Zamach na papieża

Czasy się zmieniają, a Władysław Pasikowski niekoniecznie. Konsekwentnie tworzy szeroko rozumiane kino sensacyjne w starym stylu. Po trzeciej części „Psów”, teraz reżyser wraca z mieszanką sensacji oraz politycznego thrillera. Czyli jak miało dojść do „Zamachu na papieża” znanej też (przynajmniej tutaj) jako operacja „Paproch”.

Bohaterem film jest emerytowany kapitan wywiadu Konstanty „Bruno” Brusicki (Bogusław Linda). Więcej czasu spędza na wędkowaniu, ciszy i spokoju. Pewnie by to tak trwało, gdyby nie nowotwór. W najcięższym stadium, bez szans na operację oraz parę miesięcy życia. Więc Bruno wyrusza na prowincję, kupuję dom oraz wprowadza się z prostytutką „Bianką” (Karolina Gruszka), by spędzić ostatnie chwile życia. Jednak rzeczywistość ma wobec niego zupełnie inne plany. Pewnego dnia pojawia się u niego dawny przełożony, pułkownik Szymurek (Ireneusz Czop) i jego kolega, Władeczek (Dobromir Dymecki) – mają dla niego zadanie. Padł rozkaz zabicia Jana Pawła II z Kremla, zaś wykonawcą jest Turek Ali Agca. Bruno ma zabić zamachowca po wykonaniu wyroku. Niechętnie i pod wpływem szantażu zgadza się. Powoli zaczynają się przygotowania.

Idąc na ten film mniej więcej wiadomo czego się spodziewać. Czyli akcji, napięcia oraz komplikującej się intrygi. Jednocześnie jest to film zaskakująco powolny oraz melancholijny, w niczym nie przypominającym poprzednich dokonań reżysera. Mocno osadzony w realiach początku lat 80., gdzie większość ludzi marzy o ucieczce z tego kraju, ale nie wszyscy mogą sobie na to pozwolić. A także działań służb specjalnych, zawsze działających w bezwzględny sposób.

Intryga i przygotowania do zamachu to jeden z elementów tej historii, bo wątków pobocznych jest sporo. Sam pobyt w małym miasteczku ma parę ciekawych wątków jak m.in. seryjny morderca dzieci, co wyrzuca ciała do rzeki czy pierwszego sekretarza (Adam Woronowicz), lubiącego mocno dać w palnik. Mogą one wydawać się zapchajdziurą, jednak nawet tutaj Pasikowski trzyma wszystko w ryzach. Technicznie trudno się do czegokolwiek przyczepić. Zdjęcia są bardzo ładne, scenografia (szczególnie w miejscach poza miasteczkiem) robi wrażenie detalami, zaś w tle przygrywa nostalgiczno-jazzowa muzyka Daniela Blooma (bardzo przypominająca brzmienia Michała Lorenca).

A wszystko z bardzo mocną obsadą. Bogusław Linda nie zawodzi w roli zmęczonego, cynicznego Bruna z wyrzutami sumienia oraz twardymi zasadami. To nadal jest jeden z tych aktorów, który potrafi wyrazić wiele bez słów. Pozorny stoicki spokój skrywa wiele: od gniewu aż po żal i wyrzuty sumienia. Dla mnie film skradli Ireneusz Czop z Dobromirem Dymeckim, czyli duet oficerów wywiadu z najlepszymi tekstami oraz dodając odrobiny (czarnego) humoru, a także dobry Wojciech Zieliński w roli lokalnego aptekarza. Jest jeszcze czarująca Karolina Gruszka, będąca tutaj partnerką Bruna i nawet ta dynamika intryguje.

Pasikowski wraca do formy i „Zamachem na papieża” tworzy swój najlepszy film od paru lat. Świetnie napisany, zagrany, z mocnymi dialogami, niepozbawiony krwawych scen oraz paru niespodzianek w tle. Niby jest znajomo, ale jakby inaczej.

7,5/10

Radosław Ostrowski

Demony wojny według Goi

Luty roku 1996. Na Bałkanach trwa wojna, mimo udziału międzynarodowych sił pokojowych. Tylko, że oni ograniczają się do roli podglądaczy, bez udziału w boju. Bośniacy, Serbowie, Arabowie i bandyci są w tyglu, który ciągle wrze. Wśród żołnierzy znajduje się batalion Polaków pod dowództwem majora Kellera. Oficerowi udaje się nie dopuścić do samosądu ludzi oraz milicji na najemnikach. I to staje się powodem, dla którego minister chce pozbawić dowództwa Kallera, zastępując go majorem Kuszem. Jednocześnie towarzyszy mu porucznik Czacki z prokuratury, by przeprowadzić śledztwo.  Nie może być gorzej? Odebrany zostaje sygnał Mayday z zestrzelonego helikoptera, który tafia na teren bandyty Skiji. Keller, bez zgody dowództwa IFOR wyrusza na pomoc z grupą żołnierzy.

demony wojny1

Władysław Pasikowski wraca do tematyki wojskowej, jednak nie jest tylko tłem jak w „Krollu”. Reżyser próbuje opowiedzieć o naszych żołnierzach na tzw. misjach pokojowych. Dlaczego tzw.? Bo tutaj nasze chłopaki chcą po prostu odbębnić swoją służbę, zarobić kasę i unikać walki. Czyli stać z boku i się przyglądać. A przygotowani są tylko nieliczni, bardziej zaprawieni w boju, wręcz szaleni. Gotowi przyjąć do wiadomości prostą zasadę: albo oni nas, albo my ich. W to wszystko wpleciona sensacyjna intryga z dwójką ocalałych pasażerów samolotu: Francuzów. Nie obejdzie się bez konfrontacji ze świszczącymi kulami, zdradą oraz chwilami załamania się wojaków, którzy stykają się po raz pierwszy z otwartą walką. Strach, przerażenie, zwątpienie, lojalność, walka, szaleństwo – z tym się spotkają chłopaki i nie wszyscy wyjdą z tego żywi.

