Różowy cadillac

Clint Eastwood zawsze kojarzył się z postacią małomównego, szorstkiego twardziela, co wychodzi z każdej opresji cało. Nie oznacza to, że nie próbował co jakiś czas zagrać w czymś lżejszym i mniej poważnym, jednak o tych filmach się nie mówi. Jedną z takich prób bardziej komediowego wcielenia Clinta był „Różowy cadillac” z 1989 roku.

Eastwood gra w nim Toma Nowaka, łowcę głów pracującego dla poręczyciela. Innymi słowy, jeśli poręczyciel wypłacił kaucję za Ciebie, a ty postanowiłeś zwiać, to Nowak cię znajdzie i postawi przed władzami. Teraz jednak trafia mu się naprawdę trudna sprawa. Otóż jego celem jest Lou Ann McGuinn (Bernadette Peters), oskarżona o posiadanie fałszywych pieniędzy. Wpłacono za nią poręczenie, a ta uciekła różowym cadillakiem swojego męża (Timothy Carhart) razem ze swoją kilkumiesięczną córką. Facet próbował robić różne interesy, lecz to zawsze kończyło się zawodem. Teraz dołączył do grupy neonazistów pod wodzą Alexa (Michael Des Barres) i też chcą ją dopaść. Dlaczego? Ponieważ w skradzionym wozie znajduje się nieco ponad ćwierć miliona dolarów, za które mieli kupić broń.

Tym razem za kamerą stanął Buddy Van Horn, który przez prawie 50 lat był kaskaderem Eastwooda i pracował także jako drugi reżyser. „Różowy cadillac” to trzeci i ostatni wspólny film reżysera z Eastwoodem, co chyba tłumaczy moje rozczarowanie. Film chce być thrillerem, a jednocześnie próbuje grać w bardziej komediowym tonie. Efekt jest mocno schizofreniczny. Przez humor ciężko traktować ten film poważnie, przez co kompletnie nie trzyma w napięciu. Jasne, przebieranki Eastwooda potrafią rozbawić (podszywanie się pod prezentera radiowego – świetne), jednak w momencie trafienia na Lou Ann robi się dziwnie. Twórcy próbowali zrobić z tej relacji skręt ku kinu kumpelskiemu, jednak ta dynamika dla mnie kompletnie nie działała. Humor i cięte (w teorii) dialogi wydawały się bardzo wymuszone, za to sceny akcji są zadziwiająco pozbawione pazura.

Za to antagoniści to albo przerysowani psychopaci (lider Alex czy Waycross), albo kompletni idioci. Niby miało to pokazać zróżnicowanie grupy, lecz dla mnie to kompletnie nie czułem zagrożenia. Bardziej wydawali się pewną przeszkodą. Jeszcze bardziej rozczarowuje finałowa konfrontacja w obozie. Niby jest tu pościg i strzelanina, lecz kompletnie nie czuć tu napięcia. A całość pozornie wydaje się happy endem, bo udaje się naszej parze uciec. Jednak samo zagrożenie nie zostało zneutralizowane, przez co finał jeszcze bardziej wydaje się sztuczny i niesatysfakcjonujący.

Nawet najbardziej zatwardziali fani Clinta Eastwooda mogą poczuć się rozczarowani „Różowym cadillakiem”. Rozkrok między komedią a sensacją jest tak mocny, że nie działa w żadnej z tych konwencji. Zbyt niepoważny, zbyt głupi, pozbawiony jakiegokolwiek napięcia. Nawet charyzma starego Clinta zwyczajnie nie wystarcza, by chcieć pojechać tym cadillakiem gdziekolwiek.

4/10

Radosław Ostrowski

Przemytnik

Ta historia brzmi tak nieprawdopodobnie, że musiało się wydarzyć naprawdę. Earl Stone to starszy pan, którego największą pasją jest ogrodnictwo. To tak silna pasja, że relacje z rodziną kompletnie się zepsuły. Kontakty z byłą żoną, obecną żoną i dziećmi są bardzo mocno nadpsute, mimo że próbuje jakoś tą familię wesprzeć. Wszystko się zmienia, kiedy dostaje propozycje od jednego z biesiadników na weselu wnuczki. Mężczyzna proponuje staruszkowi pewną propozycję: dojechać do pewnego miejsca z przesyłką. W zamian dostanie pieniądze. Brzmi prosto i bez problemów? Dopiero za którymś razem odkrywa, że tą przesyłką są… narkotyki, zaś zleceniodawcy to meksykański kartel.

przemytnik1

Clint Eastwood coraz bardziej mnie zaskakuje i wywołuje we mnie podziw. Zbliżający się do 90-tki aktor i reżyser mógłby spokojnie przejść na emeryturę, bo statusu legendy nie odbierze mu nikt. Jednak nadal mu się chce. Nadal reżyseruje, coraz rzadziej występuje jako aktor (ostatni raz miał miejsce „Dopóki piłka w grze” z 2012 roku), ale zawsze intryguje oraz szuka czegoś nowego. „Przemytnik” kontynuuje nurt filmów Eastwooda, opartych na prawdziwych wydarzeniach. Cała akcja toczy się niejako dwutorowo. Z jednej strony mamy Earla i dowożenie kolejnych towarów, z drugiej mamy przeniesionego agenta DEA, mającego upolować członków kartelu.

przemytnik2

Cała sensacyjna otoczka jest tylko tłem dla naszego bohatera oraz jego próbom pogodzenia się z rodziną. Śledztwo prowadzone jest spokojnym tempem, zaś świat kartelu jest mocno przerysowany, mniej brutalny. Ci goście raczej sprawiają wrażenie sympatycznych ludzi, nie wyglądających na bezwzględnych morderców. Chociaż są dwie mocne sceny, pokazujący bardziej brutalne oblicze gangsterów. Jeśli jednak liczycie na akcje, pościgi i strzelaniny, odpuśćcie sobie. „Przemytnik” jest bardzo powolny, bardziej skupiony na postaci Earla, granego przez samego Eastwooda. Pozornie wydaje się niepozornym staruszkiem, potrzebującym pieniędzy oraz bardzo nie zgrany ze współczesnym, technologicznym światem. Ale ma w sobie więcej twardego charakteru, determinacji i mimo pewnej szorstkości budzi sympatię, o co nie było tak łatwo. Poza nim najbardziej wybija się Dianne Wiest jako była żona oraz Bradley Cooper w roli agenta Batesa, zaś reszta robi tylko za tło.

przemytnik3

Może sama opowieść nie jest specjalnie porywająca, a kilka scen wydaje się troszkę zbędnych (porównanie rodziny do kwiatów), ale „Przemytnik” ma w sobie wiele uroku oraz szczerości. Sam Eastwood nadal trzyma fason i oglądanie go dostarcza wiele przyjemności, choć tylko dla prawdziwych fanów tego twórcy.

