Fruitvale

Oscar Grant III był 22-letnim, czarnoskórym facetem, dla którego Sylwester 2008 roku miał być dniem sporych zmian. Jednak finał był tragiczny – razem z kumplami zostali zatrzymani za bójkę w metrze na stacji Fruitvale i został postrzelony. Niestety, zmarł w szpitalu. O jego ostatniej dobie opowiada film Ryana Cooglera.

fruitvale1

Paradokumentalna realizacja (surowa kolorystyka, kamera głównie z ręki) może się podobać i na pewno robi wrażenie. Tempo jest dość spokojne, bo to obyczajowe kino, jedynie finał mocniej trzyma za gardło. Cały chyba problem polega na tym, że reżyser chyba na siłę chcę wybielić swojego bohatera. Owszem, nie był święty – siedział w więzieniu, dilował prochami, bzykał się z innymi panienkami poza swoją żoną. Ale to jest pokazane jako przeszłość. Oscar stara się być w porządku i wyprostować swoje życie, być w porządku wobec swojej matki, żony i córki, które wielokrotnie okłamywał. Nowy Rok miał być nowym etapem, nowym rozdziałem, ale już nie zostanie on napisany. I te trochę wygładzone losy bohatera działają bardzo obojętnie, mimo próby łamania chronologii, choć aktorzy dwoją się i troją, by uwiarygodnić całą historię (i trzeba przyznać, że Michaelowi B. Jordanowi i Octavii Spencer – Oscar i jego matka – się to udaje), co nie wywołuje poczucia totalnego znużenia.

fruitvale2

Ale dobre aktorstwo i kilka niezłych dialogów to troszeczkę za mało, by uznać seans debiutanta za wielkie zwycięstwo. Niemniej życzę Cooglerowi powodzenia, gdyż mam wrażenie, że jeszcze nie raz usłyszymy o tym chłopaku.

6/10

Radosław Ostrowski

Dodaj komentarz