demony wojny2

Pasikowski niejako przy okazji stawia pytania o granicę honoru i gdzie ona się znajduje. Nie robi tego jednak wprost, co nie wielu wychwyci. Nie brakuje tutaj odrobiny patosu, krwi oraz bluzgów. W końcu to jest kurwa wojsko, a nie obóz harcerski. Muszę jednak przyznać, że sceny batalistyczne wyglądają dość skromnie. Niby jest pirotechnika oraz kule wystrzeliwane z karabinów, ale czasami wygląda to amatorsko jak w scenie zestrzelenia helikoptera, gdzie widać linkę, z której leci pocisk. O spotkaniu z niedźwiedziem, gdzie kamera dostaje ADHD znane z „Reichu” nawet nie wspominam. No i niestety widać, że góry tutejsze to nie Bałkany, tylko Tatry. Przez co realizm troszkę szlag trafia, ale ogląda się to dobrze. Jest to zasługa sprawnej reżyserii, kilku mocnych dialogów, niezłej intrygi oraz niepokojącej muzyki Marcina Pospieszalskiego.

demony wojny3

No i oczywiście pojawia się kwiat polskiego aktorstwa z twarzami znanymi z filmów Pasikowskiego. Linda nadal jest Lindą, czyli twardym wojakiem, co widział wiele i czasami wymaga od żołnierzy więcej niż są w stanie znieść. Mam wrażenie, że zbyt wiele przeżył, by przejmować się śmiercią, a w walce musi być bezwzględnym jak jego wrogowie. Oprócz niego mamy starych znajomych jak Tadeusz Huk (major Kusz, nowy dowódca), Olaf Lubaszenko (prokurator Czacki) czy Artura Żmijewskiego (sierżant Biniek). Z nowych twarzy największe wrażenie zrobił na mnie Mirosław Baka jako małomówny snajper „Cichy”, który z Kellerem niemal jest w stanie dogadać się bez słów i ruszyłby za nim w ogień. I jeszcze Zbigniew Zamachowski jako obrotny, cwany oraz próbujący przetrwać kapral Houdini.

Nie dziwi mnie opinia, że „Demony wojny” to jeden ze słabszych filmów Pasikowskiego. Co gorsza, czas nie zadziałał na niego zbyt dobrze, niebezpiecznie skręcając ku grotesce. O dziwo, nadal ma kilka dobrych momentów oraz solidnego aktorstwa, by przykuć uwagę.

6,5/10

Radosław Ostrowski

Psy 3. W imię zasad

Franz Maurer – nie ma chyba w Polsce nikogo, kto nie słyszałby tego nazwiska. Były ubek, były policjant, skazaniec. Człowiek, który wie o zabijaniu więcej niż ktokolwiek z osób czytających. Teraz wychodzi po 25 latach z więzienia i czeka na niego niespodzianka z Rosji. Ma siedem dni na odzyskanie kasy, a właściwie tej części, co zniknęła w „dwójce”. Inaczej zginie on albo jego stary znajomy Waldek Morawiec. „Nowy” ma swoje problemy, bo zaginął mu syn i nie może się z nim skontaktować. Drogi obydwu panów przecinają się.

psy3-1

Władysław Pasikowski wraca do swojego sensacyjno-gangsterskiego świata. Ale czy 25 lat przerwy nie spowodowało, że Franz i Nowy troszkę nie „zardzewieli”? Bo czasy zmieniły się gwałtownie, a starzy ludzie są tutaj zwyczajnie niepotrzebni, spychani na margines. Franz jest starym bandziorem, bez rodziny, bez perspektyw; Nowy przeszedł na rentę i niby ma rodzinę, ale czuje się troszkę pusty bez swojej pracy. No i jeszcze młody pies, czyli komisarz Witkowski – twardy, bezkompromisowy, nie idący na żadne układy. Cała trójka prowadzi jedno dochodzenie, czyli zaginięcie syna Nowego oraz odkrycie korupcji w policji. Niby to już widzieliśmy, sama akcja toczy się raczej niespiesznie, okraszona miejscami smolistym humorem, a jednak potrafi wciągnąć. Czuć jednak pewną anachroniczność, mimo wykorzystania nowoczesnej technologii. Kobiety są tutaj spychane na bardzo daleki plan, dialogi pełne bluzgów, zaś bohaterowie stają się trzymać swoich zasad.

psy3-2

Muszę się przyznać, że Pasikowski nadal czuje swoje postacie. Nie należy się jednak spodziewać klimatów kultowej części pierwszej. Żadnego obrazoburstwa, politycznych wątków oraz ataków na nową władzę, co wielu może rozczarować. Bliżej tutaj do części drugiej, choć jest ona bardziej kameralna i mniej widowiskowa. Reżyser gra też na nostalgii (co akurat jest nieuniknione), mimo tego, że obecność starych bohaterów jest albo śladowa (Wolf, Stopczyk), albo tylko się o nich wspomina. Fabularnie wiele rzeczy jest potraktowanych skrótowo (Franz obsługujący smartfona czy postawa komendanta wobec swoich skorumpowanych podwładnych), a pewne postaci pojawiają się i znikają (policjant Lewar czy gangster Spinaker). Dodatkowo też zakończenie mnie nie usatysfakcjonowało, jakby stawiając całość w zawieszeniu.

psy3-3

Aktorzy też się tutaj bardzo dobrze prezentują, stając się najmocniejszą kartą w talii Pasikowskiego. Linda to nadal stary, dobry Franz i nawet nie czuć tak bardzo fizycznego zmęczenia. Ciągle cyniczny, lojalny oraz nie bawiący się w półśrodki. Najbardziej zaskoczył mnie Cezary Pazura, a jego przechodzi mocną ewolucję. Kiedyś idealista, dzisiaj człowiek rozczarowany oraz pełen gniewu, który eksploduje. Aktor pokazuje, że jeszcze nie powiedział ostatniego słowa. Z nowych postaci najbardziej wybija się Jan Frycz jako cwany, choć też mający swoje zasady „Panicz” oraz Marcin Dorociński, czyli ostatni sprawiedliwy na komendzie Witkowski.

