Mad Max: Na drodze gniewu

Max Rochatansky to legendarny bohater post-apokaliptycznych pustkowi. Został powołany do życia przez George’a Millera w 1979 roku i otrzymał twarz mało znanego wtedy aktora Mela Gibsona. Następne dwie części (zwłaszcza znakomity „Wojownik szos„) potwierdziły status kultowego herosa. Familijny „Mad Max pod Kopułą Gromu” nadszarpną tą reputację (przynajmniej w moich oczach). Wydawałoby się, że już na pustkowia nie wrócimy, bo niby po co i z kim? Aż tu nagle rozeszły się wieści, że Szalony Max powraca. Czy warto było czekać 30 lat?

mad_max4_1

Każdy fan serii wie, że Max Rochatansky to były gliniarz, którego rodzina została zamordowana przez gang. Od tamtej chwili porzuca swoją profesję i samotnie odmierza post-apokaliptyczny świat, gdzie rządzi silniejszy. A silniejszy jest ten, kto ma ropę i wodę. Tak jak Wieczny Joe, który w swojej Cytadeli trzyma tysiące niewolników oraz fanatyków (Wojennych Chłopców), którzy pójdą za nim w ogień. I tam trafia schwytany przez jego ludzi Max. Jednak ktoś z tego „Raju” chce uciec i to nie byle kto, bo prawa ręka Joe – Imperatorka Furiosa. Razem z ciężarówką pełną benzyny, zabiera ciężarne „żony” Joe, które służyły mu jako reproduktorki. W całą ta potyczkę zostaje wplątany Max.

mad_max4_2

Fabuła nie jest jakoś specjalnie skomplikowana (zresztą jak w klasycznej trylogii) i służy jako pretekst do pokazania wizji świata przyszłości, zdominowana przez pustynię i maszyny. Pojazdy są tu niemal czczone jak bogowie, kierownice prawie jak relikty, a silniejszy wygrywa. Całość to niemal niekończący się pościg, w którym gra wszystko. I jestem pod ogromnym wrażeniem zarówno rozmachu, z jakim są zainscenizowane poszczególne sceny akcji (kamera dosłownie jest wszędzie, gdzie się da, montaż pełen dynamiki i adrenaliny – takiego kopa nie miałem od czasu „Wyścigu”, a pościg w burzy piaskowej czy finałowa konfrontacja to są prawdziwe perły w koronie), jak wygląda świat (scenografia imponująca – pustkowie wygląda jak nieskończony ocean piachu) oraz kapitalny design pojazdów (m.in. potężny wóz z głośnikami oraz kolesiem z gitarą elektryczną, która bucha ogniem – co Miller brał w trakcie kręcenia tego filmu, nie ma pojęcia). To jest po prostu obłęd, dodatkowo genialnie sfotografowany (powracający z emerytury po pięciu latach John Seale, dokonuje prawdziwych cudów), gdzie każdy – od kaskaderów po gości od efektów specjalnych wykonuje kapitalną. Najbardziej klimatem przypomina „dwójkę”, gdzie Max bronił na pustyni rafinerii oraz konwoju z paliwem. Więcej wam nie zdradzę, bo dzieje się tu sporo.

mad_max4_3

Muszę przyznać, że na początku byłem zawiedziony nieobecnością Mela Gibsona w tej historii. Był on nierozerwalnie kojarzy z postacią Maxa, że każdy aktor (choćby nie wiem jakby się starał) wydawał się z góry skazany na przegraną. Sytuacji nie uspokoił fakt, że legenda będzie miała twarz Toma Hardy’ego. Ku mojemu zaskoczeniu aktor dał radę i bardzo dobrze odnalazł się w roli złamanego bohatera, prześladowanego przez demony przeszłości. Charczący głos, małomówność i strach w oczach dopełniają tego mrocznego portretu. Gdy trzeba kogoś ratować, Max dokonuje cudów i odnajduje się w swoim żywiole. Jednak ten film został „skradziony” przez genialną (inaczej to napiszę GENIALNĄ) Charlize Theron. Furiosa w jej wykonaniu to zbuntowana szefowa i twarda kobieta, walcząca o sprawę. I powiem tyle – tak ostrej laski nie widziałem od czasu… „Obcego”.  Czuć chemię między nią a Maxem, choć są zmuszeni do zawarcia porozumienia. Żadnego romansu miedzy nimi nie ma i nie będzie. Na szczęście.

mad_max4_4

Na chwilę obecną „Mad Max” to największy i najlepszy blockbuster AD 2015. Raczej nie zanosi się na to, by cokolwiek było w stanie ten film przebić (może nowe „Gwiezdne wojny”, ale gwarancji nie ma). Mówiąc krótko i brutalnie: nie ma tu czasu na pierdoły i zbędną gadaninę, to jedna, ciągła akcja z kilkoma momentami na złapanie oddechu. Jestem absolutnie przekonany, że będzie to też standard, jeśli chodzi o realizację scen pościgów samochodowych. Zobaczcie koniecznie i dajcie się zatracić tej wizji.

9/10 + znak jakości

Radosław Ostrowski

Dodaj komentarz