6,5/10

Radosław Ostrowski

15:17 do Paryża

Ta historia wydarzyła się naprawdę. Pociąg z Amsterdamu do Paryża jechał spokojnie, aż z toalety wyszedł terrorysta uzbrojony z karabinem. Ale atak został powstrzymany przez trzech facetów: Anthony’ego Sadlera, Aleka Sakratosa i Spencera Stone’a, którzy byli akurat na wakacjach. I o tym zdarzeniu postanowił opowiedzieć Clint Eastwood. Tylko, że niewiele z tego wynika.

15.17_paryz1

Reżyser postanowił wykorzystać prawdziwą historię do opowiedzenia losów naszej trójki bohaterów od czasów szkolnych (podstawówka), gdzie zaprzyjaźniają się aż po służbę w wojsku czy wakacje po Europie, w trakcie której doszło niemal do tragedii. Tylko, że cała ta otoczka kompletnie nie angażuje, a co gorsza zwyczajnie nudzi. Brakuje w tym wszystkim jakieś przewodniej myśli, emocji, a wszystko wydaje się takie zwyczajnie. Próba zdania do wybranej specjalizacji wojskowej, typowe czynności turystyczne (z robieniem sobie selfie) oraz gadki szmatki o niczym. Dawno, ale to naprawdę dawno się tak nie wynudziłem jak w trakcie oglądania „15:17 do Paryża”.

15.17_paryz2

Do tego te wszystkie retrospekcje są powrzucane bez ładu i składu, wprowadzając w stan zdziwienia, dezorientacji i chaosu. Kompletnie nie dzieje się nic, a nasi bohaterowie są kompletnie nijacy, pozbawieni jakiś bardziej wyrazistych cech, czegoś co czyniło by ich bardziej zapadających w pamięć. Trudno czepić się poziomu technicznego, bo zdjęcia są solidne, a scena ataku potrafi lekko zmrozić krew, tylko że cała reszta jest zwyczajnie mdła i rozmywa całość.

15.17_paryz3

I może byłoby to lepsze dzieło, gdyby to było dobrze zagrane. Eastwood wpadł na pomysł, by w głównych rolach obsadzić prawdziwych bohaterów tych wydarzeń. Nie odmawiam im tego, że dokonali czegoś, na co niewielu ludzi by się odważyło, ale talentu aktorskiego nie byłem w stanie stwierdzić. Każdy ich słowo, brzmienie wypadało sztucznie, wręcz mechanicznie, a reżyser nie był w stanie z nich kompletnie nic wycisnąć. Cała reszta dorównuje poziomem Sadlerowi, Sakratosowi oraz Stone’owi, ale jest też zbyt słabo rozrysowana, żebyśmy mogli wejść głębiej.

Nie spodziewałem się, że Clint Eastwood po raz pierwszy potknął się z wielkim hukiem. Dawno nie widziałem filmu, gdzie miałem kompletnie w dupie wszystko i wszystkich. Może poza sceną ataku, gdzie przez chwilę pojawia się napięcie oraz emocje, ale to troszkę za mało i za krótko. Jedno z największych rozczarowań tego roku.

3/10

Radosław Ostrowski

Sully

15 stycznia 2009 roku był dla Nowego Jorku dniem, jakiego nikt się nie spodziewał. Zwłaszcza pasażerowie lotu Kaktus 1549, który miał lecieć z miasta do drugiego. Ale na wysokości 855 metrów dochodzi do zderzenia ptaków i pozbawienia obojga silników, przez co kapitan decyduje się na lądowanie nad rzeką Hudson. I o tej historii postanowił opowiedzieć Clint Eastwood, czyli reżyser, co nie musi już niczego sobie udowadniać.

sully1

Reżyser podchodzi do tego w sposób prosty, spokojny i bez specjalnego popisywania. Całość skupia się na dochodzeniu Narodowej Rady Bezpieczeństwa Transportu, by ustalić przebieg tego cudu. Nie jest to powiedziane wprost, ale są pewne wątpliwości i gdyby one się potwierdziły, to firmy ubezpieczeniowe dobrałyby się pilotowi do dupska. A to oznaczałoby koniec kariery – do sceny cudu dojdziemy aż trzy razy, by spojrzeć na nią z każdej możliwej perspektywy. Pasażerów, ratowników, kontrolerów, nawet zwykłych ludzi patrzących przez okno i wreszcie samych pilotów – przypominało mi to troszkę „Lot 93” Paula Greengrassa, a scena zderzenia (mimo braku fajerwerków, a może właśnie dlatego) robi niesamowite wrażenie swoim emocjonalnym ładunkiem. Zwłaszcza, gdy sobie przypomnimy co się wydarzyło 11 września 2001 roku.

sully2

Sam bohater wydaje się być postacią niebyt ciekawą – to po prostu facet, wykonujący swoją robotę jak najlepiej, mimo niezbyt wielkich dochodów. Skromny, spokojny, opanowany i wyciszony. Owszem, poznajemy pewne fragmenty z jego przeszłości (pierwszy lot czy niebezpieczne lądowanie myśliwcem), ale to tylko dodatek. Sam bohater ma wątpliwości, co do swojego czynu, ma koszmary, a grający Sully’ego Tom Hanks znakomicie to wychwycił mową ciała (zwróćcie uwagę jak podczas rozmowy telefonicznej z zoną porusza drugą ręką). Partneruje mu świetny Aaron Eckhart jako drugi pilot Skilles, będącym wsparciem dla Sully’ego. Nawet Laura Linney w krótkiej roli żony Sully’ego znaną nam tylko z rozmów telefonicznych, wypada dobrze.

sully3

Eastwood nie próbuje nam wmówić, że robi coś więcej niż solidne kino ku pokrzepieniu serc, na co zawsze będzie zapotrzebowanie. Nawet finałowa mowa Sully’ego nie brzmi aż tak patetycznie jak mogłoby się to wydawać. Wszystko tutaj gra i dobrze się po prostu ogląda, nawet jeśli nie odkrywa niczego nowego – tak się robi solidne rzemiosło.