Mimo wielu wad, nie jestem w stanie nie lubić nowych „Psów”. Pewnie przemawia za mną ten nostalgiczny pociąg, ale też i moje niezbyt wysokie oczekiwania. Podejrzewałem, że „trójka” powstała w imię kasy niż zasad, jednak jako czysto kryminalna historia trzyma poziom.

7/10

Radosław Ostrowski

Kurier

Jan Nowak-Jeziorański – o tej postaci każdy pasjonat historii słyszał. Polski kurier, który przekazywał informacje rządowi na imigracji. Kiedy go poznajemy jest rok 1944, lato. Nadal trwa wojna, zaś w Polsce panuje terror. Kurier dostaje zadanie od samego premiera Mikołajczyka: dostarczyć mikrofilmy dla generała Bora-Komorowskiego oraz rozkazy dotyczące wybuchu Powstania Warszawskiego. Ale od samego początku Nowak jest ścigany przez niemieckich szpiegów, co stawia jego misję pod znakiem zapytania.

kurier1

Powiem to od razu, by nie było wątpliwości: jestem fanem Władysława Pasikowskiego. Bo kto inny byłby w stanie opowiedzieć film o tematyce historycznej w konwencji kina sensacyjno-szpiegowskiego? Historia Nowaka-Jeziorańskiego jest tak bogata, że powstałoby kilkanaście filmów. Oczywiście, „Kurier” nie jest rekonstrukcją faktów, a przede wszystkim skupia się na dwóch aspektach. Pierwszy, czyli wątek misji Nowaka, to klasyczne kino w stylu szpiegowskim. Jest obława, próby ucieczki oraz ciągła zabawa w kotka i myszkę. Polowanie na Nowaka oraz (pośrednio) na Bora i całą Komendę AK potrafi trzymać za gardło. Niemal czuć tutaj stawkę, zaś wiele scen (uwalnianie samolotu z błota, akcja w wiejskim domu) ogląda się po prostu świetnie. Reżyser skupia się na akcji, przez co nie ma tutaj miejsca na nudę. Większość czasu spędzamy z samym Nowakiem, ale przez chwilę przeskoczyć można albo na przeciwników (dwóch niemieckich oficerów) lub na dowództwo AK.

kurier2

Druga rzecz, która mnie zaskoczyła to wiarygodnie pokazane polityczne tło. Tutaj brutalnie pokazana jest postawa aliantów wobec Powstania Warszawskiego. Wszelkie nasze nadzieje okazują się złudne, co czyni dylemat naprawdę poważnym. Zdanie samego twórcy wypowiada pod koniec sam Nowak i można się z tym zgodzić lub nie. Patos w tego typu produkcji jest nieunikniony, ale jest dawkowany bez popadania w kiczowaty heroizm. Nawet te najbardziej widowiskowe momenty (eksplozja samolotu czy finałowa strzelanina) nie kłują mocno w oczy.

kurier3

Muszę jednak przyznać, że „Kurierowi” troszkę brakuje pieniędzy. Ulice naszej Warszawy wydają się niemal puściutkie, zaś obecność kilku postaci zaczyna przypominać bardziej Teatr Telewizji. Wrażenie za to robiła na mnie scenografia oraz praca kamery. Drugim istotnym problemem jest w zasadzie fakt, że o samym Nowaku nie wiemy zbyt wiele. Nie poznajemy go zbyt dobrze, zaś jego czyny nie do końca wystarczą. Niemniej film Pasikowskiego potrafi wejść i wciągnąć.

kurier4

Aktorzy w zasadzie nie mają tutaj zbyt wiele do roboty, bo znane twarze (Bonaszewski, Woronowicz, Frycz, Zamachowski, Pazura czy Orzechowski) są ograniczeni do ról epizodycznych. Zaś wcielający się w główną rolę Philippe Tłokiński robi wszystko, by czynić swoją postać bardziej charyzmatyczną. Widać jego determinację, opór oraz bezsilność wobec nadchodzących wydarzeń. I on ciągnie tą historię do końca. Z masy twarzy na drugim planie najbardziej wybija się zadziorny Wojciech Zieliński (Włodek), stonowany Tomasz Schuhardt (Kazik Wolski) oraz zaskakujący Grzegorz Małecki (Bór-Komorowski). No i jeszcze dwóch niemieckich łotrów, czyli Witze oraz Steiger (Nico Rogner und Martin Butzke), dających więcej pola do popisu.

„Kurier” mimo pewnych niedoskonałości okazuje się najlepszym filmem historyczno-patriotycznym ostatnich lat. Pasikowski, nawet lekko stępiony, potrafi walnąć z całej siły. Oby powstały kolejne historie kuriera z Warszawy.

7/10

Radosław Ostrowski

Pitbull. Ostatni pies

Dawno, dawno temu, czyli gdzieś w 2005 roku pojawił się „Pitbull”. Debiut niejakiego Patryka Vegi to było surowe, brudne i – co z dzisiejszego czasu wydaje się niemożliwe – bardzo realistyczne, wiarygodne pod względem psychologicznym, mimo fragmentarycznej konstrukcji fabuły. Despero, Benek, Gebels, Metyl, Nielat – te postacie, dodatkowo fantastycznie zagrane, zapadły mocno w pamięć. Ale Vega zaczął robić filmy pokazujące prawdę, całą prawdę i gówno prawdę, a reaktywacja „Pitbulla” w 2015 roku była szczytem przeciętności. Teraz za markę wziął się twórca, który na psach znał się dobrze – Władysław „Co ty, k****a, wiesz o reżyserowaniu” Pasikowski.

