Tim Burton – 25.08

02-49981_0x420

Dzisiejszy solenizant to jeden z tych twórców o niesamowitym zmyśle wizualnym. Reżyser, producent, animator, pisarz, syn właścicielki sklepu dla kotów oraz byłego baseballisty. Już jako 10-latek Tim zaczął realizować pierwsze filmy na podwórku swojego domu, lubił oglądać produkcje Rogera Cormana i zaczął rysować. Uczęszczał do liceum w Burbank, ale nie był zbyt pilnym uczniem. Po jej ukończeniu w 1979 roku zapisał się do California Institute of the Arts na wydział animacji. Swoją animacją „Stalk of the Celesty Monster” skupił uwagę Disneya, które przyznało mu stypendium.

Zaczął pracę dla wytwórni jako scenograf i storyboardzista przy filmach „Pies i lis”, „Taran i magiczny kocioł” oraz „Tron”, choć wiele z jego pomysłów nie zostało ostatecznie wykorzystanych. W międzyczasie zrealizował krótkometrażówkę „Vincent”, do której zatrudnił idola swojej młodości, aktora Vincenta Price’a. Film został pokazany na festiwalu w Chicago, spotykając się ze świetnym przyjęciem. Pozwoliło to Burtonowi zrealizować „Jasia i Małgosię” – pierwszy film z żywymi aktorami, będący japońską adaptacją baśni braci Grimm

Dwa lata później zrealizował krótkometrażówkę z żywymi aktorami „Frankenweenie”. Po ukończeniu realizacji, Burton zostaje zwolniony z Disneya, gdyż film uznano za zbyt mroczny i zbyt straszny dla dzieci. Od tej pory reżyser działa na własną rękę, a od 1989 roku kieruje własnym studiem Tim Burton Productions.

Amerykanin wyrobił sobie w tym czasie markę oraz swój charakterystyczny styl wizualny, pełen mroku, wysmakowany plastycznie, silnie inspirowany surrealizmem, ekspresjonizmem oraz groteską. Bohaterami czynił postacie ekscentryczne, samotników i outsiderów, posiadających ogromną wyobraźnię, dzięki której tworzą przerażające, ale jednocześnie fascynujące światy.

Filmowiec znany jest ze stałej grupy współpracowników, bez których trudno sobie wyobrazić jego dzieła. Tą grupę tworzą: kompozytor Danny Elfman, kostiumolog Colleen Atwood, scenografowie Bo Welch, Alex McDowell i Rick Heinrichs, operatorzy Stefan Czapsky, Philippe Rousselot, Dariusz Wolski i Bruno Delbonnel, charakteryzatorzy Ve Neill, Stan Winston i Rick Baker, montażysta Chris Lebenzon, scenarzyści Wareen Skaaren, Caroline Thompson, John August, Scott Alexander i Larry Karaszewski, producenci Denise Di Novi, Allison Abbate i Richard D. Zanuck oraz aktorzy: Johnny Depp, Helena Bohnam Carter, Christopher Lee, Michael Gough, Michael Keaton, Winona Ryder, Danny DeVito i Martin Landau.

Reżyser ma na swoim koncie dwie nominacje do Oscara, nominację do Złotego Globu, dwie nominację do nagrody BAFTA, nominację do Złotej Palmy, Złotego Lwa za całokształt twórczości na MFF w Wenecji i pięć nominacji do Saturnów.

Pora na ranking obejrzanej filmografii Tima Burtona od najgorszego do najlepszego. 3, 2, 1, start!

Miejsce 20. – Planeta małp (2001) – 5/10

Kolejna adaptacja głośnej powieści SF Pierre’a Boulle’a. Innymi słowy, amerykański astronauta trafia w pętle czasową, przez co znajduje się na Ziemi rządzonej przez małpy, a ludzie są niewolnikami. Film jest oczywistym i nudnym blockbusterem, pozbawionym charakterystycznego stylu Burtona. Takie łubu-dubu bez ładu i składu z drewnianym Markiem Wahlbergiem na czele. Recenzja tutaj.