7/10

Radosław Ostrowski

Clint Eastwood – 31.05

clint_eastwood_directingTrwało to dość długo, bo nie do końca wiedziałem jak to podsumowanie zrobić, jak wykombinować i opisać dorobek takiego filmowca jak Clint Eastwood. Znany przede wszystkim jako aktor, w 1971 roku spróbował swoich sił jako reżyser i średnio raz na rok dostajemy nowy film Eastwooda. Trudno go nazwać artystą, ale to twórca realizujący kino gatunkowe różnego rodzaju: od szeroko pojętego kina sensacyjnego po ważkie dramaty, biografię i kino wojenne. Nie boi się wyzwań, nie posiada własnego stylu, ale z wiekiem dostrzega odcienie szarości życia, które nie jest łatwe i o tym zawsze opowiada. Nie odpuszcza i na razie o emeryturze nie marzy. Jak to podsumowanie wygląda? Oto efekty (od najsłabszego do najlepszego, a recenzje można przeczytać klikając na tytuł):

 Miejsce 36. – 15:17 do Paryża (2018) – 3/10

Chciałbym coś dobrego powiedzieć o historii trzech przyjaciół, którzy powstrzymali atak terrorystyczny w pociągu do Paryża. Clint postanowił bohaterów tych wydarzeń obsadzić w rolach głównych, ale ich umiejętności aktorskie pozostawiają wiele do życzenia. Jednak sama historia, gdzie mamy skupienie się na przeszłości bohaterów oraz ich umiejętnościach jest zwyczajnie nudna, nieangażująca oraz oparta na masie klisz. Tego się nie spodziewałem po takim twórcy jak Eastwood.

Miejsce 35. – Firefox (1982) – 4/10

Niestety, ale jest to jawne kino propagandowe, gdzie zestarzało się wszystko: od fabuły (prostej i naciąganej) po efekty specjalne. Sam Eastwood gra solidnie, ale brakuje lekkości, napięcia i łopoczącej amerykańskiej flagi 😉 Słabizna taka, gdzie nic się nie klei.

Miejsce 34. – Krwawa profesja (2002) – 5/10

Eastwood po raz ostatni goni bandziora w adaptacji powieści Michaela Connelly’ego. Pozornie wszystko jest na swoim miejscu, jednak miałem wrażenie, że historia jest naciągana i przewidywalna. Minusem Jeff Daniels w roli psychopatycznego mordercy.

Miejsce 33. – Co się wydarzyło w Madison County (1995) – 5/10

Po tej ocenie wielu fanów dostanie wścieklizny na twarzy. Ale powiedzmy sobie to wprost – to sentymentalne i ckliwe romansidło, a różnica jest taka, że bohaterami są dwoje, niemłodzi już ludzie. Trudno coś zarzucić zarówno Meryl Streep jak i samemu Eastwoodowi, próbującemu zagrać wbrew swojemu wizerunkowi, ale brakuje tu napięcia, klimatu, wszystko takie letnie. Nie moja bajka.

Miejsce 32. – Medium (2010) – 5/10

Historia trójki ludzi, która otarła się o śmierć, mogła wywołać poważną dyskusję o zaświatach i życiu po śmierci. Niestety, scenariusz jest nudny i oklepany, wątki nie angażują, a w pamięci pozostaje tylko scena tsunami (bardzo widowiskowa, która przyniosła nominację do Oscara za efekty specjalne).

Miejsce 31. – Prawdziwa zbrodnia (1999) – 5/10

Czyli głos Eastwooda w sprawie kary śmierci. Mało zaskakujący, a sam Eastwood zamiast spluwy ma tutaj ołówek i magnetofon, jednak jest tak samo skuteczny jakby był Brudnym Harrym. Przeciętniak, który nie złapał mnie za gardło, chociaż powinien.

Miejsce 30. – Wyzwanie (1977) – 5,5/10

Historia prosta jak konstrukcja cepa, która była inspiracją m.in. dla „16 przecznic” Donnera. Eastwood gra gliniarza, który ma dostarczyć świadka do sądu. Problem w tym, że ktoś chce go zabić. Pomysł mocno absurdalny, a realizacja bardzo komiksowa. Drażni Sondra Locke, pamięta się wjazd autobusem do miasta. Szaleństwo, a recenzję soundtracku znajdziecie tutaj.

Miejsce 29. – Honkytonk Man (1982) – 6/10

Troszkę nostalgiczno-sentymentalne kino drogi, gdzie Eastwood gra wokalistę, któremu towarzyszy w drodze siostrzeniec (w tej roli syn Eastwooda, Kyle). To jedna z lżejszych produkcji i jeden z dwóch filmów, w których bohater grany przez Eastwooda umiera. Fajne, refleksyjne kino.

Miejsce 28. – Nagłe zderzenie (1983) – 6/10

Trio Eastwood, Smith & Wesson w natarciu, czyli czwarta część opowieści o inspektorze Harrym Callahanie. Mimo wieku, nadal jest w formie i robi porządek po swojemu, ale tym razem dostaje sprawę okaleczenie i zabójstwa mężczyzny na zadupiu. Ostre kino, które jak dla mnie, nie dorównuje filmom o Callahanie. I jeszcze ta Sondra Locke – tragedia.

