Są takie filmy, które jak się oglądało za dzieciaka, wydawały się najlepszymi dziełami świata. Taki też był “Kosmiczny mecz” z 1996 roku. Tam było wszystko, co mogło się wtedy młodemu kinomanowi podobać: postacie ze Zwariowanych Melodii, ówczesny bóg kosza Michael Jordan oraz decydujący mecz z wysoką stawką. Czego chcieć więcej? Dzisiaj już trochę inaczej się na to patrzy.
Bo powiedzmy sobie to wprost: film Joe Pytki to w zasadzie reklama Michaela Jordana. Sama fabuła jest prosta jak konstrukcja cepa. Otóż Jordan decyduje się wycofać z gry w koszykówkę na rzecz baseballa. Delikatnie mówiąc ten transfer – jaki miał zrobić i planował w dzieciństwie – nie wyszedł zbyt dobrze. Niby członkowie rodziny oraz drużyny wspierają go, ale sportowiec jest świadomy, że ssie. Jednak będzie zmuszony wrócić na parkiet kosza. Dlaczego? Królik Bugs i reszta ferajny gra o swoje życie z kosmitami Moron Planets. W czym haczyk, bo kosmici są mali oraz niegroźni (chyba, że użyją broni)? Robaczki zmieniły się w potężne, przypakowane mutanty. Nie jest dobrze.
Historia nie jest specjalnie oryginalna, jednak wszystko zależy od realizacji. Tutaj mamy kino familijne, które miesza animację z żywymi aktorami oraz film sportowy. Taka mieszanka sama w sobie nie jest niczym zaskakującym, bo animację z żywymi aktorami na taką skalę robił choćby “Kto wrobił królika Rogera?” (interakcje nadal robią świetne wrażenie). Przewidywalne jest to bardzo, tak samo jest bardzo skrótowo opowiedziane. W zasadzie jest tylko jedna scena treningu, sporo jest też czasu wokół koszykarzy, którym talent “kradną” kosmici – co przez pewien czas daje frajdę, lecz z czasem staje się zapychaczem. Nie mogę jednak pozbyć się wrażenia, że scenariusz jest chaotyczny.
Humor jest mocno slapstickowy i oparty na absurdzie znanym z kreskówek. Muszę przyznać, że to nadal działa, co jest zasługą masy znajomych postać. Oczywiście, królik Bugs i kaczor Duffy przekomarzają się ze sobą, Diabeł Tasmański jest rozpędzony niczym pociąg TGV, kot Sylwester poluje na kanarka itd. Animacja też prezentuje się bardzo dobrze i nawet komputerowe tło nie irytuje. Nowe postacie (robaczki oraz szef parku rozrywki z kosmosu) nie odstają poziomem wykonania od klasycznych postaci. Drobną perełką jest cameo Billa Murraya, który wręcz desperacko chce zostać koszykarzem. No i sama sekwencja meczu broni się wykonaniem.
Ostatecznie dzieło Pytki prezentuje się naprawdę nieźle. Samo połączenie animacji z live-action przetrwało próbę czasu, jednak sama historia nie powala. Obecność Jordana oraz naszych animowanych kumpli to za mało na dobry film. Ale w formie seansu z młodymi dziećmi to odpowiednia propozycja.
6/10
Radosław Ostrowski