego asystenta. Dziś bardziej śmieszy niż straszy, ale nadal zabawa jest przednia, co jest zasługą Polańskiego-aktora, Polańskiego-reżysera, stylowej realizacji, niezawodnej muzyki Komedy i przewrotnego finału. Recenzja tutaj.

Miejsce 4 – Gorzkie gody (1992) – 8/10

Historia mrocznej strony pożądania. Młode małżeństwo poznaje doświadczonych małżonków: sparaliżowanego Oscara oraz atrakcyjnej Mimi, poznając historię ich związku. Jest bardziej niepokojąco, perwersyjnie, ale mniej wulgarnie i nie mogłem oderwać wzroku od Seigner. Po raz kolejny Polański stawia na niedopowiedzenie, co tylko podkręca atmosferę. Tego rejsu nie da się zapomnieć. Recenzja tutaj.

Miejsce 3 – Pianista (2002) – 8,5/10

Mój pierwszy kontakt z Polańskim. Historia wojennych losów Władysława Szpilmana – żydowskiego pianisty, który przetrwał w Warszawie. Jest ona bardziej chłodna i może mniej hollywoodzka od „Listy Schindlera”, ale trzyma po prostu za gardło. Losy biernego świadka, który miał sporo szczęścia i przeżył powstanie, pokazuje jak wiele rzeczy nie zależy od nas, przypominając, iż nawet w takich czasach warto być człowiekiem. Kompletne kino, słusznie nagrodzone Oscarami: za reżyserię, scenariusz i główną rolę męską Adriena Brody’ego.

Miejsce 2 – Tess (1979) – 9/10

Kompletnie zaskoczenie i film, który mną po prostu pomiatał niczym szmatą. Tragiczna historia młodej dziewczyny Tess Durbeyfield, której ojciec – lokalny pijaczek – dowiaduje się, ze jest spokrewniony z bogatym rodem. 14-latka zostaje zmuszona poprosić o pomoc swoich krewnych (przez ojca) i to staje się początkiem dramatycznych wydarzeń. Mroczny, wstrząsający, niepokojący i brutalny – Polański wiele rzeczy pokazuje poza kadrem, mimo wysmakowania plastycznego, czuć fatalistyczną aurę, a Nastassja Kinski zagrała rolę życia. Recenzja tutaj.

Miejsce 1 – Dziecko Rosemary (1968) – 9/10

Zwycięzca mógł być tylko jeden – nieśmiertelny klasyk kina grozy, który bardziej stawia na domysły i pokazuje, że boimy się tego, co możemy zobaczyć niż tego, co widzimy. Czy Rosemary naprawdę urodziła dziecko szatana czy to tylko lęk przed macierzyństwem? Na to nie ma jednoznacznej odpowiedzi i w tym tkwi geniusz reżysera. Mógłbym wymieniać zalety filmu, ale powiedziano już na ten temat wszystko – jeśli nie widzieliście, to zobaczcie. Recenzja tutaj.

Nieobejrzane:

Nie udało mi się obejrzeć etiud reżysera, z najgłośniejszymi „Dwoma ludźmi z szafą”.
Najpiękniejsze oszustwa świata (1964) – cykl fabuł kryminalnych
Co? (1972) – komedia erotyczna nakręcona we Włoszech z Marcello Mastroiannim w roli głównej
Weekend z mistrzem (1972) – dokument o Jackiem Stewarcie – kierowcy Formuły 1

Mimo 83 lat na karku, Polański nie odpuszcza i nadal planuje kolejne filmy. W przyszłym roku ma się odbyć premiera The Dreyfuss Affair – dramatu historycznego skupionej na aferze Dreyfussa. Tytułowy bohater zostaje oskarżony w 1897 roku o szpiegostwo, ale tak naprawdę przyczyną było jego żydowskie pochodzenie. Zapowiada się jak zawsze ciekawie.

Jakim reżyserem jest Polański? Oglądając jego dzieła skupia się na tym, co w człowieku jest najgorsze, podłe i wstrętne. Balansuje na granicy między szaleństwem, rzeczywistością, a jednocześnie potrafi zaskoczyć i utrzymać w napięciu do samego końca, za pomocą minimalistycznych środków. Czego mogę mu życzyć? Dalszej chęci działania i kolejnych świetnych filmów.

A co wy sądzicie o filmach Romana Polańskiego? Lubicie, cenicie, szanujecie? Piszcie w komentarzach pod postem.