Miejsce 19. – Jeździec bez głowy (1999) – 5/10

Detektyw z dużej metropolii trafia do małego miasteczka, terroryzowanego przez jeźdźca bez głowy. Wydawałoby się, że to odpowiedni materiał dla Burtona i rzeczywiście wizualnie to cudeńko (wiadomo – Lubezki). Jednak sama historia zwyczajnie nie wciąga, a jako horror „Jeździec” się nie sprawdza wcale. I nie pomaga solidna obsada oraz obsadzenie Christophera Walkena w tytułowej roli. Recenzja tutaj.

Miejsce 18. – Wielkie oczy (2014) – 5,5/10

Filmowa biografia słynnej malarki Margaret Ulbich, która została żoną Waltera Keana, wykorzystującego talent swojej nowej żony, podpisując się pod jej obrazami z wielkimi oczami. Wydawało się, że Burton rezygnując ze swojego charakterystycznego stylu, odnajdzie świeżość oraz formę. Niestety, film zwyczajnie usypia, a jako dramat jest po prostu zbyt śmieszny. Temat przemocy domowej oraz walki o prawa autorskie zostaje zepchnięty na dalszy plan, a Christoph Waltz w roli czarującego i brutalnego męża balansuje na granicy groteski. Wszystko próbuje ratować świetna Amy Adams oraz finałowe sceny, ale to za mało. Recenzja tutaj.

Miejsce 17. – Mroczne cienie (2012) – 6/10

XVII-wieczny wampir Barnabas Collins budzi się po dwustu latach, by odzyskać blask swojego rodu. Jednak Ameryka lat 70. nie jest dla niego zbyt zrozumiała, a dodatkowo jego nemezis i dawna kochanka trzyma się świetnie, rządząc miasteczkiem. Film miał ogromny potencjał, zarówno jako komedia i horror, ale efekt jest połowiczny. Gagi są oczywiste i średnio zabawne, grozy tu jak na lekarstwo, a grający główną rolę Depp sprawia wrażenie znużonego. Silne zmęczenie materiału. Recenzja tutaj.

Miejsce 16. – Alicja w Krainie Czarów (2010) – 6/10

Wariacja reżysera na temat dzieła Lewisa Carrolla, gdzie dorosła już Alicja wraca do Krainy Czarów, by kolejny raz pokonać smoka Żaberzwłoka oraz Królową Kier. Prześliczny, miejscami troszkę kiczowaty film, bardziej przypominający grę komputerową oraz kolejne rozczarowanie od Burtona. Nawet zagrana nieźle (błyszczy zwłaszcza Bohnam Carter i Crispin Glover), ale zwyczajnie pozbawione serca oraz mocy. Recenzja tutaj.

Miejsce 15. – Osobliwy dom pani Peregrine (2016) – 6,5/10

Tytułowy dom do sierociniec, gdzie przebywają dzieci z nietypowymi umiejętnościami prowadzony przez panią Peregrine (Eva Green), tworzącą pętle czasowe. I właśnie tam trafia Jake (Asa Butterfield) – młody outsider, nieakceptowany przez otoczenie. Ale nad domostwem zbierają się czarne chmury. Brzmi jak kompilacja dzieł Burtona i… „X-Menów”, ale mroczny i gotycki klimat zmienia się w niezłe kino przygodowe. Solidnie zrobione, nieźle zagrane, jednak nie wykorzystujące w pełni swojego potencjału. Recenzja tutaj.

Miejsce 14. – Edward Nożycoręki (1990) – 6,5/10

Pierwsze spotkanie Burtona z Deppem, które rozkręciło karierę tego drugiego. Reżyser zrobił własną wersję „Frankensteina”, a aktor zagrał fantastycznie. Szkoda, że ja już wyrosłem z takich baśni – najlepsze sceny to zmieniająca się relacja między Edwardem, co nożyczki zamiast palców miał z Kim (niezawodna Winona Ryder) oraz próby wejścia Edward w inny świat. Może i przewidywalne, ale kilka scen zostało w pamięci na długo. Recenzja tutaj.

Miejsce 13. – Sok z żuka (1988) – 7/10

Czarna komedia, gdzie duchy próbują wyrzucić zmarłych ze swoich domów. Ale kiedy wszelkie metody zawodzą, wtedy pojawia się nietypowy egzorcysta – Beetlejuice. Pokręcone, oryginalne i szalone dzieło, w którym widać potencjał reżysera. Absurdalny humor (zaświaty), rozbrajające próby wykurzenia niechcianych gości, chwytliwa muzyka i – lekko archaiczne – efekty specjalne. To wszystko jest nieważne, gdy na ekranie pojawia się kapitalny Michael Keaton w roli tytułowej. Szkoda, że pojawia się tak rzadko, aż chciało się więcej. Recenzja tutaj.