Miejsce 27. – Invictus – Niepokonany (2009) – 6/10

Polityczne kino ze sportem w tle, czy na odwrót. Czyli jak sport narodowy (rugby) jest w stanie zjednoczyć podzielony naród RPA po zniesieniu apartheitu, gdy biali mieszkańcy bali się zemsty czarnych za rasizm. Kino niezłe, które jest laurką dla Nelsona Mandeli (znakomity Morgan Freeman – sam polityk uważał, ze tylko ten aktor jest w stanie go zagrać). Broni się też finał sportowy, ale można było z tego wycisnąć dużo, dużo więcej.

Miejsce 26. – Żółtodziób (1990) – 6/10

Brudny Clint postanowił zrobić własną „Zabójczą bron” i ściągnął do pomocy niedoświadczonego Charliego Sheena. Ten film mógł być petardą, jednak chyba się zestarzał. Schemat ten ogląda się nieźle, dzięki obydwu aktorom, a także smolistemu humorowi oraz odjechanym scenom akcji. Nic nowego z krainie Eastwooda, ale i tak wyszło nieźle.

Miejsce 25. – Bronco Billy (1980) – 6/10

Sympatyczna komedia o tęsknocie za Dzikim Zachodem. Sam ten świat jest ubrany w dość jarmarczny szoł tytułowego Bronco Billy, ale fajnie się to ogląda. No i Sondra Locke nie wywołała we mnie irytacji (co nie przeszkodziło otrzymać nominacji do Złotej Maliny). Jest w tym troszkę kina familijnego, ale humor wprawia w dobry nastrój.

Miejsce 24. – J. Edgar (2011) – 6,5/10

Próba opowiedzenia o 30 latach z życia dyrektora i szefa FBI – J. Edgara Hoovera. Mieszanka kryminału z dramatem obyczajowym, która troszkę się gryzie. Żaden z wątków nie zostaje do końca rozwinięty, co pokazuje jak trudnym i niejednoznacznym bohaterem był Hoover. Na minus koszmarna charakteryzacja, na plus świetny DiCaprio.

Miejsce 23. – Gran Torino (2008) – 6,5/10

Eastwood po raz ostatni przed kamerą. Gra wkurwionego, rasistowskiego i chamskiego Walta Kowalskiego, który idzie na wojnę z azjatyckim gangiem. Eastwood-aktor żegna się z wizerunkiem twardziela, nadal warczy, rzuca fakami i jest nieprzyjemny. Dla mnie problemem jest to, że takich opowieści (starszy, chamski pan staje się mentorem młodego i niedoświadczonego chłopaka) widziałem już setki razy i ten film nie wyróżnia się. Wyjątkiem jest Eastwood oraz przewrotny finał. Stąd taka, a nie inna ocena.

Miejsce 22. – Zagraj dla mnie Misty (1971) – 6,5/10

Debiut Eastwooda jako reżysera. Gra on tutaj radiowego didżeja, który poznaje dziewczynę. Spędza z nią jedna noc, ale ona nie chce się odczepić i prześladuje go. Brzmi znajomo? Thriller o stalkingu, gdzie troszkę za szybko odkrywane są karty, ale jest kilka mocnych scen, krwi i obłędu. Nieźle.

Miejsce 21. – Sully (2016) – 7/10

Znowu prawdziwa historia, tym razem skupiona na heroicznym wyczynie kapitana Sullenbergera oraz jego lądowanie na rzece Hudson. Ale czy nasz bohater mógł podjąć inną decyzję? Komisja badająca wypadki lotnicze uważa, że tak. O dziwo wyszło solidne kino, pozbawione nachalnego patosu, z imponującą sceną katastrofy oraz świetnym Tomem Hanksem w roli głównej. Dobra, porządna robota.

Miejsce 20. – Władza absolutna (1997) – 7/10

Starcie jednostki z systemem. Jednostką jest złodziej Eastwood, a systemem prezydent USA, który zabił swoją kochankę, a złodziej był świadkiem. Dobrze skonstruowany thriller, który potrafi utrzymać w napięciu, ogląda się go dobrze, a kilka wątków zgrabnie wplata się w opowieść. Tak się robi dobre kino.

Miejsce 19. – Snajper (2014) – 7/10

Ten film miał nakręcić David O. Russell, a następnie Steven Spielberg, jednak ostatecznie trafil w ręce prawicowca Eastwooda. Może i jest troszkę patriotycznie, a wątek rywalizacji między Kyle’m a Mustafą jest płaski jak talerz, ale reżyserowi udaje się opowiedzieć i o patriotyzmie i o cenie bycia żołnierzem. Na plus świetne sceny akcji (z burzą piaskową – rewelacja) i Bradley Cooper w roli głównej. Ale jeśli chcecie filmu o wojnie w Iraku bez słodzenia, to zobaczcie „Hurt Lockera”.

Miejsce 18. – Kosmiczni kowboje (2000) – 7/10

Mieszanka komedii, SF i opowieści o starości. Czterej byłych astronautów musi uratować Ziemię przed zderzeniem z satelitą. Urocze, lekko westernowe kino ze sporą dawką humoru, nostalgii, ale też realistycznie pokazanych scen szkolenia NASA. Na plus dowcip, spokojnie prowadzona intryga oraz czterej tytułowi bohaterowie (Clint Eastwood, Tommy Lee Jones, Donald Sutherland i James Garner – ich wizyta u Jaya Leno to perła komizmu).

Miejsce 17. – Akcja na Eigerze (1975) – 7/10

Eastwood bawi się w agenta 007. Jako tajny agent musi zabić zdrajcę swojej organizacji. Sam Clint sprawdza się świetnie, jednak najbardziej zapadają w pamięci piękne górskie widoki oraz muzyka Johna Williamsa (recenzja muzyki tutaj). Wielu może znużyć wolne tempo, ale i tak fajnie się to ogląda.