Radosław Ostrowski

Wenus w futrze

Paryż. W teatrze trwają próby do spektaklu “Wenus w futrze”. Właściwie już się kończą i reżyser Thomas już zmierza w kierunku wyjścia, kiedy pojawia się Vanda, która chce zagrać główną rolę żeńską. Reżyser niechętnie, ale zgadza się na próbę. Ma wrażenie, że aktorka nie jest do końca przygotowania, ale efekt będzie naprawdę zaskakujący.

wenus1

Oszczędność miejsca i przestrzeni, minimalna ilość osób pojawiających się na ekranie oraz prowadzona psychologiczna gra – to oznacza, ze jest to film europejski. Druga kwestia, że mógł to nakręcić tylko jeden człowiek – Roman Polański. Czy tak naprawdę jest jego kolejny film, który znowu jest adaptacja sztuki teatralnej (podobnie jak wcześniejsza „Rzeź”). Komedia? Dramat? A może wnikliwa obserwacja relacji między kobietą i mężczyzną, gdzie każda ze stron walczy o dominacje nad druga stroną? Pretekstem jest sztuka teatralna bazująca na perwersyjnej powieści „Wenus w futrze”. Ciemna stroną erotyki, reżyser już pokazywał w „Gorzkich godach”. I tam to było mocne uderzenie. Tutaj to nie robi aż tak wielkiego wrażenia, ale Polański jest zbyt cwany, by skupiać się tylko na jednym aspekcie. Można „Wenus” interpretować na wiele sposobów: o sile teatru jako miejsca kreowania i ożywiania światów, relacji reżyser/aktor, gdzie każda ze stron inaczej interpretuje pewne kwestie, więzi między dziełem a autorem, wreszcie hołdem złożonym kobietom – boginiom, muzom, kochankom, żonom. I ich sile, władzy, której nigdy nie będę w stanie zrozumieć i powstrzymać.

wenus2

Role między Thomasem (bardzo podobny do Polańskiego Matthieu Amalric) i Vandą (drapieżna Emmanuelle Seigner) zacierają się, nie wiadomo, kiedy „grają” postacie z tekstu, a kiedy są sobą. I ta chemia jest siła napędową, poza zaskakującymi dialogami, pewną ręką reżysera oraz świetnym dźwiękiem. A finał – cóż, to trzeba samemu zobaczyć.

„Wenus w futrze”, mimo teatralności (nomen omen), pozostaje udanym i ciekawym filmem. Ale jednak mam nadzieję, że Polański jeszcze nas zaskoczy (czekam na film o aferze Dreyfusa).

7/10

Radosław Ostrowski

Oliver Twist

Tytułowy Oliver Twist to kilkuletni chłopiec, któremu matka zmarła. Wychowany w sierocińcu, trafia do domu grabarza Sowerberry’ego. Stamtąd ucieka, bo obrażano jego matkę i trafia do Londynu, gdzie zostaje przygarnięty przez Fagina, który zatrudnia dzieciaków do kradzieży. Jednak podczas pierwszej akcji, Oliver zostaje schwytany, jednak trafia pod opiekę księgarza. Ale nie jest mu dany spokój.

oliver_twist1

Kiedy wydaje ci się, że reżyser mający wyrobiony styl i posiadający kilka znaków rozpoznawczych nie jest w stanie cię niczym zaskoczyć, nagle robi film wywracający twoje przekonania do góry nogami. Tak zrobił Roman Polański, gdy nakręcił „Pianistę”. Zamiast skupiać się na ciemniej stronie człowieczeństwa, udało mu się pokazać „dobro” siedzące w człowieku, nawet w czasie wojny. Tym większe było zaskoczenie, gdy reżyser postanowił przenieść na ekran powieść Karola Dickensa. Ale Polański znalazł tam odrobinę mroku, bo nie jest to stricte familijne kino, jak mogło się wydawać. Przemoc, słabość dzieci pozbawionych wsparcia dorosłych i życzliwych ludzi. Zdani tylko na siebie takie sieroty jak Oliver, trochę naiwni wpadają w tarapaty i złe towarzystwo, co może się dla nich źle skończyć. Tło społeczno-obyczajowe oraz warstwa wizualna jest najmocniejszą stroną filmu Polańskiego. „Brudny” klimat zaułków Londynu, imponująca scenografia oraz pewna praca kamery Edelmana, potwierdzają zręczność realizacji. Problem polega na tym, że sama historia nie angażuje za bardzo, zaś dla dzieci ten film byłby zbyt mroczny i przerażający. Zaś dla mnie historia Olivera była zbyt przewidywalna.