Cała historia zaczyna się od zabójstwa niejakiego Soczka – byłego partnera Majami („Kto to k***a jest Majami?). Dostał kulkę w łeb, a że to było za mało, to jego wóz eksplodował. Komendant zbiera ekipę, wraca Metyl z zesłania, prosto ze szkolenia FBI wskakuje Nielat (teraz Quantico) i jest hipoteza: zabójstwo zlecił Gawron – szef Pruszkowa. Tylko jak to zweryfikować? Jest plan: infiltracja przez gliniarza pod przykrywką. Wybrany zostaje Despero, który jest łudząco podobny do niejakiego Hycla, którego schwytali Ruscy.

pitbull__ostatni_pies1

I już pierwsza scena, czyli transakcja na wschodzie z wódą, podniszczony magazynem oraz rosyjską ruletką pokazuje jak wielka jest różnica jest między kinem wegańskim, a kinem dobrym. Bo dla takiego Pasikowskiego napisanie scenariusza z początkiem, środkiem i zakończeniem to rutyna, a dla Vegi był szczytem możliwości. Sama intryga jest prowadzona powoli, spójnie oraz z wręcz sk***łą konsekwencją. Reżyser pewnie buduje swój świat: pozbawiony zasad, gdzie męska przyjaźń jest szorstka oraz z typowym dla tego twórcy portretem kobiet – albo są to dziwki, morderczynie i suki, bardziej bezwzględne (albo i tak samo) od facetów. I jak żyć w takim świecie? Reżyser potrafi wciągnąć w dochodzenie, po drodze odnosząc się albo do poprzednich części (czego się nie spodziewałem), jak i do aktualnych wydarzeń (Amber Gold, zabójstwo komendanta Papały), trzymając aż do, prawie samego końca. Bo zakończenie, niestety mnie rozczarowało, sprawiając wrażenie urwanego.

pitbull__ostatni_pies2

Stylistycznie nowemu „Pitbulowi” bliżej jest do sensacyjniaków z lat 90., co wynika z przedstawienia tła. Rzadko są pokazywane nowoczesne cacka (w komisariacie), nadal mamy wojnę Pruszkowa z Wołominem, dyskoteki z pstrokatymi kolorami oraz gangsterów z ciuchami jakby z tego okresu. Czy to mi przeszkadzało? Absolutnie nie, choć dla wielu może stanowić problem. Po drodze nie brakuje rozmów, ciętych dialogów, niepozbawionych złośliwego humoru, dobrze zrobionych strzelanin (akcja na targu czy starcie z Wołominem – trzech na siedmiu, czyli uczciwa, równa walka) oraz kilku zwrotów akcji. Może i troszkę czuć pewne stępienie pazurów.

pitbull__ostatni_pies3

Za to film jest fantastycznie zagrany. Klasę potwierdza powracający do roli Despera Marcin Dorociński, który ciągle balansuje między obydwoma stronami barykady. W zasadzie on jeden mógłby grać i byłby lepszy niż cała obsada poprzednich części. Wrócił też Rafał Mohr, który kompletnie nie przypomina swojej postaci z poprzednich części. Nielat, wróć Quantico zmężniał, lepiej się nosi, no i jakby troszkę mądrzejszy się zrobił. Na mnie jednak największe wrażenie zrobił kapitalny Krzysztof Stroiński, czyli Metyl. Nadal inteligentny, nadal pijący i nadal rzucający ciętymi ripostami – jakby nic się nie zmieniło. A jego wejście podczas finałowej strzelaniny („Wchodzę na dancing”), robi porażające wrażenie. Stara gwardia ciągle w formie.

pitbull_ostatni_pies4

A jak sobie radzą nowe postacie? Rzuca się w oczy Dorota Rabczewska, czyli Mira. Niby zwykła, ale charakterna dziewucha, która – z powodu pewnych okoliczności – musi przejąć inicjatywę, stając się rozgrywającą. Niespodziankę też zrobił Cezary Pazura jako gangster Gawron, pokazując troszkę zapomniany talent dramatyczny. Mocny jest Adam Woronowicz (Junior), sprawiający wrażenie tylko pomocnika, ale jest bardziej cwany, wręcz śliski. Także drobniejsze role Jacka Króla („Kowal”), Zbigniewa Zamachowskiego (bezdomny „Gawełek”) czy pojawiającej się na chwilę Kasi Nosowskiej zostaje w pamięci na długo.

Pasikowski może i troszkę złagodniał (jest troszkę sucharów, mniej bluzgów niż zwykle), troszkę czerpie z klisz klasycznego kryminału, ale „Ostatni pies” tylko na tym zyskał. To mocne, klimatyczne kino sensacyjno-policyjne, wieńczące ten cykl i wracające troszkę do korzeni. Na takiego „Pitbulla” czekałem.

7/10

Radosław Ostrowski

Władysław Pasikowski – 14.06

pasikowski

Dzisiejszy solenizant to jeden z najbardziej kasowych polskich reżyserów lat 90., specjalista od kina sensacyjnego. Urodził się w 1959 roku w Łodzi, gdzie ukończył tamtejszą szkołę filmową na Wydziale Reżyserii. Tam zaprzyjaźnia się z Pawłem Edelmanem, autorem zdjęć do większości swoich filmów, a już swoim debiutem wywołał konsternację i szok. Praktykę zaczynał jako asystent przy serialu „Pogranicze w ogniu” w 1988 roku.

Reżyser od lat konsekwentnie realizuje kino gatunkowe, gdzie z jednej strony trzyma się tej konwencji do samego końca, ale wykorzystuje gatunek do uważniejszej obserwacji współczesnej rzeczywistości, gdzie wszystko schodzi na psy i jedynie męska przyjaźń (mocno wystawiona na próbę) jest coś warta. Czuć w tym ducha klasycznych kryminałów oraz filmów spod znaku Martina Scorsese czy Sama Peckinpaha, ale jednocześnie zachowuje realizm i wiarygodność.

W 1993 roku reżyser zadebiutował jako pisarz powieścią SF „Ja, Gelerth”, za którą otrzymał nominację do nagrody im. Janusza Zajdla.

Sam Pasikowski zdobył aż cztery Złote Lwy za reżyserię na FPFF w Gdyni (i jest to niepobity rekord) i pięć nominacji do Polskich Nagród Filmowych Orły. Z kolei do grona najbliższych współpracowników zalicza się: operator Paweł Edelman, montażystka Wanda Zeman, kompozytor Michał Lorenc oraz aktorzy – Bogusław Linda, Marek Kondrat, Olaf Lubaszenko, Cezary Pazura, Artur Żmijewski, Mirosław Baka, Ireneusz Czop.