Miejsce 16. – Bird (1988) – 7/10

Biografia legendarnego saksofonisty jazzowego – Charliego „Birda” Parkera (wielka rola Forresta Whitakera), chociaż nie o wszystkim reżyser opowiada, bo kocha muzykę jazzową. Historia talentu uwięzionego przez nałogi (narkotyki, kochanki), co jest sugerowane, bo widzimy tylko skutki działania. Wielu może zmęczyć czas trwania, ale warto zobaczyć dla Whitakera.

Miejsce 15. – Wzgórze Złamanych Serc (1986) – 7/10

Eastwood tym razem w roli wojskowego trepa, co pije benzynę i je drut kolczasty. Ma przerobić dupy wołowe na pełnoprawnych wojaków. Może i jest to kalka i troszkę patriotyczna, ale zaskakująco lekkie kino, będące bezpretensjonalną rozrywką. Plus Mario Van Peebles jako krnąbrny rekrut, który woli być Ajatollahem rock’n’rolla :).

Miejsce 14. – Niesamowity jeździec (1985) – 7/10

Tym filmem Eastwood wskrzesza western w latach 80. Pozornie mamy typowy schemat, czyli do miasteczka przybywa małomówny Eastwood, by sprowadzić sprawiedliwość. Jednak tutaj jest on Kaznodzieją. Dojrzalsza wersja „Mściciela”, gdzie chodziło mniej więcej o to samo, tylko mniej brutalnie. Udany western ze specyficznym klimatem i finałową konfrontacją.

Miejsce 13. – Sztandar chwały (2006) – 7/10

Pierwsza część o bitwie o Iwo Jimę, tym razem z perspektywy Amerykanów. Realizacyjnie przypomina to „Szeregowca Ryana” (jednym z producentów był Steven Speilberg), bo sceny batalistyczne wgniatają w fotel. Jednak ciekawszy jest wątek, gdy nasi wojacy są wykorzystani przez propagandę w celu zebrania kasy na bony wojenne. Wtedy „Sztandar…” jest gorzkim i krytycznym spojrzeniem na siłę mitu.

Miejsce 12. – Oszukana (2008) – 7/10

Ten film Eastwood „odziedziczył” po Ronie Howardzie. Christine Collins jest matką, której zaginął syn. Policja go odnajduje, ale okazuje się, ze to nie on. Policja, nie mogąc pozwolić sobie na kompromitację, decyduje się „uciszyć” kobietę. Mroczny thriller, gdzie kilka wątków przeplata się ze sobą: dramat kobiety, skorumpowani gliniarze, tropiący nieuczciwości pastor i seryjny morderca. Wada dla mnie było zbyt rozciągnięte zakończenie, ale stylowe zdjęcia, świetna Angelina Jolie (jedna z najlepszych ról w karierze) i wciągające śledztwo nie pozwalają na nudę.

Miejsce 11. – Północ w ogrodzie dobra i zła (1997) – 7,5/10

Dziwne kino, przypominające klimatem Davida Lyncha w wersji light. Dziwne miasteczko, tajemnicze morderstwo męskiej dziwki i pisarz, który jest obserwatorem całej sytuacji. Kryminał, dramat sądowy i czarna komedia w jednym, czyli jeden z nietypowych filmów Eastwooda. Intryguje, bywa czasem zabawny, a Kevin Spacey pokazuje klasę (znowu). To się zwyczajnie ogląda.

Miejsce 10. – Mściciel (1973) – 7,5/10

Teleportacja spaghetti westernu w amerykańskie realia. Clint jest małomównym rewolwerowcem, który przybywa do miasteczka, by obronić je przed trzema zbirami. Surowa realizacja, mroczny klimat i tajemnica, która naznacza mieszkańców Lago – zepsutych, zgniłych i małych. Western inny niż wszystkie.

Miejsce 9. – Breezy (1973) – 8/10

Sam jestem zaskoczony, bo to wydaje się kolejnym romansidłem z różnicą wieku w tle. „Breezy” to miły i czarujący melodramat, w którym reżyser zaskakuje subtelnością oraz liryzmem. Może i jest to bajeczka, ale – jak wiadomo – są różne bajki. Fantastyczny William Holden, piękna muzyka Michela Legranda i urocza Kay Lenz. Na mnie to zadziałało jak cholera.

Miejsce 8. – Doskonały świat (1993) – 8/10

Kino inicjacyjne ubrane w konwencje sensacji. Przyjaźń młodego chłopca (świadka Jehowy) z kryminalistą Butchem (wyborny Kevin Costner) chwyta za gardło, ma kilka mocnych scen, a tropiący go (Butcha) szeryf – w tej roli sam Eastwood – okazuje się bardziej ludzki niż można się tego spodziewać. Poruszające kino, które zostało w mojej pamięci na długo.

Miejsce 7. – Jersey Boys (2014) – 8/10

Eastwood i musical? Gdy po raz pierwszy usłyszałem o tym projekcie, to zbaraniałem. Jak zobaczyłem, to nie mogłem uwierzyć. Historia zespołu Frankie Valli and the Four Seasons to klasyczna opowieść o wzlocie i upadku, ale osadzenie w latach 60., gdzie nasi bohaterowie stali w rozkroku między karierą muzyczną a gangsterską działa tu na plus. Śpiewanie i występowanie miesza się tutaj z narracją naszych bohaterów zwracających się bezpośrednio do kamery. Jest to fantastycznie zaśpiewane (recenzja soundtracku tutaj), stylowo zrobione i ma to coś. Miodzio.

Miejsce 6. – Listy z Iwo Jimy (2006) – 8/10

Druga część opowieści o Iwo Jimie, z perspektywy japońskiej. Eastwood próbuje wejść w mentalność Japończyków, dla których honor był sprawą bezdyskusyjną, ważniejszą niż życie (zabicie psa za szczekanie na żołnierzy czy zamiast odwrotu harakiri). Znakomita realizacja, trzymający w ryzach ten film wielki Ken Watanabe oraz przypomnienie, że wróg po bliższej znajomości przestaje być wrogiem. Kto by się takiego filmu po Eastwoodzie spodziewał?