oliver_twist2

Zaś od strony aktorskiej film prezentuje się całkiem przyzwoicie. Nieźle wypadł Barney Clark w roli zagubionego, samotnego Olivera. W dodatku jego anielska wręcz twarz, pasuje do tej postaci. Z innych dziecięcych aktorów należy wyróżnić Harry’ego Eden (sprytny Dodger) oraz Leanne Rowe (delikatna Nancy). Zaś dorośli wypadli naprawdę świetnie. Najlepszy jest Ben Kingsley w roli Fagina. Na początku sprawia wrażenie miłego staruszka, który potrafi być ostrym i bezwzględnym hersztem bandy. Jednak dla Olivera zawsze pozostaje serdecznym człowiekiem, który potrafi wywołać bardziej współczucie, bo złość i gniew tworzy jego wspólnik Bill Sykes (odpychający Jamie Foreman). Poza tym mrocznym duetem zwracają uwagę jeszcze dwie postacie: ciepły pan Brownlow (Edward Hardwicke) oraz wprowadzający odrobinę humoru Toby Cracket (mocno ucharakteryzowany Mark Strong).

oliver_twist3

Polański zrobił film, którego mało kto się spodziewał. I wyszedł z tej konfrontacji całkiem nieźle. Może nie ma tutaj tego szaleństwa, co w najgłośniejszych dziełach, ale potwierdza on solidność warsztatu reżysera.

6,5/10

Radosław Ostrowski

Gorzkie gody

Nigel i Fiona są młodym małżeństwem. Razem od 7 lat, ale już są sobą znużeni i razem płyną statkiem do Indii. Tam poznają przykutego do wózka pisarza Oscara i jego bardzo apetyczną żonę Mimi. Sparaliżowany mężczyzna opowiada zafascynowanemu swojej żonie Nigelowi historię swojego burzliwego związku.

gorzkie_gody1

Roman Polański zawsze interesował się ciemną stroną człowieka. Tym razem skupia się na mroczniejszej stronie miłości, opartej na egoizmie, perwersji i upokarzaniu obu stron. Obie historie (Nigela i Fiony) oraz retrospekcje Oscara, na których bazuje większa część tego filmu trzymają w zainteresowaniu doprowadzając do mocnego finału. Reżyser mógłby się skupić tylko na seksie i scenach erotycznych, bo sama historia może się wydawać mało zaskakująca, jednak Polański nie jest taki głupi jakby się to mogło wydawać i potrafi wycisnąć z tego maksimum. Tak ponurej i gorzkiej historii nie słyszałem od dłuższego czasu. Okraszone to pulsującą muzyką Vangelisa oraz interesującymi zdjęciami (zwłaszcza sceny paryskie – realistyczne). Może wnioski i refleksje nie są zbyt zaskakujące (w każdym z nas siedzi sadysta, a miłość każda ulega rutynie i osłabieniu), ale napięcia i atmosfery pozazdrościłby każdy reżyser. A żeby ją stworzyć nie trzeba sięgać po dosłowne pokazanie seksu, jednak trzeba być Polańskim po prostu.

gorzkie_gody2

Dramat rozpisany na cztery osoby, z których dwie naprawdę mocno przyciągają uwagę, zaś pozostałe dwie nie wypadły najgorzej. Hugh Grant i Kristin Scott Thomas jako młodzi małżonkowie są bardzo… brytyjski. Raczej spokojni, trochę znudzeni, wyruszają w drogę, by naprawić swoje relacje. Jednak on byłby w stanie zdradzić swoją żonę, oboje są atrakcyjni, ale nie sypiają ze sobą. Jednak najbardziej uwagę zwraca para nazwałbym ją morderczą, czyli Peter Coyote (zgorzkniały, sparaliżowany Oscar) i kipiąca seksapilem Emmanuelle Seigner (Mimi przykuwa uwagę, bez względu na to, co robi). Oboje nie potrafią żyć bez siebie, a jednocześnie zadają sobie ból (najpierw on jej, a potem role się odwracają) – pożądanie miedzy nimi oparte jest na perwersji i sadyzmie, naznaczona tragizmem.

Takiego Polańskiego pokochał świat – mrocznego, przerażającego i fascynującego jednocześnie. To jeden z najlepszych filmów tego reżysera.

