
Reżyser, scenarzysta, producent, sporadycznie aktor.
Urodzony 12 sierpnia 1912 roku w Worchester, stan Massachusetts w rodzinie żydowskiej. Ojciec zmarł, gdy Sam miał 12 lat i rodzina musiała się przenieść do Nowego Jorku, gdzie zaczął prace w gazecie. Najpierw był chłopcem na posyłki i roznosił gazety, a cztery lata później był dziennikarzem kryminalnym w New York Evening Geaphic. Rzucił jednak pracę i po czasie włóczęgi po całym kraju w 1935 roku debiutuje jako pisarz pulpowym kryminałem „Burn Baby Burn„. Rok później zostaje ściągnięty do Hollywood, gdzie pisze scenariusze jako ghostwriter, co zapewniło mu stałe źródło utrzymania.
W trakcie II wojny światowej walczył jako piechur w 16. pułku 1. Dywizji Piechoty znanej jako Wielka Czerwona Jedynka. Wstąpił do niej w 1942 roku i przeszedł szlak bojowy od Włoch przez Francję do Czechosłowacji. Dwukrotnie ranny w walce, Fuller otrzymał Purpurowe Serce, Brązową Gwiazdę oraz Srebrną Gwiazdę za okazywaną odwagę. Po wojnie wrócił do Hollywood, gdzie nadal pisał scenariusze. Sfrustrowany odrzucaniem kolejnych tekstów, otrzymał propozycję od Lippert Productions do realizacji niskobudżetowego westernu. Oczywiście się zgodził.
Fuller znany stał jako twórca filmów gatunkowych z niezbyt imponującym budżetem, surową, mało efektowną stroną wizualną oraz sięganiem po niewygodne tematy: rasizm, hipokryzja, wykluczenie, nienawiść, chciwość, deheroizacja, niemoralność. Powodowało to, że rzadko odnosił sukces komercyjny, jego filmy spotykały się z niezrozumieniem i wreszcie zapomnieniem.
Reżyser zmarł 30 października 1997 roku w swoim domu w Kalifornii. Zostawił po sobie masę filmów (22 tytuły), a do inspiracji tym reżyserem przyznawali się tacy reżyserzy jak Jim Jarmusch, Martin Scorsese czy Quentin Tarantino. To chyba jest wystarczająca rekomendacja, by się zapoznać z tym reżyserem.
Oto ranking obejrzanych (niestety, nie wszystkich) filmów Samuela Fullera od najgorszego do najlepszego. To zaczynamy.
Miejsce 10. – Ludojad (1969) – 5/10
Caine jest drobnym cwaniakiem i przemytnikiem, który utknął w Afryce. By się wyrwać zgadza się na pracę dla pewnego profesora, prowadzącego badania oceanograficzne. Tak naprawdę celem jest dotarcie do skarbu pilnowanego przez rekiny. Ten film miał wyglądać zupełnie inaczej, ale podczas pracy zginął kaskader, co producenci postanowili wykorzystać do promocji. Zamiast sensacyjniaka o chciwości mamy nudny thriller z rekinami, ładnymi zdjęciami podwodnymi oraz Burtem Reynoldsem w roli głównej. Problem w tym, że jest to zupełnie pozbawione emocji i strasznie nudne. Recenzja tutaj.
Miejsce 9. – Czterdzieści rewolwerów (1957) – 5/10
Niskobudżetowy western opowiadający o nieuniknionym starciu między szefową gangu rewolwerowców, Jessicą Drummond i szukającym świętego spokoju Cliffem Bommerem. Mieszanka westernu i melodramatu tutaj mocno gryzie się ze sobą. Postacie są ledwo zarysowane, historia jest przewidywalna. Brakuje jakiegoś silniej zarysowanego tła i wyrazistych bohaterów (Barbara Stanwyck daje rade jako Drummond) oraz ciekawszej intrygi. Recenzja tutaj.
Miejsce 8. – Piekielna misja (1954) – 6/10
Gdzieś na Arktyce znajduje się zakamuflowana baza wojskowa z bronią nuklearną. By zweryfikować te dane, tajna międzynarodowa organizacja organizuje ekspedycję. Na jej czele stoi profesor Gerard i zwerbowanego do zadania kapitana Jonesa. Fuller tym razem poszedł w stronę kina sensacyjno-szpiegowskiego, by ostatecznie stać się niezły filmem przygodowym z kilkoma scenami, pełnymi napięcia. Szkoda, bo był potencjał na więcej. Recenzja tutaj.
Miejsce 7. – Zabiłem Jessego Jamesa (1949) – 6,5/10
Debiut reżysera i pierwszy western przez niego zrealizowany. Opowieść o Robercie Fordzie, który zabił legendarnego przestępcę, Jessego Jamesa. Fuller skupia się tutaj na skomplikowanej psychologii bohatera, który marzy o stabilizacji, spokojnym życiu, w czym ma pomóc amnestia i nagroda (oraz miłość do kobiety), ale to wszystko zaczyna działać na niego w sposób destrukcyjny, doprowadzając do tragicznego finału. Ogląda się to przyzwoicie, co jest zasługą solidnej reżyserii i niezłego aktorstwa. Na minus wątek melodramatyczny. Recenzja tutaj.