Miejsce 5. – Biały myśliwy, czarne serce (1990) – 8/10

Film inspirowany historią realizacji „Afrykańskiej królowej” Johna Hustona to opowieść o obsesji, która doprowadzona jest niemal do granicy szaleństwa. Dla naszego bohatera priorytetem jest zabicie białego słonia, czyli próba poskromienia dzikiej natury oraz przeżycia męskiej przygody. Wnikliwa psychologia, piękne zdjęcia oraz precyzyjny scenariusz – to musiało zagrać.

Miejsce 4. – Rzeka tajemnic (2003) – 8,5/10

Po tym filmie Hollywood zainteresowało się powieściami Dennisa Lehane’a. Mieszanka kryminału i dramatu obyczajowego jest historia o tym, jak pewne zdarzenia naznaczają na zawsze. Trzej chłopcy spotykają się po 25 latach – z powodu morderstwa. Pierwszy jest ojcem zabitej, drugi prowadzi śledztwo, a trzeci staje się podejrzanym. Mroczna historia, świetnie i spokojnie pokazywane śledztwo, wnikliwa obserwacja psychologiczna i obyczajowa oraz przewrotny finał. Ten film porusza, wciąga i daje do myślenia – dodatkowo obsada jak marzenie: Sean Penn (Oscar), Tim Robbins (Oscar), Kevin Bacon, Laurence Fishburne, Laura Linney i Marcia Gay Harden. Ocierające się o wielkość kino.

Miejsce 3. – Wyjęty spod prawa Josey Wales (1976) – 9/10

Western, kino zemsty, film wojenny – ta mieszanka prezentuje się znakomicie. Kolejny western, który odmitologizowuje Dziki Zachód stając się bardziej realistycznym. Silny antywojenny wydźwięk, świetna muzyka (recenzja tutaj) i masa treści w pozornie banalnej opowieści z zemstą w tle.

Miejsce 2. – Za wszelką cenę (2004) – 10/10

Film miał być debiutem reżyserskim scenarzysty Paula Haggisa, jednak gdy scenariusz przeczytał Clint (miał on zagrać tylko Frankiego Dunna), nie odpuścił i postanowił nakręcić ten film. Pozornie jest to prosta opowieść o kobiecie, która chce trenować boks. Ale ona kompletnie porusza, chwyta za gardło i zaskakuje. Inne oblicze Eastwooda, życiowa forma Hilary Swank (zasłużony Oscar) oraz kompletna zmiana tonu w dramatycznym finale. Arcydzieło.

Miejsce 1. – Bez przebaczenia (1992) – 10/10

Tym filmem Eastwood zabił western. Nie wybaczył mu zakłamania, mitomaństwa i hipokryzji. Eastwood gra podstarzałego rewolwerowca, który przyjmuje zlecenie zabicia dwóch kolesi, co zgwałcili i okaleczyli prostytutkę. Najmroczniejszy film Eastwooda w karierze i ostatni wielki western. Więcej nie trzeba pisać – to trzeba zobaczyć.

eastwood_obejrzalem_laur

I tak to się właśnie układa. A że Clint nie odpuszcza, to można być pewnym, że na jego filmy warto się wybrać. A jakie są wasze ukochane filmy Clinta Eastwooda? Piszcie śmiało w komentarzach, dzielcie się wrażeniami oraz opiniami.

Radosław Ostrowski

Snajper

Wojna zawsze kręciła filmowców niemal od zawsze. Potrafili stworzyć wielkie dzieła („Czas Apokalipsy”, „Szeregowiec Ryan”), ale też czasami ja spłycali pokazując ją jako wielką przygodę, z czego już wyrosłem. Więc co jeszcze można opowiedzieć o wojnie, zwłaszcza o wojnie w Iraku? Zadania tego podjął się największy patriota USA, Clint Eastwood.

snajper1

Prawie 85-letni Amerykanin postanowił opowiedzieć o wojnie z perspektywy jednego faceta – Chrisa Kyle’a. kim był ten człowiek? Najlepszym amerykańskim snajperem, który podczas wojny w Iraku zabił setki osób. Spodziewałem się amerykańskiej flagi, sporej dawki patosu oraz pokazania amerykańskich chłopaków jako fajnych oraz prawych kolesi, będących szeryfami świata. Eastwood troszkę bawi się w propagandzistę, ale nie do końca. Pojawia się patos w scenach pogrzebów czy podczas powrotu do domu, jednak nie jest to ciężkostrawna mieszanka, podszyta miejscami zgorzknieniem. Problem jednak w tym, ze jest to dość jednostronnie przedstawione, tylko z perspektywy Jankesów. Sami Irakijczycy są przedstawieni albo jako prymitywne dzikusy, zajmujące się mordem albo podstępnymi zdrajcami współpracującymi z Al-Kaidą. Ta jednowymiarowość wywołuje dość negatywne odczucia, bo Eastwood znany był z bardziej złożonych obserwacji. Przeszkadza może też lekko chaotyczny początek, gdzie mamy przeskoki chronologiczne, jednak potem wszystko wraca na swoje tory.

snajper2

Plusem na pewno są sceny akcji, w których atmosfera jest nerwowa i napięcie miejscami mocno sięga zenitu. Wystarczy wspomnieć finał z burzą piaskową, przez którą kompletnie nic nie widać. Eastwood znany był z prostych środków do pokazywania emocji, nawet odrobinę humoru (szkolenia w Navy Seals). Sam Eastwood nie schodzi poniżej solidnego poziomu, ale problem miałem taki, że widziałem już podobny film, opowiadający o tym samym. Czyli o człowieku, który chce walczyć za kraj i nie potrafi żyć bez wojny. Tak, to „Hurt Locker”, który mocniej podziałał niż film Eastwooda.

snajper3

Jeśli chodzi o aktorstwo, to jest to więcej niż dobry poziom. Bradley Cooper miał zagrać rolę Kyle’a jeszcze, gdy film miał nakręcić David O. Russell i muszę przyznać – dał radę. To rola zagrana w sposób bardzo oszczędny, wyciszony i skupiony, ale w oczach widać wszystko: od uporu i determinacji po strachu i zagubienie. Poza nim jest jeszcze równie dobra Sienna Miller jako żona Taya, nie do końca radząca sobie z mężem wojakiem, co rzadko pojawia się w domu, a jak jest to tak jakby był nieobecny.