8/10

Radosław Ostrowski

Piraci

XVII w. Kapitan Red i jego pomocnik Żaba płyną na zniszczonej łajbie przez ocean. Obaj są piratami, ale ostatnio nie mają zbyt wiele szczęścia. Ale los zaczyna się uśmiechać, bo zauważają okręt hiszpański. W końcu wchodzą do „Neptuna” i zostają schwytani. Przypadkowo Red odkrywa, że na statku znajduje się złoty tron Azteków. Decyduje się doprowadzić do buntu i przejęcia „Neptuna”.

piraci1

Roman Polański po ciężkich i poważnych filmach postanowił zrobić „Nieustraszonych pogromców wampirów” tylko w wersji awanturniczo-przygodowego kina pod piracką banderą. I jest to, co w tego typu produkcjach być powinno – Piraci? Są. Skarb? Jeden, ale za to duży. Miłość? Nieszczęśliwa i nieoczywista. Okręty? Jest jeden, ale bardzo duży. Humor? Głównie slapstikowe gagi, ale też lekka drwina z konwencji (początek i finał filmu). Oprócz tego mamy też takie atrakcje jak zjadanie szczura (ugotowanego), abordaż, „konik truposza”, pojedynki, piękne plenery (uwiecznione kamerą Witolda Sobocińskiego) oraz bardzo lekką i epicką muzykę Philippe’a Sarde’a. Chociaż w połowie można poczuć znużenie, to jednak potem reżyser zauważa ten błąd i wraca wszystko na odpowiednie tory, przyśpieszając, a także bawiąc.

Ale ten film nie byłby tak bardzo zabawny, gdyby nie wspinający się na wyżyny swoich umiejętności komediowych Walter Matthau. Jego kapitan Red to facet-chorągiewka – dopasowuje się do sytuacji, co pozwala mu wykaraskać się z najtrudniejszej opresji. Niepozbawiony sprytu, ogłady (gdy to konieczne), ale to jednak prymityw liczący tylko na skarb i złoto, czyli to, co w tej profesji było najważniejsze. Partnerujący mu Cris Campion w roli Żaby stanowi odpowiednie przeciwieństwo – młody, niedoświadczony, zakochany, ale też trochę ciapowaty. Czegoś wam to nie przypomina? Poza tym komicznym duetem mamy tu bezwzględnego kapitana don de la Torre (mocny Damien Thomas), czarnoskórego Boomako (Olu Jacobs) czy wielkoluda Jesusa (nasz kulomiot Władysław Komar). Jest jeszcze parę innych ciekawych postaci, ale nie starczyłoby mi miejsca na wszystkich.

piraci2

„Piraci” polegli jednak w kinach, a na kolejną opowieść z piratami trzeba było czekać do 2003 roku, gdy wypłynęli „Piraci z Karaibów”. Czy znaczy to, że słusznie zostali zapomniani? Moim zdaniem nie. Nadal potrafią dobrze bawić. Jeśli tylko to kupicie.

7/10

Radosław Ostrowski

Tess

Tess Durbeyfield jest córką woźnicy, który odkrywa (dzięki pastorowi), że jego rodzina pochodzi ze szlachetnego rodu. Rodzice zmuszają ją, by poprosiła o pomoc swoich bogatszych krewnych. Dziewczyna robi wrażenie na swoim kuzynie, Alecu d’Urberville’u, który ją uwodzi. Zajście w ciążę i śmierć dziecka mocno zmienią jej los.

tess2

Roman Polański pozornie zaskoczył wszystkich biorąc na warsztat powieść Thomasa Hardy’ego, która jest melodramatem. Ale to tylko pozory, bo reżyser nadal obraca się wokół swoich tematów – zło, fatalizm ludzkiego losu czy samotność. Losy bohaterki, która dryfuje ze swoim życiem i nie decyduje o sobie sama poruszają, zmuszając do przemyśleń. XIX-wieczna Anglia to czasy konwenansów oraz podziałów społecznych, gdzie niedostosowanie do społeczeństwa groziło odrzuceniem i alienacją. Jednocześnie „Tess” zaskakuje wyrafinowaniem wizualnym, pełnym jasnych kolorów i pięknych plenerów. Druga dość istotna rzecz to nie tyle niedopowiedzenia, co nie pokazywanie wszystkiego wprost (chrzest i śmierć dziecka Tess, zabicie Aleca czy śmierć ojca), a widzimy jedynie skutki tych wydarzeń, co jest pewnym plusem. Choć czas trwania może się wydawać przerażający (ponad dwie i pół godziny), słowo nuda nie istnieje, choć nie wszystkim się to spodoba. Wymaga ten film skupienia (jak każdy film Polańskiego).