Pora na ranking filmografii Władysława Pasikowskiego, zapraszając jednocześnie do komentarzy pod postem.

Miejsce 13. – Reich (2001) – 4/10

Dwóch płatnych zabójców działających w Niemczech, przyjeżdża do Polski, by wypocząć. Niestety, nie jest im to dane, gdyż najpierw miejscowe cwaniaczki chcą okraść ich furę (cwaniaki pracują dla szefa mafii na Wybrzeżu – Wieśka), to jeszcze poznają kobiety i… zakochują się. Niby jest jak zawsze – męska przyjaźń, miłość, dragi, strzelaniny. Tylko miałem wrażenie wielkiego znużenia wszystkich, nawet dialogi się nie kleiły, slow-motion było usypiające, wręcz nadużywane. Nawet Boguś Linda z Mirkiem Baką nie dawali rady. Broniła się tylko jazzowa muzyka Tomka Stańki i dobry Krzysztof Pieczyński, ale to za mało.

Miejsce 12. – Operacja Samum (1999) – 6/10

Bardzo luźno inspirowany prawdziwymi wydarzeniami film sensacyjno-szpiegowski. Były agent polskiego wywiadu, Józef Mayer wyrusza do Iraku odbić przytrzymanego tam syna. Jego przełożeni wykorzystują go do planu wyciągnięcia z kraju Saddama agentów CIA. Niby jest to oparte na prawdziwych wydarzeniach, jednak jest to bardzo luźno potraktowane. Ogląda się to nieźle, co jest zasługą humoru, pięknych zdjęć Edelmana oraz mocnej obsady – Kondrat, Linda, Lubaszenko, Huk (w epizodach także Holoubek i Skolimowski)

Miejsce 11. – Demony wojny według Goi (1998) – 7/10

Pierwszy, współczesny polski film wojenny, opowiadający o naszych żołnierzach działających w siłach pokojowych ONZ. Do jednostki majora Kellera trafia nowy dowódca, major Kusza, mający go zastąpić. W tym samym czasie, trafia komunikat wzywający pomocy od zestrzelonego samolotu. Keller, wbrew rozkazowi, wyrusza z grupą na niebezpieczny teren. Znowu męskie, mocne kino ze zgrabnie opowiedzianą intrygą sensacyjną związaną wokół pewnej kasety, nie brakuje krwawej jatki, patosu oraz ironicznego humoru, ale też i heroizmu. I kolejny raz zebrano mocny gwiazdozbiór (Linda, Lubaszenko, Zamachowski, Huk, Żmijewski, Pazura Radosław, Baka), który nie zawiódł. Można się przyczepić skromnego budżetu, ale to nie przeszkadzało w seansie.

Miejsce 10. – Psy 3. W imię zasad (2020) – 7/10

Takie kontynuacje po latach zawsze są niebezpieczne, dlatego miałem pewne obawy wobec powrotu Franza Maurera. A jednak się udało, a klimat bardzo przypomina kino sensacyjne lat 90. Skorumpowana policja, pozwalająca sobie na bezprawne działania, niehonorowi gangsterzy i stara wiara, odstawiona na boczny tor, niepotrzebna, niedzisiejsza. Intryga jest sprawnie poprowadzona, a Franz i Nowy nadal mają coś do powiedzenia. W imię zasad. Recenzja tutaj.

Miejsce 9. – Kurier (2019) – 7/10

O Powstaniu Warszawskim w konwencji kina sensacyjno-szpiegowskiego. Wszystko skupia się na misji Jana Nowaka-Jeziorańskiego (Philippe Tłokiński), by przekazać informacje dla Bora-Komorowskiego. Ale od samego kurier jest na celowniku Niemców. Reżyser potrafi utrzymać w napięciu i wiarygodnie przedstawia polityczne tło wydarzeń, mimo niedostatków budżetowych. Robi to wrażenie. Recenzja tutaj.

Miejsce 8. – Pitbull. Ostatni pies (2018) – 7/10

Stara marka tym razem zostaje ożywiona przez doświadczonego Pasikowskiego. I powstał w tego sensacyjniak, przypominający klimatem filmy z lat 90. Despero i reszta ekipy wraca (niezawodni Dorociński, Stroiński i Mohr), którzy tym razem szukają zabójców swojego kolegi. Może i nie jest to tak brudne i mroczne jak poprzednie filmy reżysera, ale intryga wciąga, klimat staroszkolnego kina akcji jest, aktorzy wypadają bez zarzutu (nawet Doda dała radę). Chciałbym więcej części „Pitbulla” od Pasikowskiego. Recenzja tutaj.

Miejsce 7. – Słodko-gorzki (1996) – 7,5/10

Pasikowski i kino młodzieżowe? Da się to pogodzić. Cała historia skupia się na młodym chłopaku, próbującym na własną rękę wyjaśnić sprawę samobójstwa kolegi. Otoczenie jest inne, ale to nadal film Pasikowskiego – pełen gorzkiego humoru, cynicznych twardzieli oraz wrażliwych gości. Świetnie zagrali młodzi aktorzy z Mohrem i Olbrychskim na czele, chociaż czasami dialogi wydawały się zbyt poważne jak na wiek bohaterów. Recenzja tutaj.

Miejsce 6. – Pokłosie (2012) – 7,5/10

Wielki powrót zrealizowany po BARDZO długiej przerwie, inspirowany zdarzeniami z Jedwabnego. Po 20 latach do wsi wraca Franek Kalina, a na miejscu zauważa, że wszyscy mieszkańcy odwrócili się od jego brata. Jest mroczna tajemnica, brudna przeszłość oraz duszna atmosfera, potęgowana przez niepokojącą muzykę. Do tego świetny Maciej Stuhr oraz Ireneusz Czop, którzy zgrali się idealnie. Recenzja tutaj.