„Snajper” to pierwszy od 7 lat film Eastwooda, który trafia do polskich kin. Jedno jest pewne – Brudny Harry nadal trzyma formę i na razie nie planuje emerytury. W dodatku rozbił bank, zarabiając kupę szmalu. To naprawdę dobre i miejscami trzymające w napięciu kino wojenne, ale lepszy był „Hurt Locker”.

7/10

Radosław Ostrowski

nadrabiam_Eastwooda

 

J. Edgar

Kim był J. Edgar Hoover – człowiek, który przez 48 lat był dyrektorem Federalnego Biura Śledczego? O tym spróbował opowiedzieć Clint Eastwood w swojej dwugodzinnej fabule.

Punkt wyjścia jest dość prosty i konwencjonalny – J. Edgar Hoover pod koniec swojego życia chce spisać swoje wspomnienia dotyczących FBI. W tym samym czasie Hoover próbuje się odnaleźć w latach 60. I zaczyna gubić swój polityczny nos.

j.edgar_1

Reżyser próbuje złapać kilka srok za ogon i różnie to wychodzi. Mamy pokazane zarówno silny wpływ matki, skrywany homoseksualizm oraz „romans” ze swoim asystentem, kilka głośnych spraw (w tym przełomowe dla biura porwanie syna Lindberga) oraz pewne nadużywanie swoich kompetencji przez Hoovera (szantażowanie prezydentów USA). I jak zawsze w próbie złapania tylu wątków pojawia się pewien chaos i nadmiar wątków działa tutaj odpychająco. Tak naprawdę nie wiadomo na czym się najbardziej skupić: na życiu zawodowym czy skomplikowanym życiu prywatnym, gdzie też działo się wiele. Obydwa te zostają niewykorzystane do końca, jednak udaje się stworzyć dość skomplikowany portret jednego z najbardziej kontrowersyjnych ludzi w historii USA, dzięki któremu współczesna kryminalistyka osiągnęła wiele.

j.edgar_2

Spora w tym zasługa Leonardo DiCaprio, który bardzo dobrze udźwignął skomplikowany charakter Hoovera – kreującego mit bezwzględnego egzekutora i strażnika prawa, a jednocześnie nieśmiałego, żądnego sławy i akceptacji człowieka. I nie jest w stanie tego zepsuć koszmarna charakteryzacja (postarzali bohaterowie wyglądają naprawdę słabo). Równie świetny jest też Arnie Hammer, wcielający się w lojalnego i szczerego współpracownika, Clyde’a Tolsona. Ten duet parę razy nakręca ten film, a kilka scen porusza. Nie sposób nie wspomnieć też o Judi Dench (matka Hoovera) oraz Naomi Watts (sekretarka Helen Gandy), która jednak robi tylko za tło.

j.edgar_3

Sam film pozostaje ledwie solidna biografia, która miała potencjał na o wiele, wiele więcej. Gdyby nie Leo w roli głównej, byłoby przeciętnie. A tak jest troszeczkę lepiej niż zwykle.

6,5/10

Radosław Ostrowski

nadrabiam_Eastwooda

Medium

Wierzycie w zaświaty czy życie pozagrobowe? Ta historia bazuje na trójce bohaterów, którzy bardziej lub mniej zetknęli się ze śmiercią. Francuzka dziennikarka Marie podczas urlopu przeżywa atak tsunami i przez chwilę znajduje się w stanie chwilowego zgonu. George wydaje się zwykłym robotnikiem, ale naznaczony jest darem widzenia zmarłych, wcześniej działał jako medium. Wreszcie jest dwóch braci bliźniaków – Jason i Marcus, opiekujący się matką-alkoholiczką. Podczas pójścia po leki, starszy zostaje zaatakowany przez gnojków i uciekając przed nimi wpada pod auto.

medium1

Clint Eastwood mięknie z wiekiem i stara się poruszać ważkie tematy. Razem z uznanym scenarzystą Peterem Morganem („Królowa”, „Ostatni król Szkocji”, „Frost/Nixon”) próbuje opowiedzieć o życiu po śmierci. Nie jest to jednak żaden horror, ale pełnokrwisty dramat obyczajowy, gdzie losy całej trójki przeplatają się ze sobą. O ile początek jest intrygujący (scena tsunami jest naprawdę świetna), o tyle dalej cała historia zwyczajnie nuży. Szukanie kontaktu ze zmarłymi jest tutaj próba pogodzenia się i pożegnania się z innymi. Ale tez przy okazji widzimy jak żyją osoby, które mają „kontakt” z zaświatami.

medium2

Ciekawszy był dla mnie watek George’a (Matt Damon pozytywnie zaskoczył) –  medium, który traktuje swój dar bardziej jako klątwę, nie pozwalającą mu prowadzić normalnego życia. Dlatego chce się od tego odciąć, niemal desperacko. Podobnie Marie (świetna Cecile De France), która o mało nie umarła i próbuje przetrawić to. Szuka informacji i chce napisać o tym książkę, a bracia bliźniacy (George i Frankie McLaren) byli po prostu świetni. Więc aktorsko nie mam żadnych zastrzeżeń, także kameralna forma nie przeszkadzała – to był zawsze znak rozpoznawczy Clinta.

medium3

Ale dla mnie to wszystko trochę za łagodne, za bajkowe i tylko ślizgające się po problemie. Zaświaty i życie po śmierci to jedna ze spraw prześladująca każdego człowieka. Ale tutaj jest to takie naiwne i bajkowe, że głowa mała. A zakończenie to dla mnie czysty kicz (więcej nie powiem). „Medium” może śmiało rywalizować o miano jednego z najgorszych filmów Eastwood. Nudny, powolny i poruszający tylko momentami. A mogło być tak fajnie.