tess1

Jednak jego najmocniejszym atutem – poza tak banalnymi rzeczami jak scenariusz, reżyseria i warstwa wizualna – są aktorzy, ale to u Polańskiego też jest pewną normą. Debiutująca na ekranie Nastassja Kinski (córka TEGO Kinskiego) wypada bardzo naturalnie i bardzo dobrze jako młoda dziewczyna, tracąca niewinność i zawsze mająca pod górkę. Stara się zachować godność i przez chwilę wziąć kontrolę nad swoim losem, co doprowadza do tragicznego finału. Poza nią najbardziej należy wyróżnić dwóch panów: Leigha Lawsona (śliski, rozpuszczony Alec d’Urberville) i Petera Firtha (dobroduszny Angel Clare, który nie zachowuje się do końca fair wobec Tess). Obaj panowie są świetni i przykuwają uwagę nie gorzej niż Kinski.

tess3

Polański tym filmem potwierdza swoją wszechstronność w realizacji kina gatunkowego, jednocześnie obracając się wokół tej samej tematyki. Znakomite kino po prostu.

8,5/10 + znak jakości

Radosław Ostrowski

Lokator

Trelkovsky jest polskim imigrantem, który przebywa we Francji. Udaje mu się odnaleźć lokum w kamienicy, gdzie mieszkańcy dbają o porządek. Coraz bardziej zwracają uwagę Trelkovskiemu, który ich zdaniem zachowuje się zbyt głośno. Coraz bardziej zaczyna być przekonany, że sąsiedzi chcą go zabić.

lokator1

Roman Polański znowu balansuje między światem realnym a urojonym. Opierając się na powieści Rolanda Topora, reżyser próbuje znów zagrać tak, jak zrobił to w przypadku „Dziecka Rosemary”, chociaż nie wydaje mi się, że udało się to tak perfekcyjnie jak w tamtym filmie. Widać, że mieszkańcy wobec Trelkovskiego zachowują się dość nieufnie i wręcz wrogo, co nie do końca wydaje się naturalne. Z drugiej strony (druga połowa filmu) widać, że Trelkovski ma zwidy (wchodzi do kibla, gdzie ma widok na swoje lokum i w oknie widzi… siebie) i szuka spisku tam gdzie, go nie ma (samobójstwo Trelkovskiego, gdzie mieszkańcy niczym w operze obserwują całe zajście). Jedynie zakończenie wywraca cały film do góry nogami (nie, nie powiem wam), jednak senna atmosfera i zbytnia groteskowość działa wręcz usypiająco.

lokator2

Owszem, technicznie trudno się przyczepić (świetne zdjęcia Svena Nykvista, zgrabny montaż oraz dość ciekawa scenografia), aktorsko też – sam Polański (Trelkovsky), a także Isabelle Adjani (Stella), Melvyn Douglas (pan Zy) i Shelley Winters (dozorczyni) wypadają przynajmniej dobrze. Ale sam film niespecjalnie mnie zaangażował, co nie świadczy zbyt dobrze. Niby wszystko jest jak być powinno, ale nie zagrało.

5,5/10

Radosław Ostrowski

Tragedia Makbeta

Ta sztuka Williama Szekspira była na ekran przenoszona wielokrotnie. Historia tan szkockiego, który na skutek przeznaczenia i swojej żony popełnia zbrodnie, by zdobyć władzę jest powszechnie znana i streszczanie jej nie ma żadnego sensu. Tej adaptacji dokonał w 1971 roku Roman Polański za pieniądze m.in. Hugh Hefnera.

makbet1

Jednak jeśli ktoś spodziewał się artystycznego pornosa, z góry uprzedzam – nic z tego. Ta historia o władzy, szaleństwie i odpowiedzialności pełna jest przemocy i okrucieństwa (zabójstwo króla, próby eliminacji politycznych wrogów) oraz kilku efektów specjalnych, lekkiej groteski (wiedźmy i oniryczna wizja obalenia Makbeta) oraz pięknych plenerów. Całość jest świetna od strony technicznej, choć odczuwalna jest pewna teatralność. Sama historia dla mnie też nie była zaskakująca, w dodatku mimo dobrej gry aktorskiej, czuć było pewną sztuczność. Nie wciągnęła mnie ta opowieść. Zbyt dobrze ją znałem, poza tym dla wielu styl Szekspira (kwiecisty, pełen metafor) może być dodatkowym źródłem zniechęcenia. Mimo to jest to całkiem nieźle zrobiony film.

6/10

Radosław Ostrowski