Miejsce 5. – Jack Strong (2014) – 8/10

„Prawdziwa” historia pułkownika Kuklińskiego, a jednocześnie świetne kino sensacyjno-szpiegowskie. Historia człowieka, który postanowił pójść na współpracę z CIA, czego do dzisiaj nie wybaczono, Film trzyma w napięciu, chociaż jest tylko jedna dynamiczna scena (ewakuacja z pościgiem samochodowym w tle), zrealizowane jest jak trzeba, no i Marcin Dorociński spisał się fantastycznie. Recenzja tutaj.

Miejsce 4. – Kroll (1991) – 9/10

O takim debiucie wielu marzy, a taki jak ten zdarza się raz na kilka lat. Tytułowy Kroll jest dezerterem, którego ściga dwóch żołnierzy żandarmerii – porucznik Arek i kapral Wiaderny. Spieszą się, gdyż w jednostce znaleziono samobójcę i zniknęła broń. Ścigany dowiedział się przed zniknięciem, ze żona zdradza go z najlepszym kumplem. Fabuła jak z rasowego kryminału i tak też jest pokazana – noc, deszcz, aura niepokoju i mroczny klimat. Tu się zaczęła współpraca reżysera z Pawłem Edelmanem oraz Michałem Lorencem, a także świetnie grającymi Lubaszenką, Lindą i Pazurą. Z kolei finał nadal uderza.

Miejsce 3. – Psy II: Ostatnia krew (1994) – 9/10

Franz po latach wychodzi z więzienia, bez szansy na uczciwą robotę. Zostaje zwerbowany przez Radosława Wolfa, handlarza bronią związanego z rosyjską mafią i włącza do pomocy Nowego. Intryga międzynarodowa (przemyt broni na wojnę do Jugosławii), gdzie w sprawy są zamieszani dyplomaci, gorzka obserwacja świata skurwionego i sprzedanego mamonie z wieloma ostrymi scenami akcji (wysadzenie pociągu, ucieczka przed Ukraińcami), świetnymi one-linerami oraz wspaniałą muzyką Lorenca. Linda pokazuje co wie o zabijaniu, a Artur Żmijewski nigdy nie był takim sukinsynem jak tu.

Miejsce 2. – Glina (2003-07) – 10/10

Moim zdaniem najlepszy polski serial kryminalny ze wszystkim, z czego znany jest Pasikowski – szorstka, męska przyjaźń, brudny i duszny klimat (nie tylko spowodowany przez palone papierosy) oraz Warszawa, skażona złem i degrengoladą moralną. Każda zagadka była rozwiązywana przez więcej niż jeden odcinek, intrygując do rozwiązania, zrealizowane było to niczym rasowy film, trzymając za gardło do samego końca (trzeciej serii chyba nie będzie), do tego jeszcze fenomenalne aktorstwo z triem Radziwiłowicz-Stuhr-Braciak na czele. Najlepsza rzecz jaka powstała w TVP od 1989 roku.

Miejsce 1. – Psy (1992) – 10/10

Chyba nikt nie jest zaskoczony takim rozstrzygnięciem. To najlepszy polski film jaki kiedykolwiek powstał oraz zasłużony obiekt kultu oraz chyba najlepszy komentarz do tego, co dokonało się w Polsce po transformacji. To także drugie narodziny Bogusława Lindy, który po tym filmie stał się Franzem Maurerem – ostatnim takim herosem popkultury, który pozostał w świadomości do dnia dzisiejszego. Brutalne, mocne kino nie podlegające upływowi czasu, gdzie wszystko gra ze sobą. Innymi słowy – nie wypada nie znać.

Co więcej można powiedzieć o Pasikowskim? Na jego filmy czekam równie mocno, jak na Smarzowskiego i mniej więcej wiem, czego się spodziewać. Rzadko rozczarowuje, realizując kino gatunkowe na poziomie, jakim wielu polskich reżyserów może pomarzyć. Nie wiem jaki będzie następny film reżysera, ale chcę go obejrzeć. I to jak najszybciej.

A jaki jest wasz stosunek do Pasikowskiego? Jakie filmy lubicie, cenicie? Piszcie w komentarzach.

Radosław Ostrowski

Słodko-gorzki

Mateusz Hertz zwany Matem jest jednym z licealistów. Takich, co błyszczą inteligencją, ale poza tym niespecjalnie mu idzie. Właśnie wraca z olimpiady szkolnej z Budapesztu, gdy dowiaduje się o samobójstwie kolegi, Bąbla – nie do końca normalnego. Chłopak powiesił się na boisku szkolnym, a reszta (uczniowie, nauczyciele) zachowują się jakby nigdy nic. Mat postanawia na własną rękę wyjaśnić co się stało.

slodkogorzki1

Władysław Pasikowski po realizacji obydwu części „Psów” postanowił chyba zaskoczyć. Gdyby ktoś pomyślał, że jego następnym dziełem będzie film o nastolatkach, osobnik ten padłby ze śmiechu. Jednak to są tylko pozorne żarty, gdyż reżyser opowiada podobną historię, co zawsze, tylko w innym entourage’u – czy nie może być lepsze miejsce do pokazania podłości tego świata, jak nie szkoła? Cynizm, arogancja, bezczelność, chamstwo, kierowanie się tylko wartościami materialnymi oraz biologią, z drugiej strony miłość, przyjaźń i potrzeba bliskości. Tą dwutorowość znamy z większości filmów Pasikowskiego, a sama intryga kryminalna jest tylko tłem do obserwacji życia jeszcze nie dorosłych, ale już nie dzieci. I tutaj dochodzi do inicjacji – pierwsza miłość, pierwszy seks, pierwszy papieros, pierwsze rozczarowania.

slodkogorzki2

Samo śledztwo toczy się niejako przy okazji, a konstrukcja niemal przypomina czarny kryminał. Poza detektywem, jest jego najlepszy kumpel, namawiający go do odpuszczenia, zmowa milczenia, tajemnica. Znalazło się też miejsce dla femme fatale (Paulina), skrywającą mroczny sekret.  Pozornie spokojne tempo może zmylić, podobnie jak muzyczne wstawki Tomka Lipińskiego, niejako komentujące to, co się stało na ekranie. I jest kilka scen znakomitych jak początek (senny koszmar, gdzie kamera jednym płynnym ruchem przenosi z klasy szkolnej do wisielca czy sprawdzian z matematyki), jednak problemem są dialogi – dla mnie troszkę zbyt dojrzałe jak na nastolatków. Ponieważ nie jestem jednym z nich, więc chyba nie jestem obiektywny w tej kwestii, jednak czasami gorzki humor ratował sytuację.