5/10

Radosław Ostrowski

nadrabiam_Eastwooda


Invictus – Niepokonany

RPA znalazło się w czasie po zniesieniu apartheidu, jednak mentalność nadal pozostaje taka sama. Ale prezydent Nelson Mandela robi wszystko, by połączyć białych oraz czarnych. Droga jest do tego dość wyboista. Szansę widzi on w zbliżających się Mistrzostwach Świata w rugby w najbliższym roku (1995). I o tej walce postanowił opowiedzieć Clint Eastwood.

invictus1

Chciałbym powiedzieć coś miłego o tym filmie, ale doświadczony Clint zrobił taka laurkę i pomniczek dla Mandeli, że nadmiar patosu oraz ważnych, wielkich słów wielu może wystraszyć i zniechęcić przed seansem. Niby są pewne kameralne sceny, w których widzimy prezydenta prywatnie, ale mam wrażenie, iż były one zwykłymi zapychaczami czasu. Tutaj dominują tutaj przemówienia, przemowy, rozmowy polityczne oraz… mecze rugby. To na nich Eastwood się skupia pośrednio jako narzędziu służącemu do zjednoczenia całego narodu RPA po czasach apartheidu. Patos ten bywa coraz bardziej napięty i nawet wizyta drużyny w wiezieniu, gdzie był trzymany Mandela – wypada odrobinę pretensjonalnie. Nie zawodzi za to finał, czyli mecz z Nową Zelandią w finale. Wtedy całość nabiera tempa, dynamiki (świetnym montaż oraz praca kamery) i bigla, trzymając w napięciu do samego końca. Ale to tylko 20 minut i dla mnie to za mało.

invictus2

Nawet aktorstwo jest zaledwie solidne. Trudno mi cokolwiek zarzucić Morganowi Freemanowi w roli Nelsona Mandeli – akcent jest bez zarzutu, świetnie się sprawdza zarówno w archiwalnych fragmentach jak i każdym wystąpieniu.  Ale to rola wpisana w wizerunek Freemana (mędrca i mentora pełnego charyzmy i ciepła), bez zaskoczenia oraz czegoś nowego. Troszkę lepszy jest Matt Damon, który troszkę przypakował i zrobił wszystko, by być kapitanem rugbystów – Francois Pienniara. Ich dwóch ciągnie ten film, ale nie w stanie uczynić go lepszym niż zaledwie poprawną produkcją.

invictus3

„Invictus” to zniżka formy Eastwooda, który jednak nadal nie odpuszcza i ciągle szuka intrygującego, ciekawego tematu do opowiedzenia. Tu można było to zrobić lepiej.

6/10

Radosław Ostrowski

nadrabiam_Eastwooda


Oszukana

Los Angeles, rok 1929. Christine Collins pracuje w firmie telefonicznej, gdzie nadzoruje połączenia i mieszka sama z synem Walterem. Pewnego dnia kobieta wraca do domu, ale jej syna już nie ma. zawiadamia policję i po kilku miesiącach zostaje odnaleziony jej syn – przynajmniej tak twierdzą policjanci. Bo matka go nie poznaje, a gliniarze nie chcą się przyznać do błędu.

oszukana1

Clint Eastwood tym razem postanowił opowiedzieć prawdziwą historie kobiety, która stała się symbolem walki ze skorumpowaną policją. W oparciu o akta sprawy stworzył mocny i poruszający dramat z intrygującym wątkiem kryminalnym. Ale jednocześnie pokazuje i piętnuje działania policji, która posuwa się do kneblowania ust, by nie przyznać się do błędu. W przypadku pani Collins takim kneblem był szpital psychiatryczny – a wcześniej przemoc i zastraszanie. Film mocno działa emocjonalne, także dzięki zdyscyplinowanej pracy Eastwooda, który stosuje oszczędną narrację i unika wszelkich pułapek oraz stosowania szantażu. Jak zawsze wydaje się, że jednostka w starciu z systemem jest bezsilna – chyba że takich jednostek jest więcej, to szansa się zwiększa.

oszukana2

Sama intryga kryminalna prowadzona jest swoim rytmem, jednak następuje przełom w sprawie, dzięki czemu wpadają na trop seryjnego zabójcy. Więcej nie zdradzę, bo wtedy można poczuć znużenie. Pewną wadą może być zbyt długie zakończenie oraz zbyt prosty podział postaci (dobra Collins, zła policja), jednak wszystko to ogląda się dobrze (świetne zdjęcia, stylizowane na dawne lata), a reżyser potrafi zaangażować.

oszukana3

Jednak ten świat zostaje ożywiony przez świetnych aktorów. Pozytywnie zaskakuje Angelina Jolie w roli zagubionej i bezsilnej matki. Są pewne sceny na granicy przerysowania, jednak Jolie nie przekracza tej granicy i jest bardzo wiarygodna. Silna, niezależna kobieta w tych czasach była rzadkością, a sceny w psychiatryku pokazują jej charakter mocno. Partneruje jej obsadzony nietypowo John Malkovich w roli pastora Gustav Brigleb, który piętnuje policyjne przekręty i nieuczciwości. Jednak nie jest tylko głosem sumienia, ale walczy także czynami. Dawno aktor nie grał takiej pozytywnej postaci. Poza nimi są tutaj antypatyczny Jeffrey Donovan (kapitan Jones – gnida, nie policjant), trzymający fason Michael Kelly (detektyw Ybarra) oraz tajemniczy Jason Butler Harner (Gordon Northcott).

oszukana4

„Oszukana” to mieszanka dramatu, kryminału i jednocześnie akt oskarżenia wobec niesprawiedliwości oraz braku dobrej woli. Wszystko zrobione w sposób uczciwy i bez oszukiwania, ani pójścia na łatwiznę. Film potwierdza dobrą dyspozycję Eastwooda.

7/10

Radosław Ostrowski

nadrabiam_Eastwooda