Miejsce 6. – Bagnet na broń (1951) – 6,5/10
Wojenna historia z Korei. 48-osobowy oddział pod wodzą porucznika Gibbsa otrzymuje zadanie zatrzymania wojsk przeciwnika, by cała dywizja mogła wykonać odwrót. Całość skupia się na kapralu Demmo, który wskutek pewnych decyzji musi wziąć odpowiedzialność za pozostałych ludzi. Mimo dość skromnego budżetu, film robi dobre wrażenie, a scena przechodzenia przez pole minowe autentycznie trzyma w napięciu. Aktorstwo jest niezłe, historia jest spokojnie poprowadzona, a batalistyka jest tylko dodatkiem. Recenzja tutaj.
Miejsce 5. – Run to the Arrow (1957) – 7/10
Western z Indianami na pierwszym planie. Bohaterem jest weteran wojny secesyjnej, który postanawia zostać czerwonoskórym. Mężczyzna wcześniej dezerteruje z wojska i nie godzi się z przegraną. W końcu musi dojść do konfrontacji między Indianami a wojskiem USA, planującym na ich terenie budowę obozu. Z jednej strony troszkę teatralność realizacji, połączona z mocnymi scenami suspensu jak tytułowy bieg strzały czy finałowa konfrontacja Indian z wojskiem. W tle rasizm, dążenie do siłowego rozwiązania, zamiast wspólnego działania. Plus przyzwoity Rod Steiger i zakończenie. Recenzja tutaj.
Miejsce 4. – Wielka Czerwona Jedynka (1980) – 8/10
Najsłynniejsze i najdroższe dzieło opisujące szlak bojowy kompanii ze słynnej Wielkiej Czerownej Jedynki, kierowanej przez twardego oraz bezkompromisowego sierżanta Possuma (niezawodny Lee Marvin). Wojna totalna, pokazująca swoją bezwzględność, strach i absurd. Nie brakuje ostrej i miejscami pomysłowych akcji (atak na Niemców w… ośrodku dla obłąkanych czy poród w czołgu), a jednocześnie pokazuje jak bezwzględna, okrutna oraz szalona jest wojna. Absolutnie polecam wersję zrekonstruowaną z 2004 roku, gdzie jest kilka fantastycznych scen. Totalne kino wojenne, może troszkę komiksowe, ale niesamowicie przyjemne. Recenzja tutaj.
Miejsce 3. – Verboten! (1959) – 8/10
Dziwny melodramat dziejący się tuż po zakończeniu wojny z Niemcami. Amerykański sierżant i niemiecka kobieta, u której się ukrywa, ale take związki są zakazane. Bardzo gorzkie kino pokazujące początki budowy Niemiec oraz jeszcze niewykorzenioną nienawiść, będącą jeszcze dzięki ideologii Hitlera (Werewolf), a kulminacją jest scena, gdy Helga razem z bratem oglądają proces w Norymberdze. Świetny scenariusz, wyraziste oraz skomplikowane postacie, których relacje podlegają stałej dynamice, bardzo dobre aktorstwo. Recenzja tutaj.
Miejsce 2. – Kradzież na South Street (1953) – 8/10
Noirowy kryminał, którego bohaterem jest drobny kieszonkowiec Skip. Przypadkiem w jego ręce trafia mikrofilm szpiegowski, który mieli przejąć komuniści. Materiał chcą przejść komuniści, rękoma kobiety oraz policja. Oszuści, cwaniaki, mordercy, gdzie każdy próbuje coś ugrać dla siebie, skorumpowane i zgniłe miasto, femme fatale, cyniczni informatorzy, balansujący na granicy prawa. Plus rewelacyjny Richard Widmark w roli głównej, sporo złośliwego humoru oraz kompletnie nieprzewidywalna całość. Recenzja tutaj.
Miejsce 1. – White Dog (1982) – 8/10
Najbardziej znienawidzony i niedoceniony przez widownię film. Prosty pomysł: młoda kobieta mieszkająca w Hollywood znajduje na drodze białego owczarka niemieckiego. Kobieta przygarnia go do domu i jak się potem okazuje była to dobra decyzja. Ale problem w tym, że jest to biały pies – zwierzę przeszkolone do gryzienia oraz zabijania czarnoskórych ludzi. Fuller pokazuje, że ciężko wykorzenić jest rasizm ze skóry, co pokazuje druga połowa filmu, gdzie zawodowy treser, próbuje złamać psa. Napięcie trzyma niczym w rasowym thrillerze, co pokazuje bardzo gorzki finał. Czy jest nadzieja na resocjalizację? Sami musicie odpowiedzieć, a film stawia trudne pytania. Plus świetna realizacja, niepokojący klimat budowany m.in. przez muzykę Ennio Morricone oraz fantastyczne aktorstwo ze wskazaniem na psa. Wielkie kino, nadal szarpiące. Recenzja tutaj.
Nieobejrzane:
The Baron of Arizona
The Steel Helmet
Park Row
House of Bamboo
China Gate
The Crimson Kimono
Amerykański świat podziemia
Maruderzy Merrilla
Shock Corridor
The Naked Kiss
Złodzieje nocą
Ulica bez powrotu
Jak widać, wyzwanie zostało zakończone, ale przygoda z Fullerem dla mnie dopiero się zaczyna. Mam nadzieję, że za rok będę mógł z pełną satysfakcją będę mógł powiedzieć, że jeszcze parę filmów tego filmowca mnie zaskoczy i zrobi jeszcze na mnie wielkie wrażenie. A jak wy widzicie filmografię Fullera? Zapraszam do dyskutowania i komentarzy oraz dziękuje blogowi Po napisach za to wyzwanie.
Radosław Ostrowski