Jeśli sądzicie po tytule, że opowiem o filmie z 2003 roku, to zapomnijcie. Dla mnie jedyna „Włoska robota” warta uwagi powstała w 19696 roku, ze wsparciem Brytyjczyków oraz charyzmatycznym Michaelem Cainem w roli głównej.

Głównym bohaterem jest grany przez Caine’a Charlie Croker – drobny złodziej, który właśnie wychodzi z więzienia. Kobieciarz, uroczy cwaniak i raczej zawodnik z niższej ligi. To ostatnie może się jednak zmienić, dzięki poważnemu skokowi. Chodzi o zgarnięcie 4 milionów dolarów w złocie z Turynu, które są przeznaczone do stworzenia fabryki Fiata w Chinach. Cała akcja była przygotowana przez Rogera Beckermanna, jednak został zamordowany przez włoską mafię. Bo gangsterzy nie chcą, by konkurencja panoszyła się na ich terenie, więc nie dopuszczą do realizacji tego ambitnego skoku. Do tego jeszcze złoto jest w potężnym konwoju, a by je ukraść trzeba… sparaliżować całe miasto.

Film Petera Collinsona wydaje się znajomym heist movie, ale w bardzo brytyjskim stylu. Bardzo ironiczne poczucie humoru, galeria barwnych postaci (profesor informatyki, mający fetysz na punkcie… kobiet przy kości czy rządzący półświatkiem z więzienia pan Bridger) oraz wariacki plan, którego szczegóły poznajemy w trakcie realizacji. Cała historia jest bardzo płynnie opowiedziana, bez chwil przestoju, co nie jest częste w produkcjach sprzed kilkudziesięciu lat. Przygotowania do skoku są pokazane sprawnie, a także jak dużym zagrożeniem są włoscy gangsterzy.

Ale najważniejsze jest wykonanie tego planu i tu Collinson błyszczy najmocniej. Bardzo czytelne zdjęcia, szybki montaż błyszczy, przez co skok wygląda niesamowicie. Mimo masy postaci i zmiennych, finałowy akt pompowany jest adrenalinę, bardzo kreatywnie prowadzoną jazdę oraz ucieczkę przed policją przez miasto. Mały rozmiar Mini pozwala przemieszczać się w niemal każdym miejscu, więc poruszamy się po centrum handlowy, placu budowy, a nawet… kanałach. I nadal ogląda się to znakomicie aż do finałowego cliffhangera. Dosłownego cliffhangera, gdzie nie wiadomo jak zakończy się ta cała eskapada.

Tak samo błyszczy cała obsada, choć najbardziej w pamięć zapada Michael Caine jako Croker oraz Noel Coward jako pan Bridger. Pierwszy to czarujący drań (przy paniach) oraz opanowany, kalkulujący złodziej. To ostatnie pokazują nie tylko sceny przygotowań do skoku, jak i w trakcie jego realizacji, lecz także konfrontacja z szefem włoskiej mafii. Z kolei Coward niejako stoi w kontrze – starszy dżentelmen, z fetyszem na punkcie zdjęć królowej oraz angielskiej dumy. Inteligentny drań, potrafiący wyczuć zagrożenie w postaci włoskiej mafii, ale też trzymający wszystko w ryzach. Nawet w więzieniu ma większą władzę niż naczelnik, co pokazuje jego siłę. Reszta obsady też ma swoje przebłyski (z najbardziej zaskakującym w tej stawce… Bennym Hillem w roli ekscentrycznego profesora od komputerów), ale bez takiego mocnego blasku jak w/w dwójka.
Oryginalna „Włoska robota” nadal w sobie masę eleganckiego uroku, z sarkastycznym poczuciem humoru oraz kreatywnie wykonanymi akcjami samochodowymi. Godnie się starzeje i jeszcze długo będzie dostarczał rozrywki na poziomie.
8/10
Radosław Ostrowski
