Miejsce 12. – Charlie i fabryka czekolady (2005) – 7/10

Roald Dahl to jeden z ukochanych pisarzy Tima Burtona, więc przeniesienie powieści „Karol i fabryka czekolady” było tylko kwestią czasu. Zwiedzanie fabryki Willy’ego Wonki sprawia ogromną przyjemność także widzowi, gdzie mamy mieszankę mroku, bajkowej oprawy, a nawet musicalu i postmodernistycznej zabawy. Depp jest w formie, ale i tak wszystko kradnie Freddie Highmore, dla którego był to debiut. Małe cudeńko. Recenzja tutaj.

Miejsce 11. – Marsjanie atakują! (1998) – 7/10

Jedna wielka zgrywa oraz żart z kina SF. Fabuła przypomina „Dzień Niepodległości”, tylko w wersji humorystycznej – Marsjanie chcą zniszczyć Ziemię, a ludzie zachowują się różnorodnie. Od wiary w pokojowe posłannictwo po walkę. Dla wielu taka dawka groteskowości i kiczu może być ciężkostrawna (tandetne efekty specjalne), ale mimo to ogląda się to dobrze, doprowadzając kilkakrotnie do stanu śmiechu. Plus jeszcze ta obsada: Nicholson, Close, Parker, Bening, Brosnan, DeVito, a nawet… Tom Jones. Recenzja tutaj.

Miejsce 10. – Duża ryba (2003) – 7/10

Wielki hołd dla ludzkiej wyobraźni. A wszystko to przez opowieści Edwarda Blooma, którego losy próbuje zrozumieć jego własny syn. Tu wydarzenia nieprawdopodobne mieszają się z czystą fantazją i zdarzyć się może wszystko. Do tej pory pamiętam wizyty w Spectre oraz pierwsze zakochanie się w przyszłej żonie. Piękna wizualnie opowieść z cudowną muzyką oraz wspaniałym Ewanem McGregorem. Recenzja tutaj.

Miejsce 9. – Sweeney Todd: Demoniczny golibroda z Fleet Street (2007) – 7/10

Mroczne, krwawe i brutalne kino, próbujące mieszać horror z… musicalem. Tłem jest historia słynnego golibrody, planującego zemstę na skorumpowanym sędzi, który „zawłaszczył” żonę oraz opiekuje się jego córka. Sceny śpiewane mogą wywołać ból uszu, jednak sama historia zaślepionego zemstą człowieka (fantastyczny Johnny Depp) po prostu wciąga, porusza i daje wiele do myślenia, dodając odrobinę smolistego humoru. Świetnie zagrane (Rickman, Spall, Bohnam Carter) z dobrymi piosenkami oraz przewrotnym finałem. Recenzja tutaj.

Miejsce 8. – Vincent (1982) – 7,5/10

6-minutowa krótkometrażówka, której bohaterem jest nadwrażliwy i samotny chłopiec o imieniu Vincent. Sam filmik to małe dzieło sztuki, które zwyczajnie skupia uwagę do samego końca. Recenzja tutaj.

Miejsce 7. – Wielka przygoda Pee-Wee Hermana (1984) – 7,5/10

Pee-Wee Herman to facet o umyśle i mentalności dziecka. Jego spokojne i stabilne życie ulega rozbiciu, gdy zostaje mu skradziony jego rower. Sam film to kompletnie odjechana jazda i wariacka komedia, mieszająca kreskówkowy styl, zmieszany z nieokiełznaną wyobraźnią Burtona. Plus jedyny w swoim rodzaju Paul Reubens. Recenzja tutaj.