slodkogorzki3

Na szczęście Pasikowski ma dobrą rękę do obsady, tym razem stawiając na młode twarze w głównych rolach. Tutaj tak naprawdę błyszczy Rafał Mohr jako Mateusz – inteligentny, przesiąknięty, uważnie obserwujący cały ten syf. Klasyczny wrażliwiec ukrywający się pod maską cynika, ale i tak wszystkich zgasił fenomenalny Rafał Olbrychski. Marlon to facet, który mógłby być prawdziwym kumplem – brutalnie szczery, czasami złośliwy, nihilista, ale lojalny. Samą obecnością magnetyzuje i skupia uwagę do samego końca. W podobnym tonie gra Michał Dworczyk, czyli Igor. I tak pamiętało się także Anitę Werner, czyli piekielnie apetyczna Paulina – za taką każdy by się uganiał.

slodkogorzki4

Na drugim planie są sprawdzeni znajomi Pasikowskiego, czyli Marek Kondrat (dyrektor), Cezary Pazura (wuefista) i Bogusław Linda (brat samobójcy, informatyk), którzy zaprezentowali solidny poziom. Ja najbardziej zapamiętałem Jadwigę Jankowską-Cieślak, czyli niemal sadystyczną i agresywną psychicznie matematyczkę, która samą obecnością budziła grozę. Sadyzm w najczystszym wydaniu i nie chciałbym z nią mieć żadnej lekcji.

slodkogorzki5

„Słodko-gorzki” idealnie wpisuje się w nurt kina Pasikowskiego, tylko w wersji – nazwijmy to – młodzieżowej. Radość miesza się z goryczą, tajemnice potrafią mocno zranić, a męska przyjaźń jest jedyną wartością w tym świecie. Nie jest to największe osiągnięcie reżysera, ale intryguje i nie daje o sobie zapomnieć.

7,5/10

Radosław Ostrowski

Jack Strong

Zrobić film o szpiegach jest bardzo trudno, bo szpiegów jest wielu. Można zrobić jak Jamesa Bonda – szybkie pościgi, efektowna (i efekciarska) rozwałka, piękne samochody, szybkie kobiety (albo na odwrót) i masa wystrzelonych kul. Można też zrobić tak jak George’a Smileya – powolne, żmudne dochodzenie bazujące na analizowaniu danych, rozmowach, spotkaniach i wyciąganiu wniosków. A jeśli zrobić film szpiegowski w Polsce? Kurwa co? Taka może być pierwsza reakcja, ale materiału to mamy naprawdę dużo i na niejeden film by wystarczyło. Po kolei jednak.

Jest rok 1971. Ryszard Kukliński – dziany i dość wpływowy major Wojska Polskiego zostaje awansowany na stopień pułkownika. Po wydarzeniach grudniowych mężczyzna  – jak co roku – wypłynął w rejs do zachodnich Niemiec, gdzie przekazał list do konsulatu amerykańskiego w Bonn. Początkowo proponował stworzenie spisku oficerów wywiadu przeciwko ZSRR, jednak CIA zaproponowało mu współprace polegającą na przekazywaniu tajnych dokumentów. Wtedy też otrzymał pseudonim operacyjny Jack Strong. W 1981 roku przed wprowadzeniem stanu wojennego Kukliński razem z rodziny zostaje ewakuowany z Polski i osiedla się w USA. (To mówiłem ja, Bogusław Wołoszański). To o nim postanowił opowiedzieć reżyser z jajami – Władysław Pasikowski.

JackStrong1

Facet podszedł poszedł poważnie do swojego zadania i zrobił szpiegowski film na miarę naszych możliwości. I o dziwo nie jest to kolejna padaka nieudolnie naśladująca kino gatunkowe, tylko rasowe kino sensacyjne przypominające trochę powieści Johna le Carre, gdzie zamiast szybkiej i dynamicznej akcji, liczy się człowiek oraz jego psychika. Spotkania w zamkniętych pomieszczeniach z ograniczona liczbą osób mogą sprawiać wrażenie bardziej nadających się do teatru telewizji niż do kina, mimo przenoszenia się z miejsca na miejsce (Warszawa, Moskwa, Waszyngton). Wielu też może zniechęcić niezrozumiałość realiów czy przekazywane pewne informacje w dialogach jak np. te dotyczące Olega Pieńkowskiego (na początku filmu zostaje zabity za zdradę) czy dane wywiadowcze.

JackStrong2

Trzeba jednak oddać sprawiedliwość i stwierdzić, że od strony technicznej jest to poziom wręcz światowy. Wyraźny dźwięk, porządny montaż i wierne odtworzenie PRL-u lat 70. (od kostiumów przez scenografie po samochody). Napięcie nasila się w momencie, gdy powoli zaczyna zaciskać się pętla wobec Kuklińskiego, a scena ewakuacji rodziny uprzedzona naprawdę świetnie zrobionym pościgiem Fiatów za Oplem Record (ostatnia taka akcja miała miejsce w filmie „80 milionów”) – naprawdę suspens jest tutaj potężny. Żeby jednak nie było tak fajnie, są pewne minusy – po pierwsze, odrobinę patetyczne dialogi i za mało poetyckich słów Pasikowskiego (a co to jest 5 kurew, jeden chuj i jeden skurwysyn na dwie godziny? – wiem, że to nie „Wilk z Wall Street”, ale można było sobie pobluzgać jak w „Psach”). Po drugie, klaustrofobiczny i ciężki klimat realiów może wielu odstraszyć i znużyć. Po trzecie jak wiadomo, wiele akt Kuklińskiego pozostaje tajnych, więc trzeba było trochę improwizować i zmyślać, ale jakim cudem nasi pogranicznicy przepuścili agenta CIA przewożącego Kuklińskich (a był on czarnoskóry)? Nie mam pojęcia. I po czwarte, panie robią tutaj tylko za tło – albo są agentkami, albo matkami polkami (pani Kuklińska). Ale wiadomo, to męskie kino – podobno.