Miejsce 6. – Frankenweenie (2012) – 8/10

Najpierw był krótkometrażowy film, który został przerobiony na animację. Punkt wyjścia jest taki sam: mały chłopiec po śmierci swojego psa, postanawia go wskrzesić. Animacja jest śliczna (na swój sposób), niepozbawiona elementów horroru i trzyma w napięciu do samego finału. Dla mnie zakończenie jest odrobinkę przesłodzone, nie mniej ta krzyżówka „Lassie” z „Frankensteinem” działa. Recenzja tutaj

Miejsce 5. – Frankenweenie (1984) – 8/10

Chociaż bardzo mi się podobała animowana wersja „Frankenweenie”, to jednak krótkometrażowa wersja bardziej mi odpowiada. Dlaczego?  Jest bardziej zwarta, prostsza w formie i – mimo udziału żywych aktorów – ogląda się to przyjemniej. Tak jak remake jest to silnie inspirowana horrorami historia o przyjaźni silniejszej od śmierci. Porządnie zagrane, z kilkoma fajnymi pomysłami. Jedna z lepszych rzeczy Burtona. Recenzja tutaj

Miejsce 4. – Ed Wood (1994) – 8/10

Biografia oraz hołd złożony najgorszemu reżyserowi wszech czasów. Ed Wood (genialny Johnny Depp) miał pasję, kochał kino, ale miał problemy z zebraniem funduszy i za grosz talentu. Burton w tej biografii pokazuje portret człowieka próbującego mimo wszystko oddać się swojej pasji. Niepozbawiona humoru, ale bez szyderstwa, jest także historią przyjaźni filmowca z Belą Lugosim (nagrodzony Oscarem Martin Landau) oraz hołdem dla kina klasy B. Recenzja tutaj

Miejsce 3. – Batman (1989) – 8/10

Drugi (po „Supermanie” Donnera) film pokazujący jak należy dokonywać filmowych adaptacji komiksu. Jednak zapomnijcie o quasi-realizmie Nolana, reżyser wydaje się wierniejszy komiksowej wersji balansując między realizmem, groteską oraz estetyką noir i surrealizmu. Nasz dzielny bohater walczy z Jokerem i ta konfrontacja pełna humoru, świetnych scen akcji (finałowa konfrontacja na dzwonnicy czy niszczenie obrazów przez ludzi Jokera) oraz precyzyjnie opowiadanej intrygi. A najmocniejszym atutem są kapitalna muzyka Danny’ego Elfmana z niezapomnianym tematem przewodnim, a także życiowa rola Michaela Keatona i rewelacyjny Jack Nicholson jako Joker. Recenzja tutaj

Miejsce 2. – Gnijąca panna młoda Tima Burtona (2005) – 9/10

Animacja zrealizowana wspólnie z Mikiem Johnsonem. Bohaterem jest młody i niezdarny mężczyzna, który chce poślubić wybrankę swojego serca. W skutek pewnych zdarzeń trafia do zaświatów, gdzie czeka na niego tytułowa panna młoda. Wariacka mieszanka horroru, musicalu i czarnej komedii (podobnie jak wyprodukowane przez Burtona w 1993 roku „Miasteczko Halloween”). Kino wzruszającego (śliczna animacja), ale i niepozbawione smolistego humoru, zaskakujących zwrotów akcji oraz finału, jakiego nie powstydziłby się sam Neil Gaiman. Plus świetny dubbing. Recenzja tutaj

Miejsce 1. – Powrót Batmana (1992) – 9/10

Rzadko zdarzają się udane sequele, które przebijają oryginał, ale to taki przypadek. Burton przebija poprzednika pod każdym względem. Jest mroczniej, niepokojąco, dwuznacznie i z odrobiną ukrytego erotyzmu. A że akcja toczy się w Święta Bożego Narodzenia wydaje się być żartem. Tym razem Batek (jeszcze raz Michael Keaton) musi zmierzyć się z tajemniczym Pingwinem (Danny DeVito w najciekawszej roli w swojej karierze – nominacja do Złotej Maliny to jakiś dowcip jest), wspieranym przez biznesmena Maxa Shrecka (niezawodny Chistopher Walken). No i jest jeszcze enigmatyczna Kobieta-Kot (zjawiskowa Michelle Pfeiffer), chodząca własnymi ścieżkami. Inteligentne kino rozrywkowe, które nie chce się zestarzeć. Recenzja tutaj


Jakim reżyserem jest Burton? Oryginalnym, tajemniczym i trzymającym w napięciu, naznaczonym wizualnym stylem. Nie bojącym się sięgać po różne konwencje, ale najlepiej czujący się w czarnych komediach oraz produkcjach z elementami mroku i grozy. Może ostatnie lata to nie jest wysoka forma, ale zawsze jest to fascynujący twórca.

Radosław Ostrowski

Dodaj komentarz