JackStrong3

Jedno trzeba jednak przyznać, że obsada jest tutaj naprawdę pierwszorzędna. Główną rolę zagrał Bogusław…, ekm, Marcin Dorociński (sorry, Boguś) i udało mu się stworzyć pełnokrwista postać człowieka, a nie superagenta. Zdarza mu się być nieostrożnym (walnięcie głową o ścianę) i nerwowy, ale jest to lojalny i uczciwy facet, który stara się być wierny sobie oraz być dobrym ojcem i mężem (choć z tym ostatnim jest problem – wiadomo, praca na dwa fronty musi być męcząca). Drugim mocnym atutem z panów jest Amerykanin Patrick Wilson, czyli oficer prowadzący David Forden, który staje się przyjacielem Kuklińskiego. W dodatku bardzo dobrze mówi po polsku, co nie jest łatwe dla cudzoziemców. Poza nim jest tutaj naprawdę bogaty drugi plan, zarówno wśród Polaków (tu bryluje Ireneusz Czop jako złamany przez grudzień Marian Rakowiecki), jak i Rosjan (tutaj Dimitri Bilow, czyli Sasza Iwanow z radzieckiego kontrwywiadu).

Dla Pasikowskiego sprawa jest jasna. Mimo, że stara próbować zachować dystans, dla niego pułkownik Kukliński był bohaterem. Dla mnie zaś jasne jest to, że Pasikowski poważnie wraca do gry, kręcąc swój najlepszy film od czasów „Psów”. Warto było obejrzeć i zrobić ten film? Absolutnie tak.

8/10 + znak jakości

Radosław Ostrowski

Pokłosie

Myślę, że świat to jedno wielkie kurewstwo i my tego nie naprawimy. Ale wiesz co? Nie dołożymy do tego ręki.

Do wsi po ponad 20 latach wraca z Ameryki Franciszek Kalina, by na wakacjach odwiedzić swojego brata. Na miejscu odkrywa, że Józek nie jest darzony zbytnią sympatią przez swoich sąsiadów. Przyczyną tego konfliktu było wyciągnięcie z drogi nagrobków, które utwardzały drogę. Były to nagrobki z żydowskiego cmentarza. Powoli bracia odkrywają ponurą tajemnicę wsi, z mordowaniem Żydów w tle.

Był taki czas, że Władysław Pasikowski kręcił filmy, które z jednej strony miały mocną treść i dość głęboko pokazywały naszą rzeczywistość po transformacji, gdzie wszystko wywróciło się do góry nogami, a sprawiedliwość, moralność i przyjaźń okazały się nic nie wartymi słowami, których definicję można znaleźć w słownikach i encyklopediach (nie znano wtedy Internetu i Wikipedii). A że przy okazji widownia chciała to obejrzeć, reputację reżyser miał wysoką za odwagę i bezkompromisowość. Dlatego na następny film Pasikowskiego trzeba było czekać ponad 10 lat (po drodze był znakomity serial kryminalny „Glina”).

poklosie1

„Pokłosie” (pierwotnie film miał nosić tytuł „Kadisz”) trafił do kin z metką niewygodnego, antypolskiego i mocnego kina. Jednak reżyser wie jak to opowiedzieć, żeby zaciekawić i nie była to tania publicystyka. Dlatego ubrane jest to w konwencji kryminału/thrillera, gdzie tajemnica jest bardzo powoli, ale konsekwentnie odkrywana, czuć atmosferę szczucia i bezsilności (samochód). Nie brakuje ponurych zdjęć Pawła Edelmana (zwłaszcza scena w garbarni czy wykopywanie kości w nocy) oraz dobrego montażu (przeplatanie scen w archiwum urzędu z układaniem nagrobków na polu). Plus jeszcze do tego naprawdę  dobre dialogi (choć ostatnio mało klną, ale to nie jest wada), bardzo sprawna realizacja i konsekwencja w tworzeniu tej opowieści.

poklosie2

Jednak ten film nie miałby nawet połowy tej siły, gdyby nie aktorstwo. Początkowo główną rolę Józka miał zagrać Bogusław zwany Franzem, ale nie dogadali się panowie i nie wyszło. A zamiast niego jest Maciej Stuhr. Już słyszę te śmichy, że błazen, że się wygłupia i w poważnych rolach jakoś go nie wyobrażamy.  Ale poprzedni rok dla tego aktora był przełomowy, bo zarówno w „Obławie” jak i w „Pokłosiu” pokazuje nie przeciętny talent, grając „ostatniego sprawiedliwego”, który postępuje zgodnie z własnym sumieniem. Szkalowany, szczuty nie poddaje się. Partnerujący mu Ireneusz Czop jako starszy brat Franek jest bardziej zdystansowany, ale potem wkręca się i pomaga mu w wyjaśnieniu sprawy. Obaj panowie tworzą naprawdę świetny duet. Poza nimi należy też wyróżnić Jerzego Radziwiłowicza (proboszcz, sojusznik braci), Zbigniewa Zamachowskiego (sierżant Nowak, komendant policji) oraz mocno zapadający w pamięć epizod Danuty Szaflarskiej (zielarka), a jej opowieść o tym, jak doszło do zbrodni naprawdę zapada w pamięć.

poklosie3

Jeśli ktoś uważał, że Władysław P. sobie nie da rady po tak długiej przerwie, nie miał racji. „Pokłosie” to udany powrót do kina, a jednocześnie przykład pokazywania nas z tej perspektywy i strony, o której chcielibyśmy jak najszybciej zapomnieć. My, Polacy nie jesteśmy takimi świętymi za jakich chcielibyśmy się uważać. I dobrze, że jeszcze takie filmy powstają.

7,5/10

Radosław Ostrowski